Nasza Prowansja

W antykwariacie z meblami zobaczyłem biały wieszak.

13.12.2011

Czyta się kilka minut

Był to mebel, jakich wiele stoi w poczekalniach gabinetów lekarskich. Ich biel przykuwa uwagę niektórych badaczy, sygnalizuje ona bezpardonową wojnę z zarazkami. Nieoficjalne, a może właśnie oficjalne wskazówki malowania na biało nie podlegają dyskusji: malujcie na biało, na białym widać nieumycie. A jednak biel owego wieszaka wynikała z czegoś - jak się okazało - zupełnie innego. Była nie z tego świata. Świadczyła o tym przyczepiona karteczka. Otóż był to wieszak PROWANSALSKI. Jego biel była zatem nie teoretycznie higieniczna, a praktycznie symboliczna. Trzeba dziś sporo zapłacić, by mieć w domu wieszak, który nigdy w Prowansji nie był, który przestał swe życie jako świadek krakowskich dramatów, dajmy na to dermatologicznych, i na którym przez dziesięciolecia wisiały owe wilgotne palta o zapachu, jakiego w Prowansji nigdzie nie ma. Nigdzie, nawet w prowansalskiej piwnicy, choć pękła tam rura, gdy Fryderyk Mistral odbierał Nobla.

Prowansja, jak tu wiedzą wszyscy, to miejsce skrajnie romantyczne. MAGICZNE. Dlatego wieszak stamtąd jest bardzo drogi. Jak Prowansja długa i szeroka, meble są tam białe właśnie, kwiecie liliowe, wino różowe, a mydło lawendowe. Wszystko w Prowansji jest szalenie ziołowe, oliwne, winne i kozie, nad kuchniami opalanymi drewnem wiszą miedziane naczynia i olśniewająco suche bukiety, wszystko, co prowansalskie, jest do granic gliniane, kamienne, rozmarynowe, zdrowe, pachnące, a na dodatek przepiękne. Zwykły wieszak wymalowany na biało, stojący w Krakowie, jest zatem świadectwem tutejszej przeogromnej tęsknoty. Prócz Toskanii, Prowansja jest drugim równie słodkim miejscem na Ziemi. Jest liliowym pępkiem Wszechświata.

Dowodem na te wszystkie wyobrażenia jest nie tylko pomysłowe pomalowanie wieszaka białym lakierem i tego koloru najdalej idąca interpretacja. Dowodem są przede wszystkim półki w księgarniach, pełne książek o tej krainie. To może znaczyć i znaczy, że prowansalskim marzeniem ludzie żyją wszędzie, nie tylko nad Wisłą, gdzie w grudniu słońce ma kolor szczupakowo-zielony.

Książki owe napisali głównie zdegustowani milionerzy bądź rozczarowane zamożnością milionerki. Autorzy zniszczeni przez okrucieństwo życia w luksusie, okaleczeni odrażającymi wygodami i prymitywizmem partnerów biznesowych. Przenieśli się oto z mroku do Prowansji i była to - co często zaznaczają we wstępach - ostatnia próba polepszenia doli przed samobójstwem. Prowansja - z tego wynika - jest miejscem, gdzie czerń doczesności przeradza się w jej biel. W jasność. Prowansja obudziła w autorach, o czym świadczą książki, chęć życia. Tamże, w warunkach szalenie prostych, jedząc prosto, pijąc prosto i pachnąc prosto, piszą bardzo prosto. Piszą o tym, jak jest pięknie i jak jest zdrowo, czym wywołują w nas wszystkich pragnienie nie tyle ucieczki na południe, ile natychmiastową potrzebę pomalowania bądź kupienia sobie wieszaka. Na dowolny kolor, za dowolną cenę. Wśród tych produkcji ciężko szukać i znaleźć cokolwiek różnego od odcisku ziemniaczanej pieczęci, powielającej te same przeżycia i refleksje, podobnych im nudziarzy. A jednak cuda się zdarzają.

Patrząc w księgarni na "Notatki z Prowansji" Adama Wodnickiego, wydane przez Austerię, pomyśleć w pierwszej chwili można, że oto krakowski profesor znalazł się w trudnej sytuacji. Że zgnębiony bogactwem, rozbił drogocenne flakony z pachnidłami, oddał księdzu Stryczkowi wszystkie limuzyny, a wory dolarów celnie zainwestował. Że doinwestowany, ale znużony, znudzony i zniesmaczony pojechał sobie do Prowansji, by tam notować na liliowo. Można by pomyśleć, że Wodnicki i wydawnictwo Austeria chcą, byśmy uzupełnili naszą liliową bibliotekę. Byłaby to jednak straszna omyłka. Niewybaczalna, wiodąca nad przepaść, bowiem profesor Wodnicki chyżo wiedzie nas przez ten kraj, opowiadając o wszystkim, czego nie wiedzieliśmy i czego nie wiedząc się nie wstydziliśmy, choć powinniśmy. "Notatki z Prowansji" łagodnie nas o tym przekonują. Piorunująca wiadomość, że profesor Wodnicki włada biegle językiem oksytańskim, czy jak kto woli prowansalskim, podana jest bardzo spokojnie, bez czynienia z tego sensacji. Jego Prowansja jest w istocie krainą bajeczną, ale - co chyba najważniejsze - ów autor wie, dlaczego. Wie, czemu białe jest białe - to wiele wnosi do świata daltonistów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 51/2011