Naprawdę nowa mapa Europy

Pięć lat po wejściu Polski do NATO Sojusz przyjął kolejne państwa, w tym trzy byłe republiki sowieckie, które równocześnie wchodzą do Unii Europejskiej. Tak kończy się podział Europy, wyznaczony paktem Ribbentrop-Mołotow i przypieczętowany w Jałcie.

11.04.2004

Czyta się kilka minut

Litwa, Łotwa i Estonia, Rumunia i Bułgaria, Słowacja i Słowenia - te siedem krajów zostało w minionym tygodniu nowymi członkami NATO. Kolejne rozszerzenie Sojuszu Północnoatlantyckiego jest niezwykłe pod dwoma względami: do 26 państw dołączy po raz pierwszy (i zapewne nie ostatni) kraj powstały po rozpadzie Jugosławii. Po drugie, NATO przyjmuje państwa, które do 1990 r. stanowiły część Związku Sowieckiego. Kładzie to kres marzeniom tych Rosjan, którzy chcieliby odtworzenia struktur państwowych ZSRR albo przynajmniej zachowania tej części terytorium byłego ZSRR jako strefy wpływów Rosji. A ponieważ niemal równocześnie trzy kraje bałtyckie, a także Słowenia i Słowacja stają się członkami Unii (Bułgaria i Rumunia mają szansę wejść dopiero w 2007 r.), od wiosny 2004 mamy do czynienia z zupełnie nową mapą Europy.

Polakowi nie trzeba wyjaśniać, czym wejście do NATO i Unii jest dla Litwinów, Estończyków i Łotyszy (w miniony poniedziałek łotewska gazeta “Diena" informowała czytelników: “Od dzisiejszego popołudnia samoloty Sojuszu przejmują ochronę przestrzeni powietrznej państw bałtyckich"). Poszerzone NATO oznacza zabezpieczenie naszej północnej i południowej flanki. Dla Stanów Zjednoczonych natomiast - umocnienie wiodącej roli USA w Sojuszu, gdyż wszystkie siedem nowych krajów od lat utrzymuje jak najlepsze stosunki z Waszyngtonem. Sześć z nich (wyjątek to Słowenia) poparło aliancką interwencję w Iraku, a następnie wysłało nad Eufrat żołnierzy. Niewielu, bo też ich armie są nieliczne. Ale i tak są to często kontyngenty liczniejsze od tych z wielu “starych" krajów.

Z kolei dla NATO kolejne rozszerzenie oznacza strategiczne uporządkowanie wschodnich rubieży. Węgry przestają być oderwaną natowską ,,wyspą". Rumunia i Bułgaria nie tylko wzmacniają obecność Sojuszu na Bałkanach, ale wspierają natowską Turcję, która uzyskuje mocne połączenie lądowe z resztą NATO (dotąd musiała wystarczyć wąziutka granica grecko-turecka). Ujawniony w ubiegłym tygodniu przez “Washington Post" plan przegrupowania wojsk amerykańskich w Europie zakłada tworzenie nowych baz USA (małych, dla mobilnych jednostek) właśnie w Rumunii i Bułgarii (i być może także w Polsce), przy równoczesnym zredukowaniu o połowę sił stacjonujących w Niemczech.

Kolejne rozszerzenie NATO jest logiczne, jeśli Sojusz Północnoatlantycki ma spełniać swoje obronne zadania: oznacza “eksport" na terenie Europy strefy wspólnego bezpieczeństwa. Warto odnotować, że podczas skromnej ceremonii w ogrodzie Białego Domu obok przywódców siedmiu nowych państw członkowskich obecni byli także premierzy Chorwacji, Albanii i Macedonii, które również zabiegają o wejście do NATO.

Ale powiększanie się Sojuszu - i Unii Europejskiej, z którą coraz ściślej chce współpracować Ukraina - kryje zarazem pewne niebezpieczeństwo: odepchnięcia Rosji. W Moskwie rozszerzenie NATO odbierane jest jako akt antyrosyjski, a tego właśnie należałoby uniknąć. Rosja ma prawo do ochrony swych europejskich interesów, należy więc stworzyć mechanizmy, które będą ją z Europą wiązać. Nieufność najlepiej rozładowywać w najbardziej czułych obszarach, czyli w sferze wojskowej. Być może “twardogłowi" rosyjscy sztabowcy nie zmartwili się, wbrew pozorom, rozszerzeniem NATO. Wojskowi lubią mieć jasno określonego przeciwnika, czyli klarowną sytuację na “froncie". Stąd ich wypowiedzi sprzed kilku dni o strzelaniu do każdego natowskiego samolotu wojskowego, który “zagubi się" nad Rosją.

Rosjanom można przypomnieć ich własne sugestie o tworzeniu natowsko-rosyjskich jednostek pod wspólnym dowództwem (jako przykład podawano natowski Międzynarodowy Korpus w Szczecinie, do którego mogłyby “doszlusować" rosyjskie jednostki z Kaliningradu). A jeśli tak, to dlaczego w przyszłości nie miałyby na Morzach Barentsa, Bałtyckim czy Czarnym operować natowsko-rosyjskie flotylle okrętów? W czasie, gdy wspólnym wrogiem i największym zagrożeniem jest międzynarodowy terroryzm, wszystko jest możliwe. Może lepiej, aby rosyjskie fabryki zbrojeniowe zamiast po cichu zaopatrywać groźnych odbiorców na całym świecie, produkowały części zamienne do postsowieckiego sprzętu wojskowego, którego używa nadal ponad 30 proc. wojsk rozszerzonego NATO?

To nie wrażliwość Rosji jest jednak największą troską nowego Sojuszu. Jest nią przede wszystkim terroryzm i kwestia, jaką rolę NATO - już jako instytucja, a nie poszczególne kraje członkowskie, połączone w nieformalną “koalicję chętnych" - może odegrać w starciu z nim. Przykładem jest tu Afganistan, gdzie Sojusz najpierw wspierał Niemców i Holendrów dowodzących międzynarodowymi siłami ISAF, aby kilka miesięcy temu przejąć już formalnie kierowanie tamtejszą misją. Co nie zmienia faktu, że struktury NATO w Afganistanie zajmują się głównie “miękką" robotą (wspierając odbudowę kraju), podczas gdy robotę “twardą" - walka z niedobitkami talibów i Al-Kaidy - wykonują głównie Amerykanie.

O ile jednak w Afganistanie gotowi są angażować się wszyscy natowscy partnerzy, o tyle sprawa komplikuje się, gdy dyskusja dotyczy Iraku i metod walki z terroryzmem. Dziś widać, że masakra w Madrycie nie doprowadziła do zbliżenia między USA a tymi krajami Europy, które kwestionują amerykańską strategię po 11 września - choć same nie przedstawiły alternatywnych propozycji.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2004