„Napisz o mnie”

Jacek Bocheński: ZAPAMIĘTANI

27.01.2014

Czyta się kilka minut

„Ta książka o zmarłych, niemal wyłącznie pisarzach, jest przekładańcem” – czytamy w pierwszym zdaniu. Przekładańcem bardzo udanym.

Wewnętrzne zróżnicowanie dotyczy zarówno czasu powstania, jak i gatunku poszczególnych tekstów. Kolejne portrety bywają połączeniem napisanego kiedyś wspomnienia czy mowy żałobnej i dodanego po latach komentarza. Przekładaniec jednak, by wrócić do kulinarnej metafory, jest ciastem, które udaje się tylko przy zachowaniu odpowiednich proporcji składników i wielkiej staranności w przygotowaniu. Tylko wtedy powstać może nowa, spójna całość. Przekładaniec Jacka Bocheńskiego jest właśnie taki.

Co stanowi o jego spójności? Po pierwsze, wątek autobiograficzny; by kogoś zapamiętać, trzeba go najpierw spotkać. Po drugie – poczucie powinności, płynące z przekonania, że epoka czterech powojennych dekad szybko pogrąża się w niepamięci, motywacje pisarzy, którzy ją współtworzyli, bywają fałszowane, a ich zasługi – marginalizowane. Chodzi więc o sprawiedliwość, która nie oznacza usprawiedliwiania wszystkiego, a tylko ważenie racji i próbę zrozumienia.

Jest to więc opowieść o polskiej kulturze doby powojennej, o wyborach ideowych i sposobach radzenia sobie z systemem przez kolejne generacje, przede wszystkim, co oczywiste, przez pokolenie autora. Dlatego szkice o Tadeuszu Borowskim („Samobójca”), Arnoldzie Słuckim („Prorok”), Wiktorze Woroszylskim („Pryszczaty”), Leszku Kołakowskim („Bezwyznaniowiec”) i Andrzeju Braunie („Mówca”), ale także o Andrzeju Kijowskim („Ironista”) i Zbigniewie Herbercie („Poeta”) należą do najważniejszych. A sąsiadują z krótkim wspomnieniem o Janie Parandowskim („Dobroduszny”), który „bronił się przed naciskami politycznymi po swojemu. Gdy mówiono mu o marksizmie, odpowiadał coś w tym rodzaju, że na przykład w piątym wieku przed Chrystusem zdarzyła się rzecz niezmiernie ciekawa w Syrakuzach. Oczywiście, nikt nie wiedział jaka”.

Także to, co Bocheński pisze o Jerzym Andrzejewskim i Adolfie Rudnickim, niegdyś w literackim panteonie, dziś strąconych w otchłań, wydaje mi się niezwykle istotne. „Był wspaniałym okazem szczególnego schorzenia literatury polskiej w drugiej połowie XX stulecia – czytamy o Rudnickim. – Literatura karmi się literaturą (cudzą, lecz także swoją) jak materią prawdziwych rzeczy”. Ale ten sam pisarz, przypomina Bocheński, przekazał „najistotniejszą wiadomość o żydowskim losie”. Teksty o Ance Kowalskiej i Marcie Fik przywołują klimat świata „drugiego obiegu” schyłku lat 70. i 80. Tekst o Gracji Kerényi przypomina niezwykłą postać węgierskiej tłumaczki, przyjaciółki Mirona Białoszewskiego i badaczki Teatru Osobnego.

„Cóż więc zostanie po niedawno zmarłych pisarzach polskich? Arnold Słucki liczył na przypis petitem, Kazimierz Brandys na nic, Jerzy Andrzejewski na ex aequo z Tomaszem Mannem, Andrzej Braun może liczyć przynajmniej chwilowo na anegdotę o swoim przemówieniu w Katowicach” – zauważa melancholijnie Bocheński, nawiązując do zjazdu Związku Literatów Polskich w 1978 r., gdy Braun, niegdysiejszy socrealista, z wielką odwagą upomniał się o wolność słowa, a także o pamięć o Katyniu. „Twórczość umiera prawdopodobnie z autorem raz na zawsze, choć nie można mieć co do tego pewności, bo kryteria ewentualnych wskrzesicieli bywają zdumiewające”.

Książka ujęta została w szczególną ramę. Otwiera ją szczery i niesentymentalny (choć czuły) portret ojca, Tadeusza Bocheńskiego, pisarza odrzuconego, „filologa, nauczyciela łaciny i greki, który nie widział różnicy między antykiem a dniem dzisiejszym, językiem archaicznym i współczesnym”. Zamyka proza stanowiąca... pośmiertny monolog samego autora, pierwszy rozdział zaniechanej książki. „Prawo ukończenia powieści rezerwuję sobie w zaświatach. Autor” – to ostatnie słowa ostatniego przypisu.

I jeszcze tylko pora wytłumaczyć się z tytułu. „Pomódl się za mnie. Napisz o mnie” – to słowa Tadeusza Nowakowskiego, pisarza emigracyjnego, który po 1989 r. wrócił do kraju, by tutaj umrzeć. „Zapamiętani” są piękną odpowiedzią na tę prośbę. (Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2013, ss. 304.)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Tomasz Fiałkowski, ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2014

Podobne artykuły