Nekrolog dla Limonowa

W nocy spadł śnieg. Północny wiatr goni białe tumany po łące. Ale słońce prześwieca od czasu do czasu przez chmury i cienka warstwa bieli ustępuje.

30.03.2020

Czyta się kilka minut

Wychodzi burozielone. Prześwieca ziemia nagrzana przez ostatni tydzień. Zeszłoroczne trawy już chrzęściły pod stopami. Już było czuć ten suchy zapach, gdy ciepłe powietrze zaczyna falować w bezwietrznej pogodzie. No ale spadł i trzeba wszystko zaczynać od początku. To leniwe, senne przebudzenie świata. Ten niezauważalny, lecz nieustępliwy przyrost barw. I światłość, z każdym dniem coraz wyższa, aż do czasu, gdy cienie drzew zbiegną się w czarne, gęste plamy u ich stóp.

Czasem wydaje mi się, że można tak spędzić życie: patrząc, jak zmieniają się pory roku i pogody. Jak zmienia się upierzenie ptaków. Jak spada wilgoć i potem unosi się w przestworza, formuje w chmury i znowu opada. To jest naiwna wizja, ale mnie pociąga. Nie da się jej zrealizować, ale niesie w sobie coś w rodzaju pociechy. Bo przecież nigdy nie pozbędziemy się podejrzenia, graniczącego niekiedy z pewnością, że innego świata nie będzie. Że dni w końcu zgasną, a nasze zmysły stępieją, wyschną na wiór na wieki wieków. I będziemy żałować, że nie daliśmy światu szansy, na jaką zasługiwał. Chociażby z tego względu, że pozwolił nam na istnienie. Niewdzięczność jest paskudną cechą. Tak samo jak marnotrawstwo darów. Tak, wiem, to jest styl księży oraz kaznodziejski. Pocieszam się tym, że używam go jednak w sprawie co najmniej pogańskiej oraz niepopularnej.

No bo co to jest za propozycja, żeby usiąść na tyłku i patrzeć, jak paruje woda? Patrzeć, jak się robi jaśniej, a potem ciemniej. Czekać, aż się zrobi ciepło, żeby zaraz się ochłodziło. I w dodatku utrzymywać, że niczego innego nie będzie, i to jest jedyna nasza szansa na istnienie, w jako takiej zgodzie z naturą wszechrzeczy. Z drugiej strony, wydaje mi się, że to jest dość tania, nieinwazyjna i mało mordercza propozycja w porównaniu z innymi ofertami, z których ludzkość korzysta od tysiącleci.

Ale tak naprawdę to piszę coś w rodzaju nekrologu. Kilka dni temu umarł Eduard Limonow. Miał 77 lat. Można rzec śmiało, że niezły był z niego skurwysyn. Literacki, społeczny, polityczny. Właściwie przez całe życie nie mógł się zdecydować, czy chce być pisarzem, świętym, wodzem rewolucji czy gwiazdą popkultury. Chwalił się na prawo i lewo. Na przykład tym, że chciał zastrzelić Kurta Waldheima, że właściwie miał go już na muszce sztucera podkradzionego amerykańskiemu milionerowi. Zamieniał swoje życie w literaturę, żeby wystrychnąć wszystkich na dudków i nie brać za nic odpowiedzialności. Z drugiej strony, tłukł się po zakamarkach „rosyjskiej duszy” jak marek po piekle. Z trzeciej, poszedł na ładnych parę lat do putinowskiego więzienia, bo nienawidził każdej władzy z całkowitą wzajemnością. Z czwartej, marzył mu się jednak rząd dusz i przewrót, który zbawi wszystkich skrzywdzonych i poniżonych. Zwłaszcza tych, których osierocił Związek Radziecki. Z piątej, strzelał z cekaemu w stronę oblężonego Sarajewa, bo uważał, że zawsze trzeba stawać po stronie słabszych, czyli w tym przypadku Serbów, którzy są sami przeciw reszcie świata. Z szóstej, siódmej, ósmej… Można by jego życiem obdzielić z dziesięciu pisarzy, a i tak by jeszcze sporo pozostało.

Nic dziwnego, że kulturalny francuski intelektualista
Emmanuel Carrère napisał o nim parę lat temu książkę. Coś pomiędzy fabularyzowaną biografią a powieścią. Na ostatniej stronie Limonow podczas udzielanego wywiadu pyta autora: „Zna pan Azję Środkową?”. A potem zwierza się, że chciałby umrzeć jako żebrak w cieniu meczetu. Wpatrując się w azjatycką pylistą pustkę. Albo w ciemność, bo niektórzy żebracy są ślepi. I nawet jeśli jest to zmyślenie autora, albo – co bardziej prawdopodobne – samego Limonowa, to jest to zmyślenie bardzo piękne.

Następnego dnia po śniegu nie ma już śladu. Wiatr z północnego zmienił się na południowy. Pejzaż jest ten sam. Uherec zamyka dolinę. Popołudniowe światło srebrzy nagie pnie olch. Kwitnie na żółto iwa. Tylko tyle, Drodzy Państwo. Tylko tyle. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się w 1960 roku w Warszawie. Mieszka w Beskidzie Niskim. Prozaik i eseista. Autor Murów Hebronu, Dukli, Opowieści galicyjskich, Dziewięciu, Jadąc do Babadag, Taksimu, Dziennika pisanego później, Grochowa, Nie ma ekspresów przy żółtych drogach, Wschodu… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 14/2020