Nagrania na grani

W odludnych Górach Bystrzyckich działa studio Monochrom, do którego pielgrzymują muzycy, niezależnie od swojej popularności i gatunku, który reprezentują. Czekają na nich Natalia Wakuła i Ignacy Gruszecki – akustycy, pionierzy, marzyciele.

17.06.2019

Czyta się kilka minut

Monochrom – z widokiem na Góry Bystrzyckie / NATALIA WAKUŁA / MONOCHROM STUDIO
Monochrom – z widokiem na Góry Bystrzyckie / NATALIA WAKUŁA / MONOCHROM STUDIO

Nagrywanie płyt jest jedną z tych nielicznych usług, które równie prężnie rozwijają się z dala od dużych ośrodków miejskich. Pracujący nad przyszłymi wydawnictwami muzycy chętnie szukają miejsc, które zapewnią im spokój i ucieczkę od rozpraszającej codzienności. Przez ten krótki okres niezbędny do zarejestrowania nowych utworów niedostępność staje się nagle atutem. Stąd wzięła się rola, jaką dla polskiej muzyki odegrały studia w Rogalowie, Niepołomicach czy Srebrnej Górze. Miejscowościach, z których nieznajomości nie trzeba się specjalnie tłumaczyć.

Powyższa uwaga nie zmienia faktu, że sam poczułem się mocno zawstydzony, gdy po raz pierwszy usłyszałem o Monochrom Studio w Gniewoszowie w Górach Bystrzyckich. Opowiadał mi o nim z zachwytem spotkany w Warszawie saksofonista – Tomasz Gadecki. Mówił o pięknym widoku na dolinę, dzikich górach i obiadach, na które jego zespół schodził do wsi poniżej. Utrzymywał przy tym, że studio znajduje się w Kotlinie Kłodzkiej. Regionie, w którym spędziłem ponad połowę swojego życia, więc uważałem, że znam je jak własną kieszeń. Nigdy jednak nie słyszałem ani o Monochromie, ani – co gorsza – o Gniewoszowie. Choć zdjęcia prezentowane przez muzyka dodawały wiarygodności jego opowieści, o istnieniu studia musiałem przekonać się na własne oczy.

Adres Gniewoszów 18a mówił niewiele nie tylko mnie. Z tego powodu prowadzący studio Natalia Wakuła i Ignacy Gruszecki na swojej stronie zdecydowali się podać jego współrzędne geograficzne. Zaopatrzony w te informacje oraz mapę pojechałem pociągiem do Domaszkowa, by stamtąd ruszyć w nieznane.

Ignacy Gruszecki i Natalia Wakuła / Fot. BARTEK WARZECHA / MONOCHROM STUDIO

I rzeczywiście, tuż przed malowniczo położoną wsią Różanka droga odbiła mocno w górę i pięła się aż do położonego 600 m n.p.m. Gniewoszowa. Studio jest położone jeszcze wyżej. Po drodze mijałem ruiny zamku Szczerba, dom, w którym podczas swoich pieszych wędrówek nocował młody ksiądz Karol Wojtyła, oraz stada saren. Kiedy dotarłem na łagodną grań Gór Bystrzyckich, zobaczyłem szutrową drogę opadającą zboczem w stronę studia. Minimalistycznej czarnej stodoły, która zrobiłaby na mnie większe wrażenie, gdyby nie widok na dolinę, który ukazał się jednocześnie. Wspaniały pejzaż, jakim przede mną cieszyli się m.in. Jamal, Behemoth, Kuba Badach, Tęskno czy EABS.

Na tropie zamków

Kiedy Natalia i Ignacy wraz z dziećmi przeprowadzili się do Gniewoszowa, zwiększyli populację wsi o 8 procent. A przecież ich życie miało ułożyć się inaczej. Kiedy kończyli studia na Wydziale Fizyki, wielu podejrzewało, że zostaną w dużym mieście, gdzie będą pracować w wyuczonym zawodzie akustyków. Aby ułatwić start, rodzice przekazali im nawet pewną sumę na zakup małego mieszkania we Wrocławiu. Oni jednak postanowili wykorzystać tę kwotę inaczej.

– Podejrzewam, że każdy normalny człowiek przyjąłby takie wsparcie i po prostu by w tym Wrocławiu zamieszkał – przyznaje Ignacy. – Dla nas jednak to było jakieś takie za proste. Wybiegaliśmy marzeniami dalej.

Jeszcze na studiach, podczas wakacyjnego wypadu na Suwalszczyznę, Natalia i Ignacy usłyszeli historię o opuszczonych zamkach w Górach Izerskich, które można odkupić za bezcen i wyremontować za unijne pieniądze. Gdy tylko wrócili na Dolny Śląsk, od razu tam pojechali. Zabytkowych budowli jednak nie było. Co gorsza, okazało się, że na terenie Lasów Państwowych, nie mówiąc już o Parku Narodowym, nie można sobie ot tak kupić ziemi.

– Jejku, jak tego teraz słucham, to nie mogę uwierzyć, że byliśmy tacy naiwni – przerywa z uśmiechem Natalia. – Z drugiej strony Ignacy lubi powtarzać, że duże wyzwania udaje się zrealizować tym, którzy nie wiedzą, że się nie da. I my tak właśnie działaliśmy.

Przede wszystkim para szukała działki pod studio z godną podziwu wytrwałością i determinacją. Gdy okazało się, że w Górach Izerskich zabrakło zamków, a Karkonosze są poza zasięgiem finansowym, usłyszeli o Kotlinie Kłodzkiej. Miejscu, gdzie nie brakuje na wpół opustoszałych wsi, a ceny działek są znacznie przystępniejsze.

– W ciągu trzech dni przejechaliśmy ponad 900 kilometrów po samej Kotlinie Kłodzkiej – wspomina Ignacy. – W tym czasie zwiedziliśmy najpewniej większość wyludnionych wiosek w tym rejonie.

Początkowo nic nie zapowiadało sukcesu. Kiedy udawało się znaleźć godną uwagi działkę, trudnością okazywało się nawiązanie kontaktu z miejscowymi.

– W Marcinkowie zamieszkane były jedynie dwa gospodarstwa – wspomina Ignacy. – Z okien pozostałych, popadających w ruinę domów wyglądały krowy. Obok ruin kościoła stał dom. Kiedy się zbliżyliśmy, wyszedł z niego człowiek w kombinezonie ociekającym krwią. Mieliśmy wizję, że morduje wszystkich przyjezdnych pytających go o ziemię. Mimo to go zaczepiliśmy: „Czy nie chciałby pan mieć tutaj jakichś sąsiadów?”. A on tylko na nas popatrzył i odpowiedział stanowczo: „Nie”. Po czym jednak nas przeprosił, bo cieliła mu się krowa. Odetchnęliśmy z ulgą.

Jeszcze tego samego dnia cierpliwość została nagrodzona. Para zatrzymała się na chwilę w Gniewoszowie, gdzie bardzo serdecznie przywitała ich ówczesna pani sołtys. Jej mąż zaparzył herbatę i wraz z sąsiadem zaczęli radzić, jak można by pomóc przyjezdnym. Nie minęła chwila, a – ku zdumieniu Ignacego i Natalii – miejscowi zaczęli im szukać działki. Od tego czasu odwiedzali Gniewoszów co tydzień, by śledzić postępy w poszukiwaniach.

– Pewnego dnia rozmawiano o kolejnej potencjalnej działce dla nas – wspomina Natalia. – Pamiętam, że sąsiad pani sołtys powiedział, że on nie może tam w ogóle chodzić, bo mu się płakać chce. Taka była piękna. I to była nasza działka.

Studio z widokiem

Samo położenie terenu mogłoby sugerować, że Natalia i Ignacy mają z górki. Prawdziwe wyzwania rozpoczęły się jednak dopiero po zakupie ziemi. Studio i dom zbudowane w stylu – dziś już całkiem popularnej – nowoczesnej stodoły powstawało przez pięć długich lat. W tym czasie para musiała się zmierzyć z wieloma pionierskimi trudnościami: wytyczeniem drogi, doprowadzeniem prądu, zbudowaniem oczyszczalni ścieków. Pierwszej zimy zamieć śnieżna zamknęła ich na pięć dni w domu.

Nowością były też odległości: 7 km do najbliższego sklepu, 17 km do przedszkola (znajdującego się zresztą w Czechach). Problemy pojawiały się także na bardziej zaskakujących odcinkach, na przykład tym geodezyjnym.

– Nikt nie umiał zmierzyć naszej działki, a najbardziej precyzyjnymi mapami tego terenu okazywały się te poniemieckie – wspomina Ignacy. – Poradzili sobie z nimi dopiero lokalni fachowcy z Bystrzycy.

W takich momentach u właścicieli studia Monochrom pojawiały się wątpliwości. W tym czasie oboje pracowali już co prawda w zawodzie, ale koszty, które generowała przedłużająca się budowa, wymagały kreatywności i wytrwałości w organizowaniu kolejnych źródeł finansowania. Dziś przyznają, że z każdą kolejną przeciwnością ich skóra robiła się grubsza. Nauczyli się, że po pierwszym, drugim i trzecim „nie” często pojawia się „tak”. Pomagały im także różnice charakteru.

– Ignacy jest człowiekiem, który idzie za swoimi ideami, natomiast ja mam bardziej przyziemne podejście i lepiej sprawdzam się w mrówczej, codziennej pracy – tłumaczy Natalia. – On zwalczał moje lęki, a ja dopracowywałam jego pomysły. I dzięki temu szliśmy do przodu.

Fot. NATALIA WAKUŁA / MONOCHROM STUDIO

Jednym z takich brawurowych pomysłów było nawiązanie kontaktu z Masami Toyoshimą – światowej sławy ekspertem w dziedzinie akustyki. Specjalistą, który na swoim koncie ma współpracę zarówno z największymi studiami nagraniowymi (w tym Abbey Road), jak i prywatnymi studiami Stinga, Ringo Starra czy Phila Collinsa. Natalia: – Oboje jesteśmy po akustyce, więc mieliśmy dość świadomości, by wiedzieć, ile jeszcze nie wiemy. We wszystkich książkach o projektowaniu studiów nagrań przewijało się nazwisko profesora. Pomyśleliśmy więc, że napiszemy do niego, czy nie przygotowałby nam takiego projektu. Tak z grubej rury. Nie mieliśmy nic do stracenia.

Toyoshima odpisał następnego dnia. Natalia i Ignacy mają świadomość, że podając kwotę, potraktował ulgowo parę studentów z Polski. Kiedy Japończyk odwiedził Gniewoszów po raz pierwszy, budowa jeszcze nie ruszyła. Toyoshima chciał jednak zobaczyć samo miejsce i poczuć jego aurę.

– To był maj, zieleniło się, ptaki śpiewały – wspomina Natalia. – Przez dziesięć minut nie powiedział ani słowa, tylko patrzył.

Przyglądał się nie bez powodu, bo walory wizualne odegrały znaczącą rolę w jego projekcie adaptacji studia. To­yoshima jest znany z wykorzystywania przeszkleń w swojej pracy. Jest to o tyle wyjątkowe podejście, że szkło to materiał trudny pod kątem akustyki, bo mocno odbija dźwięk, prowadzi do nakładania się fal, do zakłóceń. A jednak potrafi współpracować, jeśli odpowiednio dobierze się jego grubość, wyliczy kąty rozstawienia szyb i weźmie pod uwagę wiele innych zmiennych. Japończyk w tym zakresie nie ma sobie równych.

– Monochrom stoi w tak pięknym miejscu, że ostatnie, czego chcieliśmy, to budowanie bunkra – tłumaczy Ignacy. – A studia często tak wyglądają, by odseparować się od miejskiego hałasu. U nas nie ma takiej potrzeby. Wykorzystanie szkła pozwoliło nam na świetne skomunikowanie sal, bo muzycy się po prostu widzą. A poza tym nagrywając, mogą patrzeć na dolinę. I to jest ekstra!

Błysk zza Czarnej Góry

Otwarcie studia było wielkim świętem, ale także momentem ostatecznego sprawdzianu. Dopiero po pięciu latach prac miało się okazać, czy pomysł chwyci.

– W pierwszym roku mieliśmy więcej wolnego czasu niż dni pracujących – wspomina Ignacy. – Na szczęście to się zmieniło. W ubiegłym roku bardzo docenialiśmy każdy dzień przerwy.


Czytaj także: Kręcą mnie dźwięki: Marek Rabij o sprzęcie audio Jaromira Waszczyszyna


Popularności Monochromu z pewnością pomagają malownicze zdjęcia udostępniane przez odwiedzające Gniewoszów międzynarodowe gwiazdy (z Behemothem na czele), ale baza klientów studia rośnie głównie dzięki rekomendacjom przekazywanym dalej przez kolejnych gości.

W dużej mierze dzięki takim poleceniom w studiu przez ostatnie trzy lata zrealizowano już pomiędzy 150 a 200 sesji nagraniowych. Wśród nich były i tygodniowe, choć najczęściej zespoły zatrzymywały się w Gniewoszowie na zaledwie dwa-trzy dni. Wszystko ze względu na specyfikę przeszklonego studia, w którym muzycy z jednej strony są odseparowani, ale z drugiej widzą się na tyle dobrze, że mogą nagrywać równocześnie.

– Stawiamy na interakcje w dobrych warunkach akustycznych – deklaruje Ignacy. – Kiedy nagrywasz każdego osobno, zależy ci przede wszystkim na najlepszym technicznie wykonaniu. Wtedy nie pojawia się jednak ta wartość dodana płynąca ze wspólnego grania. A nam ta chemia wydaje się najciekawsza.

Wśród planów na najbliższą przyszłość Natalia i Ignacy wymieniają przygotowanie pokoi dla muzyków. Miejsc noclegowych, które pozwolą ich gościom całkiem zanurzyć się w twórczej przestrzeni: – Przede wszystkim chodzi o zapewnienie naszym gościom doświadczenia, które będzie kompletne, całościowe. Chcemy, aby czas spędzany u nas nie ograniczał się do siedzenia w studiu. Aby można było wyjść rano na taras zobaczyć, jak słońce przebija się zza Czarnej Góry.

Obecnie goście studia nocują w Gniewoszowie i innych pobliskich wsiach. Wieczorami w pensjonatach i agroturystykach zlokalizowanych w niedostępnych zakątkach Gór Bystrzyckich można się więc natknąć na jazzmanów i wschodzące gwiazdy popu, twórców metalu i muzyki chrześcijańskiej. W Monochromie nie ma bowiem preferowanych stylistyk. Dla Ignacego i Natalii najważniejszy jest błysk w oku ich gości. Radość i spełnienie towarzyszące rejestrującym swoje pomysły artystom. Muzykom, którzy decydują się wjechać tak wysoko, bo może stąd będzie im łatwiej wspiąć się na wyżyny. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz i krytyk muzyczny, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Autor książki „The Dom. Nowojorska bohema na polskim Lower East Side” (2018 r.).

Artykuł pochodzi z numeru Nr 25/2019