Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Życzyliśmy im dobrej drogi - mieli wędrować szczęśliwie, odkrywać nowe krainy, zwiedzać pałace i świątynie, spotykać dobroczyńców, mędrców i świętych. Mieli iść razem, pod rękę, nie zaznając samotności. Mieli rozbijać namioty i budować domy w ogrodach, gdzie zatrzymają się na dłużej. Mieli pisać listy i radośnie wracać, nim wyruszą w nowe okrążenie globu. Mieli iść na czele swych rodzin i plemion, mieliśmy o nich słuchać z dumą. Wiedzieliśmy, że muszą zaznać bólu i utrudzenia, przejść ciemne doliny i miejsca puste, ale przecież dla nich do pokonania bez szkody. Urzekała nas wspaniała, długa wędrówka, otwarta przed nimi i tylko co rozpoczęta w imię Boga.
Na starcie pożegnanie, może takie: "Cześć, na razie".
Trudno uwierzyć, że ci pielgrzymi już dotarli do kresu. Kilka, kilkanaście chwil później. Dotarli już, tam, prosto i lekko. To my widzimy straszną bramę ognia. Widać ją tylko od naszej strony, widzą ją ci, co zostali i muszą wędrować dalej. Wolno nam jednak na chwilę zasłonić oczy ze zgrozy przed takim nagłym zupełnym spełnieniem wszystkich życzeń w jednym okamgnieniu. Wolno nam płakać w cerkwiach i kościołach z żalu, że nas o tyle wyprzedzili, na tak długo. Nie pytajmy dlaczego. Tego się nie da rozwikłać, odpowiedź za wrotami Tajemnicy - tymi, przez które przeszli. Śpieszmy się. My jeszcze mamy przed sobą długą trasę. Odpowiadamy za jej plan i przebieg, za swoje miejsce w sieci powiązań.
Dopóki dla nas nić nie pęknie.