Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Supercyklon Amphan, który od 16 do 21 maja szalał nad Zatoką Bengalską, był najkosztowniejszym takim zjawiskiem odnotowanym w tej części wybrzeża Oceanu Indyjskiego. Straty oszacowano na minimum 13 mld dolarów. Na razie potwierdzono śmierć 111 osób.
Mogło być jeszcze gorzej. W poniedziałek 18 maja, około południa, amerykański Joint Typhoon Warning Center na Hawajach na podstawie zdjęć satelitarnych oszacował siłę wiatru na 240-260 km/h, odpowiadającą sile amerykańskiego huraganu piątego stopnia – najwyższej kategorii w skali Saffira-Simpsona. Cyklon znajdował się wtedy dokładnie pośrodku Zatoki Bengalskiej, zmierzając w stronę indyjskiego Bengalu Zachodniego i granicznej bangladeskiej prowincji Khulna, gdzie na terenach nadbrzeżnych mieszka 39 mln ludzi.
Władze Indii i Bangladeszu ogłosiły ewakuację, ale część schronów przemieniono wcześniej na szpitale polowe dla chorych na COVID-19. Pozostałe, ze względów epidemicznych, mogły pomieścić nie 500 tys., lecz tylko 200 tys. osób. „Zostańcie w domach i niech Allah ma was w opiece” – zaapelowała premier Bangladeszu Sheikh Hasina. Na szczęście po dotarciu do lądu wieczorem 20 maja Amphan (w języku tajskim: „ambitny” lub „potężny”) osłabł do ok. 155 km/h. Nazajutrz zanikł nad Bhutanem.
Najdotkliwsze straty odnotowano w rejonie Sundurbanów, gdzie znajduje się największy na świecie las namorzynowy i siedliska tygrysów bengalskich. Fale wdarły się tu na niemal 10 km w głąb lądu. W obawie przed dalszą dewastacją parku – wpisanego na listę światowego dziedzictwa UNESCO – Indie wprowadziły na tym terenie czasowe ograniczenia handlu drewnem. ©℗