Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Na krótkim konklawe został wybrany papieżem 26 sierpnia 1978 r. W sobotę. „Tygodnik” wtedy się drukowało we wtorek. Proces technicznego przygotowania numeru był dłuższy niż dziś. Przypomnę, że nie było internetu, że zagraniczna prasa była trudno dostępna i docierała z opóźnieniem. Jerzego Turowicza akurat nie było, księdza Andrzeja Bardeckiego też nie. Spora część redakcji na urlopach. Przedstawienie nowego papieża czytelnikom przypadło mnie, a ja nic o nim nie wiedziałem. Kiepski wyszedł tekst, dobrze, że nie był podpisany.
Zamieszczone w „Tygodniku” wypowiedzi kilku katolickich i nie tylko katolickich osobistości też nie świadczyły o wcześniejszej jego znajomości. Fakt, kard. Albino Luciani nie miał „parcia na szkło”, nie dbał o rozgłos. Na Soborze tylko raz się odezwał, a i to na piśmie. Polscy kardynałowie (Wyszyński i Wojtyła) przysłali z Rzymu komunikat. Eksponowali w nim datę wyboru – dzień Matki Boskiej Częstochowskiej.
Papież Jan Paweł I zmarł po 34 dniach. Dwadzieścia dni później papieżem został wybrany kardynał Wojtyła, a Jan Paweł I, nim zagościł w polu naszej uwagi, znalazł się na jego peryferiach – o ile w ogóle się znalazł.
Wszczęcie procesu beatyfikacyjnego papieża Lucianiego (23 listopada 2003 r., 25 lat po jego śmierci) potraktowaliśmy – być może podświadomie – jako pontyfikalny gest kurtuazji wobec poprzednika. A teraz, kiedy do beatyfikacji pozostaje tylko wyznaczenie jej daty przez papieża Franciszka, zaczynamy odkrywać, kim był Jan Paweł I. Podobno, żegnając krakowskiego metropolitę opuszczającego Rzym po inauguracji pontyfikatu, JPI miał mu przepowiedzieć, że niedługo on zostanie następnym papieżem. Może dlatego Wojtyła tak był poruszony nagłą śmiercią JPI. Na poprzednim konklawe wybór raczej mu nie groził.
O JPI wiedzieliśmy, że jest „papieżem uśmiechniętym”, że to pierwszy papież z podwójnym imieniem, że nie używa papieskiego pluralis maiestatis, że zamiast koronacji po prostu odbył inaugurację pontyfikatu, rezygnując z tiary, a po kilku próbach także z sedia gestatoria (lektyki noszonej przez sediari pontifici). Nie wiedzieliśmy o tym, o czym w dokumentalnym filmie powiedział ktoś, kto go dobrze znał, że był upartym góralem, który kiedy coś postanowi, to tego łatwo nie odpuści. Nie wiedzieliśmy, że jego ojciec był socjalistą, robotnikiem, który za pracą jeździł do innych krajów, że kiedy ojciec „dmuchał szkło” w jakiejś (pewnie weneckiej) wytwórni, dmuchał z nim młody Albino. Nie wiedzieliśmy, że jako biskup, a także jako patriarcha Wenecji, jeździł na rowerze, chodził do dentysty i nosił pocerowaną sutannę, że tak jak Jan XXIII, widział wielką potrzebę odnowy Kościoła. Nie bardzo nas interesował program, który chciał realizować jako następca Piotra. Wiedzieliśmy tylko, że kiedy na konklawe padło pytanie, czy wybór przyjmuje, odpowiedział, że przyjmuje, i dodał: „Niech wam Bóg wybaczy to, coście uczynili”.
Teraz Watykan poinformował, że Franciszek zaaprobował dekret o uznaniu cudu za wstawiennictwem Sługi Bożego Albina Lucianiego. Rychła z pewnością beatyfikacja będzie okazją do poznania człowieka, który na 34 dni pokazał się światu. Pisze o nim w tym numerze „Tygodnika” Edward Augustyn: „Jedni mieli go za liberała albo komunistę, bo troszczył się o robotników i angażował w mediacje między związkowcami a przedsiębiorcami: »Nie każdy robotnik, który walczy o uznanie swoich praw, jest komunistą, co z taką łatwością nieraz twierdzimy« – mówił. (...) Dla innych, zwłaszcza młodych, był uosobieniem tego, co w Kościele tradycyjne i konserwatywne. Gdy w 1974 r. katoliccy studenci z Wenecji opowiedzieli się za referendum w sprawie prawa rozwodowego, z miejsca rozwiązał najbardziej aktywne organizacje – nie za poglądy, jak tłumaczył, ale za publiczne wystąpienie przeciwko stanowisku biskupów”. Czy był więc „wersją demo” papieża Franciszka? ©℗