My, oni, inni

Nie od dziś wiadomo, że wybory do Parlamentu Europejskiego ustanowiono po to, by były rodzajem oficjalnego sondażu przed najważniejszymi wyborami w galaktyce: tymi do parlamentu na Wiejskiej.

25.02.2019

Czyta się kilka minut

Jak świat światem, wszyscy z zapartym tchem oddychają przecież w każdy boży dzień w zasadzie tylko jednym pytaniem: „Donek? A może Jarek?”.

Taki papież. Znany z tego, że jest rannym ptaszkiem, pije tę swoją kawę już od czwartej, przecież tylko po to, by nie przegapić szóstej, „Sygnałów dnia” i pierwszych newsów z dziejów Najważniejszego Narodu pod Słońcem. Uchodźcy na Lesbos, dzieci na filipińskich wysypiskach, australijscy farmerzy, robotnicy rolni na brazylijskich plantacjach – wszyscy zaczynają dzień pełni tych samych dylematów: czy Richard Henry już odtweetował coś Grzegorzowi „Shrekowi” Schetynie? Czy partner Roberta Biedronia ma szanse jako lider listy w Małopolsce? Czy Ryszard Petru przeprosi się z Katarzyną Lubnauer? I dlaczego, do ciężkiego licha, nikt nie zauważył jeszcze, że jest też profesor Robert Gwiazdowski?

Polska jest najważniejsza. Europa jest zaś od tego, by można się było pomądrzyć o wartościach i korzeniach, poskarżyć na tamtych (bez znaczenia, kim aktualnie są), by dawać hajs na drogi. I – last but not least – ojro na diety dla ziomali, żeby móc z nich później golić partyjny haracz w kraju. Ta wizja zdaje się być jedną z niewielu rzeczy, które łączą niemal wszystkie siły na naszej scenie politycznej. Dlatego Robert Biedroń (mesjasz, który im dłużej się piecze, tym bardziej wydaje się niedopieczony) bez minimalnego obciachu deklaruje, że o mandat w PE zamierza się ubiegać po to, by go oddać komuś następnemu z listy, a samemu skupić się na tym, co jedynie ważne: na Wiejskiej. To dlatego rządząca partia obsadza pierwsze miejsca na listach całym swoim gwiazdozbiorem, bo przecież nie robi tego po to, by nagle eksmitować do Brukseli 80 proc. pierwszoligowych graczy. Tu też chodzi wyłącznie o przywalenie politycznym rywalom w kraju, zmiażdżenie ich zmasowanym atakiem zawodników wagi najcięższej.

Wszyscy bezwstydnie mają więc w końcowej części układu pokarmowego to, jak nieprawdopodobnie ważnym miejscem jest PE w świecie, w którym przedstawiciel naszej powstałej z kolan Rzeczypospolitej może co najwyżej zapewnić salę z cateringiem dla naprawdę wielkich graczy, ale dopiero gdy jego głos przemnoży się przez siłę Unii Europejskiej, dołącza do grona, którego głos musi być brany pod uwagę. Nikt, z Biedroniem włącznie, uparcie nie zamierza zauważyć, że nie żyjemy już w latach 90., że świat drugiej (a zaraz trzeciej) dekady XXI wieku to świat zglobalizowany, w którym różni lokalni populiści mogą (i będą) wymachiwać szabelkami partykularyzmów, ale koniec końców i tak będą musieli podkulić ogon przed prawami globalnej wioski.

Wiem, że my wszyscy, z Biedroniem włącznie, uformowaliśmy się w czasach, gdy świat to były cytrusy wiezione raz w roku przez statek wypatrywany przed Bożym Narodzeniem przez wszystkich od „Żołnierza Wolności” po „Sztandar Młodych”. Dziś oddychamy światem, jemy go codziennie, wypijamy wspólną wodę, stymulujemy kosmiczne dramaty i je rozwiązujemy, tysiąc razy na dobę uczestniczymy w globalnej grze ekonomicznych związków. Żadna pompka do narodowej dumy ani obmadlanie granic nie są w stanie zatrzymać procesów, które za dekadę, dwie, zgłoszą się, by zabijać nasze dzieci – narastającej nierówności, ocieplenia klimatu, migracyjnej presji. Co na którykolwiek z tych tematów wie któryś z jedynkowiczów, wyciąganych dziś niczym rodowe srebra poszczególnych partii? Kto z nich jest w stanie wyjaśnić, jaka jest zależność między mechanizmami wspólnej polityki rolnej UE a kwestią głodu na świecie? Kto z nich ma pomysł, co zrobić z sytuacją w Jemenie? Ma zdanie na temat sankcji wobec Rosji? Jak z nimi o tym wszystkim debatować, skoro mówią otwarcie: „Kandydujemy dla picu”?

Zastanawiam się też, dlaczego po raz kolejny damy tym ludziom zrobić z siebie idiotów. Znów w poczuciu bezsilności oddamy swój głos w zasadzie tylko po to, by nie oddać go – a wraz z nim władzy – w ręce tamtych. Mam czasem wrażenie, że w polskiej polityce działa mechanizm podobny do obserwowanego w polskim Kościele. Owszem, i tu, i tam jest grono wyznawców i akolitów, idolizujących tego prezydenta, tego premiera, tamtego biskupa. Większość z nas traktuje jednak zarówno świeckich, jak i duchownych liderów tak jak chłopstwo magnaterię. Kłania się w pas, bijąc czapkami do ziemi, gdy pan przejeżdża, odwiedzając włości, lub trzeba załatwić zwolnienie z pańszczyzny. Darzy jednak czystą niechęcią, obmową, a czasem rewolucyjną pogardą, gdy zostaje się w (pozornym) zaciszu prywatności, domu czy internetu.

To dlatego nie dziwi mnie, że tak (rzekomo) arcykatolicki naród jest też zarazem tak wyraźnie antyklerykalny (i będzie jeszcze bardziej: nasi arcypasterze ciężko na to pracują). Nie jest też wielkim zaskoczeniem, że ludzie stale (od Polskiej Partii Przyjaciół Piwa, przez Samoobronę, po Kukiz’15) dają się nabrać na wybieranie polityków, którzy udają, że nimi nie są, że poczęli się wczoraj i są niepokalani niczym sny dziewicy, a lansują się przez samoznoszący się postulat: „Idziemy do polityki, żeby skopać tyłki politykom!”.

A gdy patrzę, jak ta sama choroba ogarnia USA, Ukrainę, Włochy, Wielką Brytanię, szaleje już na Filipinach i w Ameryce Łacińskiej, przychodzi mi do głowy taka myśl: a co, jeśli wszelkiego rodzaju ludowi komedianci, dealerzy prostackich afektów, postaci w rodzaju Trumpów i Salvinich, to nie tyle termometr wskazujący chorobę, ale również identyfikacja jej przyczyny? Że co, że to oni na tamtych głosowali? A co, jeśli to my, układając w ostatnich latach tak, a nie inaczej listy naszych priorytetów, stworzyliśmy świat, w którym ich wybór był możliwy? ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Polski dziennikarz, publicysta, pisarz, dwukrotny laureat nagrody Grand Press. Po raz pierwszy w 2006 roku w kategorii wywiad i w 2007 w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne. Na koncie ma również nagrodę „Ślad”, MediaTory, Wiktora Publiczności. Pracował m… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 9/2019