Na końcu środka świata

Muzeum Susch okrzyknięto wielkim wydarzeniem, zanim zwiedzający przekroczyli jego progi. Czy instytucja stworzona w Szwajcarii przez Grażynę Kulczyk może podbić Europę? Albo i wieś?

15.04.2019

Czyta się kilka minut

Panorama Susch / CLAUDIO VON PLANTA / MUZEUM SUSCH
Panorama Susch / CLAUDIO VON PLANTA / MUZEUM SUSCH

Muzeum zajęło zabudowania XIX-wiecznego browaru oraz pozostałości założonego w 1157 r. klasztoru u stóp Przełęczy Flüela, niegdyś będącego przystankiem w pielgrzymce do Rzymu lub Santiago de Compostela. Zostały one starannie odrestaurowane oraz uzupełnione o nowe przestrzenie przez dwójkę szwajcarskich młodych architektów Chaspera Schmidlina i Lukasa Voellmy’ego. Mają doświadczenie w rewitalizacji starych zabudowań (m.in. na siedzibę bazylejskiej Gallery von Bartha zaadaptowali dawną stację benzynową).

Wszystkie współczesne części, przede wszystkim obszerne podziemne przestrzenie wystawiennicze połączone z już istniejącymi, wydają się niemalże niewidoczne, nienaruszające historycznej przestrzeni małej szwajcarskiej wioski. Oszczędność, minimalizm, brak ostentacji – to wszystko zwraca uwagę w Muzeum Susch.

Architekci ze szczególną dbałością podeszli do historycznych pozostałości. Odrestaurowano drewniane okładziny w pomieszczeniach mieszczących dziś muzealne bistro, na swoim miejscu pozostały osmalone belki stropowe pomieszczeń dawnego browaru, a w byłej stajni pozostawiono odpływy, którymi niegdyś pozbywano się nieczystości. Sięgnięto wreszcie po lokalne materiały: żwiru wydobytego z koryta rzeki przepływającej przez Susch użyto do wykonania tynków, a kawałki skał usuniętych spod historycznych zabudowań, by powstały nowe pomieszczenia, stały się materiałem dla podłóg. Ostatecznie powstał labirynt 25 sal, dających ponad 1500 m2 przestrzeni wystawienniczej, a także biblioteka, sala wykładowa i biura. Jedne pomieszczenia to ascetyczne, białe przestrzenie, inne, mroczne, wyglądają jak części jaskiń ukształtowanych jedynie siłami natury.

Muzeum Susch pokazuje, jak bardzo w naszych czasach zmieniło się myślenie o architekturze. Już przeminęła moda na budynki-ikony, często nachalne monstra, ingerujące w zastaną przestrzeń. Ale też Muzeum Susch może być przykładem, że – jak zauważył na łamach „Guardiana” Oliver Wainwright – w epoce, w której „architekci często są odsuwani na bok, a wykonawcy idą na skróty, budynki mogą być nadal dobrze wykonane”. Po prostu.

Dodatkowo w przestrzeń muzeum na stałe wprowadzono wybrane przez Grażynę Kulczyk dzieła. Niektóre z nich rzeczywiście są site-specific, czyli stworzone dla tego właśnie miejsca. Mirosław Bałka w naturalnej grocie będącej częścią klasztornych zabudowań ustawił wielką cylindryczną formę, którą zatytułował „NARCISSUSSUSCH”. Jej powierzchnie wykonane z polerowanej, nierdzewnej stali odbijają otaczające skały. Natura nieustannie przegląda się w swym lustrzanym wizerunku. I tylko wejście zwiedzającego zakłóca tę narcystyczną kontemplację. Dawną wieżę browaru zapełniła monumentalna rzeźba Moniki Sosnowskiej „Schody”, w której wszystko uległo zmiażdżeniu, odkształceniu, zamieniło się w dziwną, groźną formę. Jednak wiele innych prac powstało wcześniej i w Susch umieszczono je wtórnie.

Miejsce

Przed pięciu laty, w rozmowie z „Tygodnikiem Powszechnym” Grażyna Kulczyk podkreślała: „moja kolekcja, dziś jedna z największych w tej części Europy, nie powstała wyłącznie dla mojej przyjemności. Od początku była tworzona z myślą o tym, by się nią dzielić”. Kulczyk próbowała stworzyć muzeum w Poznaniu, później złożyła propozycję Warszawie. Nie udało się. W czasie rozmów z władzami stolicy trwały już prace w Susch. Jednak kolekcjonerka przez cały czas podkreślała: jego powstanie nie oznacza porzucenia pomysłu stworzenia muzeum w Polsce. Czy jest tak nadal – nie wiadomo. A szwajcarski projekt to „muzeum plus”. Poza Muzeum Susch jego integralnymi częściami są: cykl debat Disputaziuns Susch, program rezydencji dla artystów i badaczy akademickich Temporars Susch oraz think tank Instituto Susch mający się zajmować obecnością kobiet w nauce i sztuce.

Muzeum otwarto 2 stycznia. Jego powstanie stało się wydarzeniem, zwłaszcza w Polsce, chociaż trzeba zaznaczyć, że odnotowało to wiele, przede wszystkim europejskich mediów, w tym entuzjastycznych – wbrew stereotypom – szwajcarskich. Jednak nadwiślański obraz był szczególny i nie zawsze przystający do rzeczywistości: oto polska milionerka niemalże na krańcu świata, w niewielkiej szwajcarskiej wiosce, niczym z bajki, otwiera swoje muzeum, odmieniając Susch i tamtejszą społeczność. Nie zabrakło nawet niemalże lirycznych opowieści np. o kolekcjonerce osobiście częstującej lokalną społeczność winem.

Susch, zabytkowa wioska w szwajcarskiej Gryzonii, rzeczywiście jest niewielka – zamieszkuje ją zaledwie 200 osób. Położona w Engadynie, rozciągającej się wzdłuż rzeki Inn i otoczonej ze wszystkich stron wysokimi górami, może uwodzić. Niedaleko stąd do Włoch, ­Austrii i Liechtensteinu. Davos jest blisko i St. Moritz też, a tam bywają umowni ­„wszyscy”. Sama dolina od dawna była miejscem popularnym, nie tylko wśród artystów. To tu czas spędzali m.in. Fryderyk Nietzsche i Rainer Maria Rilke. W Davos osiadł wybitny niemiecki ekspresjonista Ernst Ludwig Kirchner. Dzisiaj zaś na terenie Engadyny działają liczne galerie i muzea. W St. Moritz jest ich kilkanaście, w tym od końca ubiegłego roku filia jednej z najważniejszych galerii na świecie ­Hauser&Wirth. W Zuoz działa m.in. filia cenionej galerii Monica De Cardenas, Gian Enzo Sperone, marszand i współtwórca wielkiej galerii Sperone Westwater, organizuje wystawy w barokowym budynku Chasa dal Guvernatur w Sent, a cenione barcelońskie studio architektoniczne ­Barozzi/Veiga zaprojektowało siedzibę Bündner Kunstmuseum w Chur. No i w okolicy takich obiektów architektonicznych jest mnóstwo. Jak nie Foster, to Zumthor. A jak nie oni, to engadyńskie malowane wsie.

Wnętrze muzeum w Susch

Grażyna Kulczyk przyznawała, że nie jest to przypadkowa lokalizacja. Niby jest „w górach, daleko od dużych ośrodków, ale to lokalizacja na swój sposób w »centrum świata«” – mówiła przed kilkoma laty w wywiadzie w polskiej edycji „Forbesa”. „Mieszka lub bywa tam bardzo dużo ciekawych ludzi, także zamożnych, którzy mają bardzo bogate tradycje kolekcjonerskie, posiadają własne muzea i galerie – dodawała. – I to jest fantastyczne, bo skonfrontuję się z tymi, którzy wiedzą, jak to się robi od pokoleń”. Jeżeli pamięta się o kontekście, w jakim powstało Muzeum Susch, to jego lokalizacja nie jest kaprysem, lecz przemyślaną decyzją.

Samo Susch, rozłożone po obu stronach rzeki, u stóp góry, jest niezwykle malownicze. Chociaż niewielkie, to zachowały się w nim historyczne zabudowania, m.in. XIII-wieczna wieża oraz gotycki kościół, a dzisiejsza jego zabudowa, z licznymi okazałymi domostwami, wyróżnia się wśród innych, jakie można zobaczyć, jadąc tu koleją. Jednocześnie dojazd jest pewnym wyzwaniem, zwłaszcza dla osób niepodróżujących samochodem. Położone jest trzy godziny drogi od Bazylei, Berna czy Zurychu, ale dojazd koleją z tego ostatniego oznacza dwie lub trzy przesiadki. W Susch pociągi zatrzymują się na żądanie! [rzeczywiście stają – red.]. Jeden hotel, a w nim jedna pizzeria, częściej zamknięta. Jest to także – zwłaszcza dla osób z naszej części Europy – wyzwanie finansowe, ale taka już jest cała ta bajeczna Szwajcaria.


Czytaj także: Impuls zbierania - rozmowa z Grażyną Kulczyk


W cytowanej już rozmowie z „Tygodnikiem” Grażyna Kulczyk deklarowała: „inwestuję w społeczeństwo”. Jej galeria ulokowana w przestrzeniach poznańskiego Starego Browaru była dostępna dla szerokiej publiczności. Preselekcja odwiedzających w przypadku Muzeum Susch jest zaś nieuchronna i narzuca się pytanie, do kogo ono zostało adresowane.

Trzeba jednak przyznać, że sam pomysł na muzeum został starannie przemyślany. W pierwszym momencie można nie dostrzec wielu drobiazgów. Np. w nazwie słowo „muzeum” jest po polsku. W pomieszczeniach kawiarni zawieszono zakopiańskie projekty architektoniczne Stanisława Witkiewicza, wskazując na powinowactwa między naszą a szwajcarską architekturą tego czasu. Z kolei nazwy pozostałych części projektu w Susch są w ­romansch, języku retoromańskim, którym posługuje się miejscowa ludność. Dobry kontekst dla sztuki: między lokalnością a wymiarem globalnym, polskością a kontekstem, w którym muzeum działa. Na ile jest ona czytelna dla większości zwiedzających, to już inna kwestia.

Wystawa

Moim celem – tłumaczyła Grażyna Kulczyk w rozmowie ze Stefanem Pirovano dla portalu Conceptual Fine Arts – jest „stworzenie miejsca dla tych, którzy zostali pominięci lub historycznie zignorowani, i wprowadzenie ich do kanonu głównego nurtu, gdzie wszyscy mogą ich docenić”. Od dawna też podkreśla, że chce pokazywać dialog między artystami z Europy Wschodniej a tworzącymi w innych częściach świata. Jej kolekcja dawała możliwość skonfrontowania polskich artystów, a z czasem także z innych krajów naszego regionu, z szeroko rozumianym Zachodem. W interesujący sposób pokazywała związki między nimi, zarówno dobrze znane, jak i dotąd rzadko dostrzegane.

W Susch polskość czy środkowoeuropejskość ma być stale obecna. Ale jest jeszcze jeden wyznacznik, który ma określać tożsamość tego muzeum – twórczość kobiet, historyczna i współczesna. Sama instytucja ma być zaś zakorzeniona w kolekcji Grażyny Kulczyk. Nieustannie poszerzanej i uzupełnianej, także o artystów do niedawna przeoczanych lub niedocenianych, jak autorka delikatnych rzeźb, odwołujących się do biologicznych form, Mária Bartuszová, Włoszka Carol Rama, twórczyni niepokojących, pełnych erotycznych treści obrazów, czy tworząca w Nowym Jorku Judith Bernstein, wykonująca zaskakujące, pełne fallicznych motywów rysunki i obrazy (jej indywidualną wystawę można właśnie oglądać w warszawskiej Fundacji Galerii Foksal).

Oparcie działalności muzeum na prywatnym zbiorze może być szansą, ale też ograniczeniem. Może się okazać, że działalność wystawiennicza zostanie podporządkowana osobistym upodobaniom kolekcjonującej osoby lub będzie tylko promocją zbioru i jego właściciela. Pierwsza wystawa otwarta w Susch pozwala w praktyce zobaczyć, jak ma wyglądać działalność tego muzeum. Co więcej, „Kobieta patrząca na mężczyzn patrzących na kobiety” przekonuje, że warto – wbrew medialnemu szumowi – poważnie potraktować stworzone przez Grażynę Kulczyk miejsce.

Na wystawie przygotowanej przez Kasię Redzisz, główną kuratorkę Tate Liverpool, wcześniej pracującą w londyńskiej Tate Modern, od lat też prowadzącą z Mirosławem Bałką projekt „Otwock”, znalazły się prace ponad 30 artystów, a przede wszystkim artystek tworzących w ostatnim półwieczu.

To wystawa o patrzeniu. O tym, jak ono jest przefiltrowane przez kulturę, stereotypy, uprzedzenia, przede wszystkim dotyczące płci, które – jak podkreśla kuratorka – „determinują naszą percepcję dzieł sztuki i świata w ogóle”. Jest tu polityka reprezentacji, wyzwolenie seksualne, kwestionowanie tradycyjnego podziału ról kobiet i mężczyzn. A jednocześnie zaskakująco zawężono tematykę, pomijając wiele wymiarów społecznych i klasowych, zwłaszcza rolę kobiety i jej miejsce w życiu społecznym i politycznym. To wykluczenie może zaskakiwać, a nawet budzić niepokój: czy nie proponuje się ucieczki w bezpieczne, niekontrowersyjne obszary. Jednak wybór dokonany przez Kasię Redzisz dobrze się broni: powstała wystawa trudna, niepokorna, budząca chwilami sprzeciw, także w społecznościach, w których emancypacja staje się oczywistością (warto pamiętać, że jest to dość nowy proces, a w Szwajcarii kobiety prawa wyborcze uzyskały w 1971 roku).

Wnętrze muzeum w Susch

Na wystawie kobiety na mężczyzn patrzą z rzadka, ale prowokująco, często ironicznie, jak w pracy Sarah Lucas, która wykonała ogromny bakłażan o zaskakująco fallicznym kształcie. Za to patrzą na kobiety, własną, kobiecą seksualność, bezpruderyjnie, ostro, czasami bez niedomówień. Marlene Dumas przedstawia łono, a swój obraz tytułuje „Immaculate”. Betty Tompkins z fotograficzną szczegółowością maluje chwilę stosunku, z członkiem zanurzonym w srom. Ale są tu też macierzyństwa czy śmierci, w tym przejmująca „Matka z zabitym dzieckiem” Andrzeja Wróblewskiego.

Zarazem wystawa podważa obiegowe wyobrażenia o hierarchiach i kanonach interpretacyjnych. Obraz cięty Lucia Fontany czy op-artowskie płótno Wojciecha Fangora umieszczone wśród prac artystek nagle nabierają nieoczekiwanych znaczeń. Wreszcie to same kobiety podważają artystyczne status quo. Nieprzypadkowo wystawę otwiera zapis głośnego performansu Hannah Wilke „Through the Large Glass” z 1976 r. Artystka staje przed „Wielką Szybą” Marcela Duchampa, ikonicznym dziełem XX-wiecznej awangardy. Zaczyna uwodzić, przybiera erotyczne pozy. Obala dystans, powagę dzieła i wielkiego muzeum, w którym jest ono przechowywane. Zachowuje się niestosownie, ale przecież taki wizerunek kobiety był promowany w ówczesnych mediach, zwłaszcza adresowanych do mężczyzn.

W ciągu pierwszych ośmiu tygodni od otwarcia Muzeum Susch odwiedziło 5 tys. osób. To bardzo dużo. Czy utrzyma się to zainteresowanie, gdy zniknie powab nowości i medialny powiew? Czy muzeum nie stanie się kolejną z wielu instytucji zajmujących się sztuką?

Jego powstanie dobrze pokazuje paradoksy związane ze współczesną sztuką, z jej dążeniem do demokratyzacji odbioru, a jednocześnie z elitarnością, związaną chociażby z cenami, jakie osiągają dziś dzieła sztuki. Muzeum – jak deklaruje jego twórczyni – ma być alternatywną propozycją wobec tempa funkcjonowania świata sztuki, swoistą slow motion option. „Dla mnie jest oczywiste, że świat sztuki jest gotowy na kolejny ruch”, na spowolnienie – tłumaczy Grażyna Kulczyk Natalii Rachlin z „The Wall Street Journal Magazine”. I dalej: „Odległe miejsca będą na mapie: ludzie potrzebują ciszy, odpoczynku, świeżego powietrza i zdrowej żywności. Przybycie tutaj jest okazją do bycia razem z naturą, ale teraz także kulturą. Wszystko to jest w Susch”. No tak, ale dzisiaj wszystko się staje slow. Poczekajmy, aż hotel i pizzeria przestaną kaprysić. Jak się już ma we wsi muzeum, to warto się poświęcić.
© Współpraca ROBERT ZAKRZEWSKI

A WOMAN LOOKING AT MEN LOOKING AT WOMEN / KOBIETA PATRZĄCA NA MĘŻCZYZN PATRZĄCYCH NA KOBIETY, Muzeum Susch, kuratorka Kasia Redzisz, wystawa czynna do 30 czerwca 2019 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 16/2019