Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Potem jednak, po zapadnięciu prawomocnych decyzji sądów, otwiera się świat, który tak dla polityków, jak dla szerokiej opinii nie jest już szczególnie ważny: ponury, izolowany świat rzeczywistości penitencjarnej.
Czasem przychodzą meldunki: na przykład o tym, że odstępujemy na dłużej od urzeczywistnienia normy 4 m kw. na więźnia, obowiązującej w Europie, bo i obecna norma 3 m kw. nie jest do zrealizowana. Inaczej mówiąc, więzienia są przepełnione. Blisko trzydzieści tysięcy skazanych nie odsiaduje kar, z tego powodu i wielu innych. Nie udaje się też - o czym niedawno pisała prasa - egzekwować kar w postaci wykonywania “pracy społecznie użytecznej" - nie ma takiej pracy dla skazanych, skoro brakuje jej dla tylu setek tysięcy ludzi niewinnych, a chcących pracować. Więźniowie coraz częściej pozostają całkowicie bezczynni - nikt nie potrzebuje ich pracy, choć nie tylko byłaby ratunkiem resocjalizacyjnym, lecz także po prostu źródłem zarobku, który na przykład służyłby spłacaniu alimentów.
Wydaje się jednak, że nic w tej więziennej sytuacji nie spędza snu z powiek politykom. Słychać jedynie postulat budowania następnych więzień, a czasem czyta się i o żądaniach ograniczenia “komfortu" w odsiadywaniu kary i o projektach na przykład ograniczenia prawa do paczek do czterech razy w roku. Piotr Moczydłowski, który wciąż przypominał, że w więzieniach dalej są żywi ludzie i nie jest obojętne, czy wyjdą stamtąd kiedyś lepsi, czy gorsi niż kiedy tam wchodzili, już dawno nie pracuje w tym resorcie.
W takiej sytuacji praca duszpasterska w zakładach karnych jawi się jako bezcenna, jakkolwiek chciałoby się ją określić jako prawdziwą orkę na ugorze. Stąd i moje zaciekawienie wydaną niedawno przez krakowski Instytut Teologiczny Księży Misjonarzy książką “Duszpasterstwo więzienne w III Rzeczypospolitej". Książkę zredagował ks. Jerzy Woźniak, długoletni kapelan aresztu śledczego w Krakowie. Zawiera ona mnóstwo materiałów o różnym ciężarze gatunkowym, od informacji (czasem niestety trochę zbyt dawnych, a czasem bardzo powierzchownych, jak w kreśleniu obrazu więziennictwa za PRL) po zapisy okazyjnych tekstów, na przykład wygłaszanych podczas uroczystości i nabożeństw, ale w sumie jest obrazem pełnego najlepszej woli wysiłku duszpasterzy w towarzyszeniu ludziom napiętnowanym,w sytuacjach dla jakiejkolwiek nadziei na pewno najtrudniejszych.
Duszpasterstwo więzienne cieszy się od paru dziesiątków lat poparciem struktur penitencjarnych, lecz ciągle aktualne pozostaje pytanie: w jakim stopniu korzystają z niego sami więźniowie? Z jakimi rezultatami? Co z przeszłości skazanych, z rzeczywistości cel, z podkultury więziennej kapelan czy wolontariusz jest w stanie przeciwważyć swoją sporadyczną przecież obecnością i dobrą wolą? Charakterystyczna jest uwaga jednego z autorów, że w początkach wolności Msze św. dla więźniów w zakładzie, w którym pracował, musiały być odprawiane kilka razy w ciągu dnia, żeby zaspokoić wszystkie potrzeby (ze zrozumiałych względów nie mogą to być nabożeństwa masowe), a dziś uczestniczy w nich w niedzielę około 30 osób.
Zastanawiają też wyniki ankiety przeprowadzonej przez jednego z pracowników naukowych z Instytutu Psychologii Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego (ks. Waldemar Woźniak). Ankieta zaadresowana była do personelu kierowniczego służby penitencjarnej. Jedno z pytań: “Czy zdaniem pana duszpasterstwo więzienne dezorganizuje normalny rytm życia więziennego?" uzyskało potwierdzającą (sic!) odpowiedź u 95 proc. pytanych. To na pewno sygnał ostrzegawczy, tak co do nastrojów w tych zakładach, jak może i co do jakości pracy tu i tam. Ważny jest też wynik innej ankiety: zadanego samym więźniom pytania o cechy kapelana idealnego. Z odpowiedzi wynika nieodparcie potrzeba prawdziwości kontaktu i jego osobowego charakteru, także poczucia, że nie jest to praca “odfajkowywana" albo bardzo ograniczona w czasie. Potwierdza to nieodpartą prawdę: duszpasterze więzienni wykonują prawdziwą orkę na ugorze, ale - oby nigdy nie zechcieli ani musieli jej porzucić.