Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Żyło się kiedyś, prawda? To fragment książki „Opis obyczajów za panowania Augusta III” pióra księdza Jędrzeja Kitowicza, XVIII-wiecznego pamiętnikarza, konfederaty barskiego. Cytat zaś odnosi się do pana Borejki – człowieka bardzo pobożnego, którego autor zalicza do największych pijaków Rzeczypospolitej Obojga Narodów. W istocie uczty u pana Borejki – takie mam wrażenie po przeczytaniu „Opisu obyczajów” – tylko w nieznacznym stopniu wychodziły ponad średnią krajową. Polska XVIII-wieczna nie krzywdowała – pito, modlono się, bawiono, tańczono i strzelano na wiwat.
Jeden z największych wesołków tego czasu, książę Karol Radziwiłł „Panie Kochanku”, też załapał się do pocztu oberpijaków RP. Kitowicz wspomina, jak książę lubił obrażać swoich gości, a potem obdarowywać ich majątkiem, żeby nie trzymali urazy. Stanisław Cat Mackiewicz opisuje księcia ciepło – jako sarmatę, gawędziarza, blagiera: „– Prowadząc chorągiew husarską, przez kulę armatnią na pół rozerwany zostałem, pamiętasz to, Borowski? – Nie pamiętam, proszę księcia pana, bo już wtedy byłem zabity”.
Polityka ówczesna była pełna namiętności. Przeważnie złych. A wszystko pływało w obrzydliwej polewie zdrady. Nawet bardzo bogaci ludzie, którzy jak pijawki żyli wysysając soki ze słabnącego państwa, nie tylko brali za polityczne usługi pieniądze od obcych, ale nawet wpychali własne żony do łóżek ambasadorów sąsiednich mocarstw.
Inny XVIII-wieczny pamiętnikarz, Adam Moszczeński, pisał słusznie: „Zawsze błądzi, kto obcej siły używa na przyciśnienie współobywatela, do przyjęcia ułożonych swych zamiarów”. A był to przytyk wobec stronnictwa reformatorów, „Familii” Czartoryskich, która przywołała do Polski rosyjskie pułki, żeby pomogły wybrać na króla ich kandydata, stolnika Stanisława Poniatowskiego. Problem w tym, że Moszczeński to zapamiętały stronnik Targowicy, agent Rosji, w czasie insurekcji kościuszkowskiej skazany na śmierć, infamię, konfiskatę majątku. Tak to przymawia kocioł garnkowi! Typowe, że każda podłość i zdrada chętnie była tłumaczona miłością ojczyzny.
Zewsząd wylewała się nienawiść jednych do drugich. Wspomniany książę Karol Radziwiłł jest wg Cata autorem przypowieści o dwóch myszach. We wzajemnej złości chciały się one pożreć. Robiły to tak zajadle, że pozostały z nich ledwie ogonki. Ta bajeczka mówi wiele o tamtych czasach. A może zresztą nie tylko o tamtych? Widzę we współczesnej Polsce jakiś nieprzyjemny powiew XVIII wieku. I nie chodzi mi tylko o wojnę polsko-polską i o poziom niechęci Polaków do Polaków – chyba nie darzymy tak wielką antypatią żadnej innej nacji. Chodzi mi o oddzielanie spraw publicznych od spraw domowych. Według słynnego badania „Diagnoza społeczna” (ostatnia edycja z 2015 r.) jesteśmy ludźmi zadowolonymi z życia – tak mówi ponad 81 proc. Polaków. W szczęśliwości doganiamy Francuzów, zaś południe, środek i wschód Europy wyprzedzamy znacznie. Nie ma znaczenia, że jesteśmy stosunkowo mało zamożni. Zadowolenie z życia tradycyjnie nie pokrywa się z zadowoleniem z sytuacji w kraju. To ostatnie oscyluje między dwadzieścia kilka a trzydzieści procent. I tak jest od lat. Jak to możliwe, że pracowici i szczęśliwi obywatele zostawiają sprawy publiczne kłótliwym wątrobiarzom, z których większość „działa” w polityce od tak dawna, że zapomniała, czym jest normalne życie i uczciwa praca? I to mi właśnie przypomina najbardziej nieszczęsny wiek XVIII opisywany przez ks. Kitowicza: „Dobre czasy, pokój ciągły, obfitość wszystkiego całą myśl obywatela rozrywkami i uciechami zajmowały, ile gdy zrywane raz w raz sejmy nikogo nie wabiły do zatrudniania się około dobra publicznego”.
Dobre czasy skończyły się szybko. Gdy ks. Kitowicz umierał, Polski nie było już na mapie Europy. A z pokłóconych myszy pozostały tylko mysie ogonki. ©℗