Na świecie szerzy się chaos

Henry Kissinger, były sekretarz stanu USA: Terytoria niekontrolowane przez rządy, jak w Libii lub Syrii, są zagrożeniem dla światowego porządku. Za ich sprawą została zaatakowana tradycyjna koncepcja państwa, zdolnego do prowadzenia dyplomacji.

10.04.2016

Czyta się kilka minut

 / Fot. Hendrik Schmidt / DPA / PAP
/ Fot. Hendrik Schmidt / DPA / PAP

RADOSŁAW KORZYCKI: Hillary, Bernie czy Donald – na kogo będzie Pan głosować?

HENRY KISSINGER: Powiem tak: jestem Republikaninem, zawsze głosowałem na Republikanów i bardzo bym chciał trzymać się tej tradycji w bieżących wyborach. Tymczasem sytuacja w mojej partii jest naprawdę niepokojąca. Przedłużający się konflikt elit z wyborcami może zaszkodzić Partii Republikańskiej na wiele lat.

Dopuszcza Pan zatem możliwość odstąpienia od swojej tradycji?

Hillary Clinton znam bardzo długo. Mogę ją nazwać swoją bliską przyjaciółką. Jestem przekonany, że byłaby znakomitym prezydentem USA. Dobrze bym się czuł, wiedząc, że to ona zasiada w Białym Domu. Ale znowu: jej kandydatura stawia mnie w obliczu konfliktu interesów, gdyż bardzo chciałbym pozostać lojalny wobec Partii Republikańskiej.

Wybory prezydenckie w USA są ważne dla całego świata, dlatego wszyscy z trwogą patrzą na amerykańską kampanię – w sytuacji, gdy w świecie coraz powszechniejsze staje się poczucie zagrożenia.

To prawda. Szerzy się chaos, ze względu na rozrastający się terroryzm i powolną utratę kontroli nad bronią masowego rażenia. Pojawia się nowe zagrożenie współczesności: terytoria niekontrolowane przez rządy, np. w Libii po upadku dyktatury Kaddafiego. Takie miejsca stanowią bezprecedensowe niebezpieczeństwo dla światowego porządku. Została bowiem zaatakowana tradycyjna koncepcja państwa, jaką znamy, reprezentowanego na zewnątrz i zdolnego do prowadzenia dyplomacji.

Taka definicja odnosi się również do tzw. Państwa Islamskiego. Co Pana zdaniem Ameryka powinna tutaj zrobić?

Oni podcinają gardła Amerykanom na oczach całego świata. To potwarz dla Stanów Zjednoczonych. Powinniśmy pokazać, że coś takiego nikomu nie ujdzie bezkarnie. Na razie doradzałbym zdecydowane kroki, żeby nie wodzili nas za nos. Ale w dalszej perspektywie musimy uważać, żeby w związku z naszymi ewentualnymi działaniami zbrojnymi Państwo Islamskie nie powołało do życia regularnej armii. Powinniśmy wypracować rozsądną strategię pomocy naszym strategicznym partnerom w regionie, w postaci naszego lotnictwa.

Ostatnio dzięki wysiłkom rządu Baracka Obamy coś się zmienia w relacjach między Zachodem i Iranem. Czy to będzie trwałe partnerstwo?

To nie jest takie proste. Tzw. szyicki pas, tereny zamieszkane przez szyitów, który ciągnie się od Teheranu przez Bagdad po Bejrut, jest coraz silniejszy. To daje Iranowi szansę na odbudowanie antycznego imperium perskiego, tym razem pod przywództwem właśnie szyitów. Z geopolitycznego punktu widzenia Iran jest większym zagrożeniem niż Państwo Islamskie. Pamiętajmy, że to ostatnie jest tylko grupą awanturników, wprawdzie bardzo groźnych, przerażających i zatrutych agresywną ideologią, ale poza tym bez wspólnej tożsamości. Wiele czasu musi upłynąć, żeby ta tożsamość się wykształciła. Patrząc na to w ten sposób, wydaje mi się, że problem „Kalifatu” jest łatwiejszy do rozwiązania niż sprawa rosnącego w siłę Iranu. Państwo Islamskie to po prostu terroryści, pewien aspekt przestępczości zorganizowanej.

A co z Europą? Rośnie kryzys związany z uchodźcami, narasta napięcie w relacjach z Rosją.

Unia Europejska i Stany Zjednoczone sprowokowały Putina do wejścia na Krym.

To bardzo osobliwy punkt widzenia. Czemu Pan tak sądzi?

Przypomnijmy, że wydarzyło się to na chwilę po zakończeniu zimowych igrzysk olimpijskich w Soczi. Prezydent Rosji wydał miliardy, żeby dowieść światu, iż jego kraj należy do zachodniej cywilizacji. A tu mu nagle Bruksela z Waszyngtonem zaczynają negocjacje z Kijowem w sprawie pomocy ekonomicznej, dając do zrozumienia, że Moskwa jest poza europejską kulturą, a Kijów trzeba przeciągnąć na swoją stronę.

No ale to jest jednak wybór Ukraińców: to oni sami, większość ukraińskiego społeczeństwa, chcą, aby ich kraj był wolny, związany z Zachodem. Każdy chciałby normalnie żyć.

Związek Rosji z Ukrainą zawsze będzie miał wyjątkowy charakter, szczególnie w rosyjskich umysłach. Moim zdaniem nie da się go opisać pojęciami, jakimi opisuje się relacje dyplomatyczne dwóch innych niepodległych państw, więc nie można tu stosować technik znanych chociażby z doświadczeń dyplomacji Europy Zachodniej.

Kijów pozostaje strefą buforową między NATO i Rosją, a Sojusz Północnoatlantycki powinien dbać o zachowanie równowagi. Tragedia Ukrainy polega na tym, że bardzo by się chciało jej pomóc w odtworzeniu tożsamości i zapewnieniu niezależności jej obywatelom, przy jednoczesnym utrzymaniu geopolitycznej stabilizacji.

Hillary Clinton, gdy zaczynała swoją misję ministra spraw zagranicznych USA, złamała tradycję i w swoją pierwszą podróż udała się nie do Europy i na Bliski Wschód, lecz do Pekinu. Czy jeśli wygra wybory prezydenckie, to także powinna zacząć politykę zagraniczną od Chin?

Chiny i Stany Zjednoczone stoją przed kilkoma wyzwaniami, jeśli chodzi o ich wzajemne relacje. Jeżeli nie rozwiążą problemów, to pojawi się pewne niebezpieczeństwo. Ale wiemy, jak go uniknąć. Trzeba przestrzeń między doraźnymi sprawami a celami długoterminowymi jakoś scalić, z pomocą konsekwentnej dyplomacji. Nie może dojść do tzw. pułapki Tukidydesa. Wschodzące mocarstwo nie powinno straszyć aktualnego światowego lidera, ani na poziomie politycznym, ani oddziaływań na społeczeństwo, bo to grozi wojną. ©

HENRY KISSINGER (ur. w 1923 r. w Fürth w Niemczech) jest emerytowanym amerykańskim politykiem. Urodził się w żydowskiej rodzinie w Niemczech, która w 1938 r. uciekła przed nazizmem do USA. Po II wojnie światowej Kissinger służył w amerykańskim kontrwywiadzie wojskowym na terenie okupowanych Niemiec. W latach 60. był konsultantem ds. bezpieczeństwa różnych agencji rządowych, w latach 1969-75 doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego, a w latach 1973-77 szefem amerykańskiej dyplomacji (w administracji prezydentów Nixona i Forda). Zwolennik aktywnej polityki USA w świecie, także zakulisowymi metodami; był współodpowiedzialny m.in. za udział USA w przewrotach w Ameryce Łacińskiej. W 1973 r. otrzymał – wraz z Lê Đức Thọ z Wietnamu Północnego – Pokojowego Nobla za negocjacje, które doprowadziły do zakończenia udziału USA w wojnie wietnamskiej. Był przewodniczącym prezydenckiej komisji ds. zbadania przyczyn zamachów z 11 września 2001 r. Krytycy Kissingera uważają go za uosobienie cynicznej Realpolitik. Autor kilkunastu książek.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zajmuje się polityką zagraniczną, głównie amerykańską oraz relacjami transatlantyckimi. Autor korespondencji i reportaży z USA.      więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2016