Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Teraz już leży zamknięta na jednym boku, komentator (też z bardzo daleka) dostrzega w tym symbol, ale przecież nie ma racji, nic się nie zamknęło, Dobra Nowina dalej jest przez Niego opowiadana, także tu i teraz, na tym placu, gdzie stanęła Jego trumna. Jaka ona samotna i mała. Gdyby to u nas, przecież przyszlibyśmy z kwiatami i lampkami i cały czas bylibyśmy blisko. Kamery pokazujące czarne rzędy oficjalnych uczestników jeszcze potęgują poczucie osamotnienia. Dopiero kiedy sięgną dalej i głębiej, nad morze głów, gdzie ten sam wiatr nieustannie ożywia kolorowe flagi i transparenty, a potem, w migawkowych zbliżeniach, przekażą nam obrazy kolejnych rąk zaplecionych w modlitwie i kolejnych zapłakanych twarzy, odzyskujemy poczucie wspólnoty trwające między tamtą samotną trumną na placu i wszystkimi kolejno punktami globu, gdzie uczestniczy się w tym samym spotkaniu, naszym i wszystkich.
Jakie to nagle proste: wszystkie polskie przekazy są podobne. W żadnym nie brakuje modlitwy, skupienia, rezonans myśli i odczuć brzmi tak samo czysto, pytania nie są zadawane na siłę, odpowiedzi wywołują tylko współbrzmienie, co najwyżej politycy powinni może jeszcze trochę pomilczeć, nie spieszyć z wyznaniami, bo im najtrudniej przekonać, że mówią do nas tylko z potrzeby serca. Tylko że i ta rozmowa powinna się niebawem zakończyć, milczenie równające się wchodzeniu w głąb będzie coraz bardziej potrzebne.
Mała uwaga na marginesie: jedno słowo w tych dniach razi szczególnie - to słowo “tłum". Używane w najlepszej wierze, pozytywnie, a nawet z entuzjazmem, na oznaczenie po prostu ogromnej liczby zebranych uczestników żałoby, słowo to dalej zgrzyta, bo jest niesprawiedliwe. Tłum to wielka liczba osobników bezmyślnych - a tu wszędzie są wspólnoty czujących tak samo, zespolonych. Jest ludzkie, że sprawozdawcy wciąż ich liczą, że owe pięcio-, sześcio- i więcej cyfrowe liczby mają znaczenie, umacniają naszą wspólnotę w żałobie i wdzięczności. Byle nie ześliznąć się w licytację: gdzie nas było więcej i o czym świadczy różnica. I byle pamiętać o tych, których może dlatego mniej, że opuszczeni, zaniedbani, nawet zagrożeni, a nie, tak jak my, dowartościowani. Katolicy chińscy, prawosławni w Rosji pozbawieni bezpośredniego przekazu, ludzie dobrej woli zagubieni wśród obojętności dalekich światów, nieobecni nieraz w naszej pamięci, a przecież w Jego testamencie tacy żywi, jakby byli tutaj na Placu, pod Jego oknem.
Już ostatnie minuty ceremonii. Zabrano ewangeliarz, cyprysowa trumna wolniutko przesuwa się na ramionach żałobników ku wrotom bazyliki, gdzie zniknie nam sprzed oczu. I nagle przestaje być samotna: widać za nią tych najbliższych Mu ludzi, jak towarzyszą jej o krok. Zawsze byli przy Nim i teraz też wolno im zachować się jak rodzina, a nie jak osoby oficjalne. Pójdą w imieniu nas wszystkich. Czy do “grobu w ziemi, bez sarkofagu", jak chciał i jak napisał w testamencie? Dzisiaj jeszcze nie wiem...
8 kwietnia 2005