Najbardziej radosne święto

Chrześcijaństwo jest religią bogacącą się i zmieniającą z upływem czasu - nie wszystkie obyczaje muszą mieć zakotwiczenie w czasach apostolskich. Boże Narodzenie jest tego przykładem.

20.12.2011

Czyta się kilka minut

/ rys. Andrzej Dudziński /
/ rys. Andrzej Dudziński /

Historyków Kościoła od dawna zdumiewało to, że opowieść ewangelistów o Bożym Narodzeniu (Mt 2, 1-15; Łk 2, 1-21), którą wszak wszyscy chrześcijanie dobrze znali, długo nie była przedmiotem osobnego święta. Pierwszy tekst, który wspomina o nim, pochodzi dopiero z 336 r. W kalendarzu liturgicznym Kościoła rzymskiego (dokładniej: Kościoła miasta Rzymu) znajduje się wzmianka: "Ósmego dnia przed kalendami stycznia [czyli 25 grudnia] Chrystus narodził się w Betlejem w Judei". Szczegółowe badania nad samym dokumentem pozwalają nam co prawda cofnąć nieco w czasie redakcję tej notatki do pierwszych lat IV w., pozostaje jednak faktem, że święto Bożego Narodzenia pojawiło się bardzo późno. Za to w następnych dziesięcioleciach szybko się upowszechniło na łacińskojęzycznym Zachodzie, stając się początkiem liturgicznego roku.

Cóż się mogło wydarzyć u progu IV w., co spowodowało narodziny święta, bez którego obywano się tak długo?

Kult słońca

Odpowiedź na to pytanie czytelnicy znajdą w każdym niemal podręczniku i każdej encyklopedii: zgodny chór autorów twierdzi, że przyczyny trzeba szukać w relacjach między chrześcijanami a pogańskim światem. 25 grudnia poganie święcili narodziny bóstw słonecznych, zwłaszcza bóstwa o imieniu Sol Invictus ("Słońce Niezwyciężone"). Jego kult, o podwójnej genezie: rzymskiej i blisko-wschodniej, nabrał mocy w cesarstwie III w., a jego gorliwym wyznawcą był cesarz Aurelian (270-275). Sol Invictus pojawiał się niezwykle często na jego monetach jako opiekun panującego; władca zbudował mu okazałą świątynię, którą dedykowano bóstwu 25 grudnia (prawdopodobnie, dodam dla czystego profesjonalnego sumienia; data ta nie jest pewna). Dzień będący dniem narodzin świątyni (i bóstwa) święcony był hucznie, a uroczystości miały być na tyle atrakcyjne także dla chrześcijan, że władze Kościoła postanowiły stworzyć konkurencyjne święto, będące w stanie odciągnąć wiernych od pogańskich obyczajów.

Nie jest to pomysł nowoczesny, wyjaśnienie takie znajdziemy już w końcu XIII w., w dziele pewnego syryjskiego autora; z pewnością nie on go wymyślił, nie da się powiedzieć, gdzie go znalazł. Pomysł rozwinęli historycy XIX i XX w., którzy dosyć często podejrzewali kierownictwa gmin chrześcijańskich o podobne praktyki w stosunku do popularnych świąt pogańskich, którym towarzyszyły zabawy, picie wina, tańce (i swawole, co usiłowano wyplenić). Rozumowanie nie było ani absurdalne, ani złośliwe, takie fakty nieraz opisują nam wiarygodne źródła pochodzące z czasów późnoantycznych. Podręczniki i encyklopedie, które objaśniają genezę święta Bożego Narodzenia przez odwołanie do święta Sol Invictus, nie są wyłącznie (ani przede wszystkim) dziełem badaczy nastawionych antyklerykalnie, z pasją wytykających chrześcijaństwu wszelkie pożyczki od pogańskiej strony; w tej materii panowała i panuje zgoda ponad światopoglądami. Warto pamiętać, że Chrystus był nazywany niezwykle często "Słońcem Sprawiedliwości", chrześcijan inspirowało proroctwo Malachiasza (V w. przed Chr.): "Bo oto nadchodzi dzień palący jak piec, a wszyscy pyszni i wszyscy wyrządzający krzywdę będą słomą, więc spali ich ten nadchodzący dzień, mówi Pan Zastępów, tak że nie pozostawi po nich ani korzenia, ani gałązki. A dla was, czczących moje imię, wzejdzie słońce sprawiedliwości i uzdrowienie w jego skrzydłach" (Ml 3, 19-20).

Świat na opak

Dzień 25 grudnia znajdował się tak blisko starego i ważnego, szczególnie wesołego rzymskiego święta, Saturnaliów, że mógł być traktowany jako jego ostatnia, zamykająca faza. Saturnalia wprawdzie miały miejsce 17 grudnia, ale powszechnie przedłużano je tak, że za czasów Cycerona (I w. przed Chr.) trwały tydzień (to dosyć naturalna skłonność, i my ją chętnie praktykujemy). Było to miłym rzymskim obyczajem; wprawdzie cesarz Oktawian August, osoba poważna, skrócił Saturnalia do dni trzech, ale jego następcy je rozciągnęli do dni pięciu, a i tego zalecenia poddani i tak nie respektowali. Istotną cechą tego święta było wymienianie się podarkami, ponadto zabawa zgodnie z zasadą tworzenia "świata na opak": odwracano role społeczne, przyznając niewolnikom swobody, jakich zazwyczaj nie mieli, zasiadali oni do picia i jedzenia przed swymi panami; panowie paradowali w pilśniowych czapkach, które nosili niewolnicy, itd. Oczywiście jedzono i pito ponad zwykłą miarę.

Choć tak łatwe do przełknięcia i tak "zdrowo rozsądkowe", takie wyjaśnienie okoliczności pojawienia się święta Bożego Narodzenia nie jest wcale trafne. Przekonują nas o tym mało znane traktaty o charakterze chronologicznym, pochodzące z III wieku.

Astronomiczne kalkulacje

Wprawdzie pierwsze pokolenia chrześcijan były wyraźnie obojętne na potrzebę umieszczenia wydarzeń biblijnych w czasie historycznym (na skutek tego nie mamy nawet wiarygodnych dat rocznych narodzin i śmierci Chrystusa), to jednak z biegiem czasu (z grubsza bliżej końca II w.) wielu autorów chrześcijańskich podejmowało takie próby, których podstawą nie były wcale dane historyczne (nie mieli ich), ale spekulacje o całkiem innym charakterze. Patrząc na ziemskie życie Chrystusa z perspektywy faktów najważniejszych dla dziejów stworzenia, znajdowali potrzebne im wyjaśnienia w danych astronomicznych. Cykl słoneczny wyznaczał im cztery ważne punkty: dwukrotne solstycjum, czyli najdłuższy i najkrótszy dzień roku (25 czerwca i 25 grudnia), oraz dwukrotną równonoc: wiosenną 25 marca i jesienną 25 września (uwaga: autorzy ci posługiwali się kalendarzem juliańskim w postaci pierwotnej, różniącym się od kalendarza juliańskiego po reformie gregoriańskiej w 1582 r., nasze daty tych zjawisk są nieco inne, np. przesilenie zimowe wypada zwykle 21 lub 22 grudnia). Spekulacje o astronomicznym charakterze skłoniły część chrześcijańskich erudytów do umieszczenia daty Ukrzyżowania 25 marca, w logice zaś ich rozumowania mieściło się przekonanie, że w tym samym dniu powinno mieć miejsce Zwiastowanie, a więc i Poczęcie Zbawiciela. Dziewięć miesięcy ciąży wyznaczało czas Jego Narodzin na 25 grudnia, a więc dzień solstycjum zimowego.

Spekulacje nastręczały wiele trudności z racji tego, że cykle słoneczne i księżycowe nie zamykają się pełnymi jednostkami (o tym w starożytności dobrze wiedziano), ponadto odbywały się w bardzo niedogodnych warunkach: dokładne obliczenia cyklów astronomicznych bez odpowiednich instrumentów jest właściwie niemożliwe. Szukano wskazówek i inspiracji w Starym Testamencie, którego obrazy interpretowano tak, by mogły służyć za uzasadnienie zakotwiczonej w astronomii chronologii życia Chrystusa. Propozycje różnych uczonych chrześcijańskich były wobec tego różne. Wystarczyło przyjąć inną datę Ukrzyżowania, aby uzyskać inną datę Narodzin. Podczas gdy Zachód przyjął 25 grudnia, na greckojęzycznym Wschodzie, mniej więcej w tym samym IV w., w wielu kościołach świętowano jako dzień przyjścia Chrystusa na świat 6 stycznia. W Antiochii Jan Chryzostom o Bożym Narodzeniu mówił w swym kazaniu wygłoszonym w 386 r., wspomniał przy tym, że w jego kościele było to święto nowe, nie usuwało to zresztą z horyzontu liturgicznego 6 stycznia. W Aleksandrii po raz pierwszy Boże Narodzenie wprowadzono w 432 r., a w Jerozolimie, gdzie tradycje lokalne musiały być wyjątkowo silne, przyjęto datę 25 grudnia na miejsce 6 stycznia dopiero w 439 r. Dzień 6 stycznia pozostał, tyle że jego teologiczna treść została uszczuplona.

Potrzeba serca

Nie jest wcale jasne, jakie poglądy stały za 6 stycznia jako datą Narodzin, gdzie tego dokonano i kiedy. 6 stycznia wedle uczonych kalkulacji miał być także (a być może był najpierw; poglądy historyków liturgii na ten temat są różne) datą chrztu Chrystusa w Jordanie. Taka identyfikacja pozwalała traktować 6 stycznia jako rocznicę Epifanii, czyli Objawienia się boskiej natury Chrystusa (tyle znaczy greckie słowo epifaneja); to w czasie chrztu odezwał się głos z niebios: "Tyś jest Syn mój umiłowany, w Tobie mam upodobanie" (Mk 1, 11). Za inną manifestację boskości Chrystusa uznawano to, co mówili królowie-magowie - to oni pokłonili się Boskiemu Dziecięciu jako nowo narodzonemu królowi żydowskiemu (Mt 2, 2).

Powstanie i upowszechnienie w toku IV w. wielkiego święta Narodzin Pana (to prawda, że w różnych dniach) świadczy o tym, jak wiele się w tych czasach zmieniło. Antyczni erudyci chrześcijańscy mogli oddawać się subtelnym a skomplikowanym kalkulacjom, ale z tych rozważań długo nic nie wynikało dla życia gmin. Wymyślane przez nich szczegółowe daty faktów historii świętej rzadko przyjmowane były jako wskazówki liturgiczne, a jeśli nawet tak się działo, to owe święta nie miały szerszego powodzenia. Święto Bożego Narodzenia stało się potrzebne ludziom nie dlatego, że właśnie wtedy przekonały ich astronomiczne (czy inne) kalkulacje. Na przełomie III i IV w. zmieniły się serca i umysły chrześcijan: rodził się inny obraz Boga, inaczej rozumiano manifestację jego ludzkiej natury, rozwijały się nowe aspiracje gmin kościelnych, odczuwano silnie sens przeżywania wspólnego radosnego święta. W tym czasie, w tej sytuacji uczone spekulacje nabierały nowego sensu, mogły zostać przełożone na akt kultu, tak ważny i tak silnie oddziałujący na uczucia wiernych.

Przekornie napiszę, z góry przewidując reakcje Czytelników: głos chrześcijańskich serc był ważniejszy niż zwycięstwo cesarza-chrześcijanina (dopiero w 324 r., i nie od razu był chrześcijaninem, stawał się nim stopniowo), choć i on się do przekształcania świata przyczynił. Tryumfujący Kościół istniał jeszcze, zanim Konstantyn Wielki został cesarzem. Prześladowania Dioklecjana były ostatnią próbą powstrzymania postępu nowej religii. Nieudaną, choć krwawą.

Ewa Wipszycka jest historykiem starożytności, profesorem UW, specjalizuje się w historii Egiptu czasów greckich i późnoantycznego chrześcijaństwa. Wydała m.in. "Kościół w świecie późnego antyku".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 52/2011