Mozart jazzujący

Festiwal wyraziście pokazał dwie, na pozór wykluczające się potrzeby współczesnego, kulturalnego Europejczyka - potrzebę obcowania z muzyką przeszłości w jej najczystszej postaci oraz równie silną chęć filtrowania dziedzictwa przez dzisiejszą wrażliwość.

05.09.2006

Czyta się kilka minut

Rok 2006 obfituje w ważne dla muzyki jubileusze, było zatem oczywiste, że Chopin spotka się tym razem z Mozartem, Schumannem i Szostakowiczem. To dobrze, bo jak już dyskutować, to mając mistrzów za punkt odniesienia. Festiwalowa dyskusja prowadzona na scenach Filharmonii Narodowej i Teatru Wielkiego-Opery Narodowej toczyła się - zgodnie z upodobaniami patrona festiwalu - wokół fortepianu.

Były instrumenty historyczne: fortepian z pracowni Erarda (1849 r.) i pianoforte Lagrassa (około 1815 r.) oraz współczesne - Steinwaya. Były rozmaite pianistyczne style - od barokowej polifonii i symetrii ("Koncert włoski" Bacha), przez perlistości fortepianowych faktur Haydna i Mozarta, aż po piętrzące się gąszcze emocji zaklinanych w fortepianowych klawiaturach przez romantyków (Brahms, Chopin, Liszt, Rachmaninow, Schumann). I wreszcie Szostakowicz, którego "Koncert c-moll na fortepian, trąbkę i smyczki" pod palcami Marthy Argerich stał się punktem odniesienia całej tej wielopiętrowej muzycznej dyskusji.

Mało znany i rzadko wykonywany utwór Szostakowicza niespodziewanie w centrum? Tak, za sprawą samej muzyki i interpretacji Argerich. Muzyki skupiającej wszystko, co w czasach Chopina zaczynało dopiero kiełkować, co u romantyków czaiło się między dźwiękami. Ironia, groteska, fascynacja prostotą i dosadnością muzyki ludu u Szostakowicza przybrały postać jaskrawą, dosadną, krzyczącą. Argerich z wnikliwością zegarmistrza i wyrazistością ekstrawertyka wszystkie te emocjonalne burze wydobyła, a kroku idealnie dotrzymywał jej młody polski trębacz, Jakub Waszczeniuk. Trudno interpretację wielkiej Marthy jednoznacznie określić, przypisać do którejś z pianistycznych tradycji, tak była barwna i wielowymiarowa, jednocześnie historyczna (idealne odczytanie idiomu Szostakowicza, który zresztą sam grał tę partię zupełnie inaczej), współczesna (potężne brzmienie, fortepianowa faktura oscylująca między ledwo dostrzegalnym detalem a jaskrawymi klasterami) i wreszcie - niepowtarzalna.

Takich punktów odniesienia było na festiwalu jeszcze kilka. Na przykład "Koncert fortepianowy Es-dur (Jeunehomme)" Mozarta w zderzeniu z wrażliwością jazzowego pianisty Makoto Ozone. Ozone wydobył z Mozarta romantyka - ból, wzruszenie i liryzm dalekie od konwencji XVIII-wiecznych - i dołożył swoją własną wrażliwość: zupełnie niemozartowskie rytmy, polimetrie, huragan ozdobników, pasaży. Artysta poprowadził partię solowego fortepianu w swoją własną stronę, nie ominął najmniejszej okazji, by dźwięki zapisane przez Mozarta przetwarzać. Co jednak najciekawsze, wszystkie te jazzujące kadencje i kadencyjki, dopowiedzenia, improwizacje i wariacje, mimo że z Mozartowskim stylem nie miały wiele wspólnego - muzyki Mozarta nie wypaczyły. Dlaczego tak się stało, czy sprawił to oczywisty i wyczuwalny szacunek pianisty dla mistrza, czy wyjątkowe zrozumienie i głębokie przeniknięcie ponadczasowych intencji Mozarta? Odpowiedź nie jest prosta, jedno natomiast jest pewne: Mozart pod palcami Makoto Ozone głęboko zapadnie w pamięć.

Druga wielka Mozartowska interpretacja rozegrała się na instrumentach historycznych, zgodnie z XVIII-wiecznymi konwencjami. To była ekspresja innego rodzaju, lecz jej siła wyrazu podobnie zniewalająca! Klarowność ogółu i szczegółu, detalu i formy, mozartowski ideał. Mam na myśli "Koncerty fortepianowe" Es-dur KV 482 i d-moll KV466 w interpretacji Kristiana Bezuidenhout (grał na pianoforte z początków XIX w.) i Orkiestry XVIII wieku pod dyrekcją Fransa Brüggena, a także "Symfonię D-dur »Praską«", już bez pianisty. Tak granego Mozarta na żywo nigdy jeszcze nie słyszałam!

Niekonwencjonalnie, kontrowersyjnie, dla stylistycznych purystów nie do przyjęcia postąpił Olli Mustonen z Griegiem ("Koncert fortepianowy a-moll"). Fiński pianista grał nadwrażliwie, z egzaltacją, zachwycał szklistością barwy, sprężystością fraz i burzą pasaży. Jednak neurotyczność interpretacji sprawiła, że w rezultacie z muzyką samego Griega nie wszedł w dialog, minął się z nią, swoją wrażliwość postawił ponad partyturę.

A zatem zarówno grając zgodnie z konwencjami epoki, jak i w dialogu z przeszłością można równie głęboko przeniknąć muzykę każdego czasu, pod warunkiem, że przy instrumencie zasiądzie artysta wielkiej klasy.

Wśród postmodernistycznych zawirowań, interpretacji wielkich, kontrowersyjnych, polegających na wchodzeniu w dialog z kompozytorem, z partyturą, z samą muzyką, jaśniała również pianistyka Lilyii Zilberstein, jej doskonała interpretacja muzyki Sergiusza Rachmaninowa ("II Koncert fortepianowy c-moll") bez epatowania artystyczną osobowością, w zgodzie z zapisanymi nutami. Wielka artystka, skromna, dysponująca wielkim dźwiękiem, ogromną techniką, wyobraźnią i równie ogromnym wyczuciem stylu.

Argerich, Ozone, Bezuidenhout, Zilberstein - to były prawdziwie wielkie pianistyczne osobowości festiwalu. Z pozostałymi "gwiazdami" współczesnego fortepianu bywało rozmaicie: najbardziej rozczarowali bracia Paul i Rico Guldowie, wprowadzili na festiwalowe sceny kawiarniany luz, niefrasobliwość, sztampę i powierzchowność, pasującą raczej do koncertów dla kuracjuszy kurortów. Dużą pianistyczną klasę pokazali Amerykanin Nikolas Angelich i Francuz François-Frédéric Guy, tyle że brakowało w ich grze dopracowania detalu i mądrości w przeniknięciu indywidualnego kompozytorskiego stylu (Brahms, Chopin, Beethoven, Liszt). Przyznać jednak muszę, że "Fantasiestücke" op. 12 Schumanna pod palcami Angelicha było zachwycające.

***

Tylko z Chopinem nikt nie dyskutował, Chopinowskie interpretacje były bądź blade (Angelich, Guy), bądź naturalne (Blechacz, Dang Thai Son, Goerner, Ohlsson). Zdecydowanym zwycięzcą festiwalu był Mozart. I tylko - niczym kontrapunkt do pianistycznego święta - jak cudowna muzyka z zaświatów zabrzmiał "Nokturn" na orkiestrę z 1947 r. Andrzeja Panufnika (Sinfonia Varsovia pod dyrekcją Jerzego Maksymiuka). Europa wczoraj i dziś - przeszłość i współczesność w dialogu - to był prawdziwy festiwal!

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2006