Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Prezydent Kwaśniewski w reakcji na informacje o matactwach podczas prac Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji nad projektem nowelizacji ustawy o radiofonii zaapelował do przewodniczącego KRRiTV „albo wręcz całej Rady” o podanie się do dymisji.
Apel jest zasadny: że KRRiTV pracuje skandalicznie (niektórzy dodają: a za duże pieniądze), wiadomo od dawna, a nie od afery Rywina. Kłopot z dymisją jest jeden: li tylko polityczne w praktyce kryteria doboru nowych członków nie dają żadnej nadziei na wyeliminowanie patologii (złośliwi już zwracają uwagę, że gdyby teraz wybierany był nowy skład Rady, to wyznaczyliby go pospołu Aleksander Kwaśniewski - 3 członków i Leszek Miller - 6 członków). A nie ma większych złudzeń, że politycy - parlamentarzyści zwłaszcza - zrezygnują nagle z możliwości sterowania rynkiem mediów, desygnując do Rady na przykład wymarzonych przez niektórych fachowców.
Dlatego apel prezydenta warto rozszerzyć: KRRiTV trzeba zlikwidować. Jej zadania z powodzeniem mogłyby dziś wypełniać inne organy państwa (podział częstotliwości staje się powoli zamkniętym rozdziałem, a wolności słowa strzec mogą niezależne sądy). Tu kłopot jest inny: aby odesłać KRRiTV w niebyt, trzeba by zmienić konstytucję - a to byłby dziś niebezpieczny precedens, bo zaraz zaczęłoby się masowe grzebanie w ustawie zasadniczej. Nie ma też ku temu klimatu politycznego: tu także trudno sobie wyobrazić, by parlamentarzyści ni stąd ni zowąd sami pozbawili się takiego instrumentu wpływów. Krzysztof Burnetko