Naród z Putinem, Putin z narodem

Iwan Prieobrażenski, rosyjski politolog: Kreml pokazał, że może zrobić to, czego nie może zrobić żadne inne państwo: zagarnąć siłą część sąsiedniego kraju. Większość Rosjan tym się upaja. Tych, którzy myślą inaczej, nie słychać.

26.05.2014

Czyta się kilka minut

ANNA ŁABUSZEWSKA: Ostatnie miesiące – głównie Majdan i aneksja Krymu – zmieniły Rosję. Jeden z rosyjskich blogerów wspominał, jak kilka lat temu był na wycieczce na Krymie. Zjeżdżali autobusem serpentynami, kierowca gnał, nie zwalniał na zakrętach nad przepaścią. Gdy zatrzymali się na dole, pasażerowie wyrazili entuzjazm dla mistrza kierownicy. „Jaki ze mnie mistrz, hamulce wysiadły” – wyjaśnił kierowca. Upojona zagarnięciem Krymu Rosja jedzie bez hamulców?
IWAN PRIEOBRAŻENSKI: Rzeczywiście uruchomione zostały procesy, których nikt nie kontroluje. Nawet prezydent Putin. Została otwarta puszka Pandory. Co z niej wyleci – nie wiadomo. Kto nad tym zapanuje – nie wiadomo. Nie ma nikogo, kto mógłby tę puszkę na powrót zamknąć.
Ale wydaje się, że rosyjskie społeczeństwo kupuje wszystko, co zrobi Putin. Bez względu na to, czy to bezpieczne, czy niebezpieczne. Niebywale wysokie rankingi popularności świadczą, że ludzie mu wierzą. Naród z Putinem.
Albo Putin z narodem. Tę zmianę było widać jeszcze podczas ostatniej prezydenckiej kampanii wyborczej. Putin odwrócił się plecami do liberalnej mniejszości, która protestowała na ulicach [przeciw fałszerstwom w wyborach parlamentarnych i powrotowi Putina na Kreml – red.]. Powiedział, że odtąd wspierać się będzie na większości, która trzyma jego stronę. I ta większość uwierzyła, że może mieć wpływ na to, co robi przywódca. To znaczy – ta grupa wsparcia będzie mówić, czego oczekuje, a władza będzie te postulaty spełniać. Po Krymie ta tendencja jeszcze się wzmocniła. Można to nazwać nową kolektywizacją.
To znaczy putinowska większość uwierzyła, że sama jest parowozem, a nie wagonami, które podążają za przywódcą-lokomotywą?
Porównanie z autobusem jest lepsze. Jeżeli Putin zechce się zatrzymać, to być może tak się stanie – może autobus na chwilę zawiśnie, straci przy tym kierowcę. Putin jest w tym pojeździe kierowcą, który może też dojść do wniosku, że autobus nie ma hamulców, pędzi nie wiadomo gdzie i najlepiej będzie w tej sytuacji wysiąść. Co będzie potem z takim autobusem – nikt nie jest w stanie przewidzieć. Może się rozbić.
Krym poruszył lawinę, zaktywizowały się w społeczeństwie grupy, które nie były aktywne, chociażby środowiska wyznające tak zwane wartości konserwatywne. Teraz cała rosyjska polityka dzieje się na Ukrainie. A Putin ostatnio dał kilka sygnałów, że pora wyhamować: owszem, Krym nasz, ale co do przyszłości regionów południowo-wschodnich Ukrainy, to nie będziemy uznawać ich niepodległości, a ukraińskie wybory prezydenckie zapewne uznamy itd. Czy to się spodoba tym, którzy – upojeni Krymem – chcą dalej się bawić w „pomoc” dla rosyjskojęzycznej ludności Ukrainy? Wydaje mi się, że oni będą mocno niezadowoleni zawróceniem z tego kursu. Czy aparat represyjny zdoła ich poskromić? A trzeba powiedzieć, że sam aparat – nastawiony ideowo – jest częścią tej aktywnej grupy. Próba wyhamowania zostanie uznana za zdradę.
Ale Krym nie był dalekosiężnym planem, stanowiącym fundamenty kolejnej kadencji Putina. To była bezpośrednia reakcja na to, co stało się w Kijowie na Majdanie.
To trudno jednoznacznie powiedzieć. Po zakończeniu olimpiady w Soczi Putin nie miał żadnych planów na swoją kadencję. Przeciwstawienie się zgniliźnie Zachodu – to było za mało. Krym stał się globalnym projektem Putina – Rosja zademonstrowała, że może zrobić to, czego nie jest w stanie zrobić żadne inne państwo na świecie: zastosować siłę, nie licząc się z kosztami. Tego nie mogą zrobić nawet Stany Zjednoczone, na które powoływał się Kreml. Nikt nie anektuje kawałków terytorium innego państwa. Ameryka owszem, okupowała Irak czy Afganistan, ale to nie znaczyło, że te kraje stawały się kolejnym amerykańskim stanem.
Rosyjskie społeczeństwo upaja się Krymem.
Trzeba dodać: nie tyle upaja się Krymem, ile sposobem, w jaki Krym stał się nasz. Absolutna większość rosyjskiego społeczeństwa upaja się właśnie tym, jak łatwo udało się przyłączyć Krym. Krym jako taki większości w ogóle nie obchodzi, niektórzy nawet nie wiedzą, gdzie to jest. Przez ponad 20 lat od rozpadu ZSRR tendencja była taka: Rosjan zewsząd wypierają, z Uzbekistanu, z Kaukazu. Teraz tę tendencję odwrócono, co rodzi nowe oczekiwania: że dalej też będzie tak łatwo jak z Krymem. Oczekiwania zostały więc rozbudzone. Co do ich realizacji – pewności nie ma.
Jak w nowej sytuacji zachowa się otoczenie Putina? Kilka miesięcy temu politolog Gleb Pawłowski mówił o zagrożeniach dla stabilności układu: jakoby część otoczenia uważała, że Putina można zmienić, gdy on sam uważa, że jest nie do zastąpienia. Czy ta kolizja ulegnie wzmocnieniu w chwili, gdy część otoczenia Putina objęły zachodnie sankcje?
W Europie lubią tę starą historię o planowanym przewrocie pałacowym w Rosji. Uważam, że to niemożliwe. Większość członków ekipy rządzącej jest lojalna wobec Putina. Oni jeszcze w 2011 r. podjęli w pełni racjonalną decyzję, że wraz z odejściem Putina ryzyko, iż wszystko stracą, jest o wiele wyższe niż w sytuacji zachowania go u steru. Teraz też się tego trzymają – nawet jeśli zostaną objęci sankcjami, to per saldo i tak wolą Putina. Mogą co najwyżej wpływać na niego w celu skorygowania jego polityki. Na przykład grupa, która jest nastawiona na dogadywanie się z Unią Europejską, będzie próbowała się dogadywać. Ale ta grupa w otoczeniu prezydenta stale się zmniejsza. Większe wpływy mają politycy związani z armią, ze zbrojeniówką.
Gdy w Kijowie ludzie stali na Majdanie, w Moskwie była nieliczna grupa wspierających protest. Były też demonstracje antywojenne. Potem władza zaostrzyła przepisy o zgromadzeniach: za udział w nielegalnych demonstracjach grożą wysokie kary. To podziałało, chętnych do protestowania nie ma wielu. Czy rosyjski wariant Majdanu jest możliwy?
Są pojedyncze pikiety, ale masowych protestów nie ma, znacznie zmniejszył się potencjał protestu. Po Krymie wzrosła liczba zwolenników poczynań władz. Nawet ci, którzy wcześniej protestowali – np. w sprawie wyroków dla uczestników antyputinowskiej demonstracji na placu Błotnym w 2012 r. – teraz w pełni akceptują to, że Krym jest rosyjski. Stosowanie mocnych środków represyjnych nie jest w takich warunkach konieczne. Zmieniły się proporcje, linie podziału przebiegają inaczej. Do niedawna była niewielka grupa liberałów, którzy ostro krytykowali władze; następnie była większość, która mówiła, że władze są do bani, ale inne będą jeszcze gorsze; wreszcie była też mniejszość, jeszcze mniej liczna niż liberałowie, która popierała władze w całej rozciągłości. Teraz, po Krymie, ta pasywna do tej pory większość zaczęła aktywnie popierać władze.
A ci, którzy nie popierają działań władz, zostali okrzyknięci piątą kolumną i zdrajcami narodu.
Tych, którzy myślą inaczej, nie słychać. Następuje intensywna transformacja, stale przesuwa się linia głównego nurtu, zmieniają się granice tego, co uważa się za dozwolone. Jeśli sam nic nie mówisz, a słuchasz opinii odmiennych od twoich, to po jakimś czasie zaczynasz znajdować racjonalne argumenty po tamtej stronie i korygować swój punkt widzenia, dostosowywać się. Dziś jesteś przeciw zabijaniu, ale może za rok staniesz się bardzo liberalnym zwolennikiem kary śmierci na tle powszechnego przekonania, że przestępców należy włóczyć po placu za pędzącymi końmi.
Czy reżim, który ma tak bezapelacyjne poparcie, będzie trwał niezmiennie? Czy w celu utrzymania poparcia nie będzie zmuszony do dalszego licytowania stawki, wyżej i wyżej?
Wiele zależy od tego, jak długo utrzyma się „efekt Krymu”: podniesienie nastrojów dzięki zwycięskiej eskapadzie. Wpływ będzie miało i to, kiedy i w jakiej formie da o sobie znać kryzys gospodarczy. Jeśli skutki spadku rosyjskiej gospodarki będą dotkliwe, może nastąpić gwałtowny spadek poparcia dla władz. Drugiego Krymu się nie wymyśli, więc jedynym sposobem opanowania sytuacji będzie przykręcenie śruby. Ale to trudno prognozować. Na razie widzimy konserwację reżimu Putina.

22 maja 2014 r.

IWAN PRIEOBRAŻENSKI (ur. 1981) jest rosyjskim politologiemi publicystą. Pracował m.in. w Centrum Technologii Politycznych,czasopiśmie „Profil” i dzienniku „Wiedomosti”. Był szefem działu świat portalu Strana.ru; współpracuje z agencją Rosbałt.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
W latach 1992-2019 związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich, specjalizuje się w tematyce rosyjskiej, publicystka, tłumaczka, blogerka („17 mgnień Rosji”). Od 1999 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Od początku napaści Rosji na Ukrainę na… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2014