Nawałnica z piorunami

Jestem nauczycielem od 20 lat. Uczyłem w szkole podstawowej, a od 6 uczę w liceum. Dojeżdżam do pracy codziennie 15 km. Uczę historii, wiedzy o kulturze i filozofii. Byłem członkiem dolnośląskiego zespołu przygotowującego syllabus z historii do matury 2002. Proponowano mi także funkcję egzaminatora z historii i filozofii nowej matury, jednak odmówiłem. Jestem wychowawcą, a także przewodniczącym zespołu wychowawców w liceum. Mam przed sobą trzy artykuły dotyczące oceniania punktowego w szkole: Stanisława Bajtlika “Trzeci dzwonek po antrakcie" (“TP" nr 15/03), Anny Nasiłowskiej ,,Nagroda za przewidywalność" (nr 19/03) i Stanisława Bajtlika ,,Etyka na wagę" (nr 26/03). Istota tych artykułów sprowadza się do pytania: czy traktujemy uczniów jak tarczę strzelniczą, czy pozostajemy przy tradycyjnym ocenianiu?

Zdaję sobie sprawę z konieczności porównywania ocen z różnych przedmiotów w różnych szkołach. Nie wiem jednak, jak egzaminatorzy wyobrażają sobie sprawdzanie wiedzy w systemie testowym z przedmiotów humanistycznych. Żaden test nie sprawdzi umiejętności formułowania wniosków, myślenia, argumentacji. Może być tylko wskazówką co do opanowania pojęć, definicji, dat. Co wynika z faktu, że uczeń zna np. datę bitwy pod Grunwaldem/Tannenbergiem, jeśli poza jego wiedzą pozostaną przyczyny i skutki dla Królestwa Polskiego i Europy tamtych wydarzeń? ,,Papierkowość" nauczycielskiej pracy, podporządkowanie poczynań nauczyciela zarządzeniom dyrekcji i MEN są powodem ubezwłasnowolnienia uczącego. Uczenie się przez uczniów słów-haseł wypisanych tłustym drukiem w podręczniku lub wskazanych przez nauczyciela i ich ykorzystanie następnie w teście jest wygodne dla uczącego czy szkoły, ale tacy uczniowie skonfrontowani z problemem wymagającym wnioskowania - przegrywają.

Staram się uczniów zmusić do myślenia. Jest to trudne w czasach kultury obrazkowej, ale nie niemożliwe. Wymagam napisania referatów, do których bibliografię poznają przy podawaniu tematów. Jeśli sięgną po inne lektury, chwała im za to. Zmusza to uczniów do czytania. W trakcie lekcji dyskutuję z nimi, pozwalając im na własne wnioski. Krótkie sprawdziany mają kontrolować umiejętność wnioskowania, a nie opanowania kanonu dat i pojęć. Jeśli uczeń myśli, przeczytał literaturę i ma choć trochę chęci - musi zadowolić każdego, a przede wszystkim siebie.

Wiem, że obecne czasy to ,,wyścig szczurów". Pewnie ani ja, ani inni nauczyciele nie zapobiegniemy temu. Możemy jednak trochę wyhamować, wskazać inne wartości. Może wskazówką powinny stać się słowa Pawła VI ,,być czy mieć"? W mojej klasie powieszone jest nad tablicą (i realizowane) hasło ks. Józefa Tischnera: ,,Żyć w kraju tolerancyjnym, to nie obawiać się tego, kim się jest". Tłumaczenie sensu tych słów i wdrażanie ich w życie jest moim wobec uczniów zadaniem. Nigdy nie pozwoliłem sobie na stwierdzenie, że racja leży wyłącznie po mojej stronie. Opinie uczniów są przecież przejawem ich samodzielności.

Znajomy kolega-nauczyciel głosi niewygodną dla wielu z nas opinię: w szkole są ci, którzy pracują jako nauczyciele i ci, którzy są NAUCZYCIELAMI. Ci ostatni będą dla ucznia przewodnikami, przyjaciółmi i wzorcem. Nigdy nie potraktują ucznia jako tarczy strzelniczej, według hasła: trafiony-zatopiony. Zdobyte przez ucznia punkty w teście będą tylko wskazówką, nie celem samym w sobie. To właśnie testowe badania wyników nauczania spowodowały, że odszedłem z zespołu przygotowującego nową maturę 2002 i nie zgodziłem się zostać egzaminatorem zewnętrznym tejże matury (oraz tej zaplanowanej na rok 2005). Jak mogłem pozwolić sobie na ocenianie “od do"! Czy jeśli pojęcie ,,etyka" lub jakiekolwiek inne uczeń zastąpi słowem, którego nie ma w kluczu bo nie przewidzieli go autorzy, otrzyma zero punktów, nawet jeśli jego odpowiedź byłaby właściwa?

Na końcu roku szkolnego, jako jedyny, oceniałem zachowanie według zasad szkolnego systemu oceniania, gdzie w przybliżeniu określono kryteria przyznawania not. Poprosiłem uczniów, aby na kartkach uzasadnili, dlaczego zasługują na ocenę, którą proponują. Ich oczekiwania porównałem z moimi propozycjami. Obie strony “spotkały się" w przeszło 80 proc. przypadków. Okazało się przy tym, że niektórzy uczniowie pomagali np. w szpitalu, schronisku dla zwierząt, zajmowali się dziećmi z bloku, nie chwaląc się tym w szkole. A takich rzeczy, robionych z potrzeby serca a nie zdobycia punktów, nie przewiduje system ocen punktowych. I nie może ich przewidzieć, bo życie niesie tak wiele niespodzianek, że nie sposób ująć ich w tabelę. Takie traktowanie jest też bardziej partnerskie.

Aby być nauczycielem, trzeba mieć dużo samozaparcia i chęci. Trzeba też poważnego traktowania ze strony przełożonych. A nauczyciel i jego potrzeby są w Polsce, niestety, na jednym z ostatnich miejsc. Polskiej oświacie jest potrzebna nawałnica z piorunami. Oby nie przyszła za późno, kiedy przegramy kilka uczniowskich roczników, a najlepsi z nauczycieli przejdą na emeryturę.

ADAM TRZCIŃSKI, Ciepłowody (woj. dolnośląskie)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2003