Ładowanie...
Morze, okno na świat
Morze, okno na świat
Patrycja Bukalska: Zapominamy, jak ważnym momentem było uzyskanie przez odrodzoną Rzeczpospolitą dostępu do morza w 1920 r. W jaki sposób zmieniło to pozycję kraju w polityce międzynarodowej?
Wojciech Roszkowski: Uzyskanie dostępu do Bałtyku - nawet jeśli pas nadmorski był niedługi, bo liczył tylko 147 km, od rogatek Sopotu (który leżał w granicach Wolnego Miasta Gdańska) po miejscowość Wierzchucino, i nawet jeśli wtedy, w 1920 r., jedynym polskim portem nad Bałtykiem był tylko niewielki Puck - to było nie tylko symboliczne okno na świat. Był to także, gdy zbudowano port w Gdyni, żywotny kanał handlowy. Wolne Miasto Gdańsk było co prawda na polskim obszarze celnym, ale zawsze istniało zagrożenie, że władze niemieckie utrudnią korzystanie z portu gdańskiego. Zresztą, władze w Berlinie nie były do Gdańska nastawione pozytywnie, chyba właśnie dlatego, żeby Polsce nie pomagać. Budowa portu w Gdyni była więc żywotną koniecznością, a dostęp Polski do morza był konieczny ze względu na kontakty handlowe. W przeciwnym razie Polska byłaby zamkniętym w głębi lądu obszarem, otoczonym przez Niemcy i ZSRR oraz Czechosłowację, Litwę i Rumunię. Stosunki z sąsiadami były mniej lub bardziej złe, prócz Rumunii i Łotwy. Kawałek "wolnej" granicy morskiej był absolutnie kluczowy, pozwalał przezwyciężać tę izolację gospodarczo - pamiętajmy o eksporcie w "szeroki świat" - i politycznie. Już w 1926 r. okazało się to zbawienne.
Chodzi o "wojnę celną" z Niemcami?
W momencie, kiedy w 1925 r. Niemcy nie musiały już kupować polskiego węgla z Górnego Śląska w takiej ilości, jaką przewidywał traktat wersalski, przestały kupować go w ogóle. Właściwie tych 12 mln ton węgla ze Śląska, które przed I wojną światową trafiało na rynek niemiecki, nie można było więc nigdzie sprzedać. Była to nieco mniej niż jedna trzecia polskiej produkcji. Czyli: trzeba by było zmniejszyć produkcję i zatrudnienie. Słowem, katastrofa dla regionu górnośląskiego. Szczęśliwie się złożyło, że Gdynia była już rozbudowana, i że zbudowano już także linię kolejową łączącą obszary przed 1918 r. pozostające pod różnymi zaborami. Przed 1914 r. linie kolejowe na ziemiach polskich były budowane przez państwa zaborcze tak, że nie było prawie połączeń między zaborami. Np. Rosjanie budowali koleje kierując się głównie względami wojskowymi, tory biegły głównie wzdłuż granic, nie przekraczając ich. Port w Gdyni i zbudowanie odcinka łączącego zabór niemiecki i rosyjski pozwoliło na eksport polskiego węgla do Skandynawii. Z pomocą przyszli górnicy brytyjscy, którzy zastrajkowali... To uratowało przemysł górnośląski przed katastrofą. Gdyby nie Gdynia i nowe koleje, Niemcy mogli po prostu zlikwidować polskie górnictwo, nie przyjmując od niego węgla. A tak, udało się wyjść z opresji.
Dostęp do morza miał znaczenie nie tylko ekonomiczne i polityczne, ale także emocjonalne. Z czego to wynikało?
Przypominam sobie taki obrazek: zaślubiny Polski z morzem, w Pucku w lutym 1920 r., gdy gen. Haller rzuca pierścień w wodę. Patos łączył się tu trochę z humorem, bo na Zatoce Puckiej był lód i pierścień nie chciał wpaść do wody... I trzeba było go spychać z tego lodu. A na poważnie: budowa Gdyni miała znaczenie nie tylko ekonomiczne, ale także państwotwórcze. Władzom i politykom II RP, którzy byli przecież ogromnie podzieleni i skłóceni, udało się wylansować miłość do polskiego morza. Nie było to może trudne, bo społeczeństwo wtedy potrzebowało nowych mitów. To się przejawiało w wielu postaciach: dzieci na Wołyniu czy Polesiu uczyły się z podręczników, że mamy wspaniały dostęp do morza. Także posiadanie floty było powodem do dumy. Pierwsze statki, wojenne i handlowe, były nieliczne i niewielkie. Skromne były te początki. Ale w końcu flota powstała, a marynarze byli elitą społeczną.
Gdynia była niezwykle nowoczesnym miastem, nie tylko portem.
Rzeczywiście, było to miasto nowoczesne, świetnie zaplanowane, do którego ludzie przyjeżdżali z misją. Zabudowa miejska Gdyni jest tego świadectwem. To architektura z lat 20. i 30. na pograniczu art déco i funkcjonalizmu.
To symboliczne, że początek II wojny też się kojarzy z morzem: z obroną Westerplatte, Poczty w Gdańsku, Oksywia, Helu - to kolejne mity narodowe.
Cóż, polskie morze chyba ma w sobie coś niezwykłego...
Prof. WOJCIECH ROSZKOWSKI (ur. 1947) jest ekonomistą i historykiem, pracownikiem Instytutu Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas, autorem kilkunastu książek o historii Polski w XX w.
Napisz do nas
Chcesz podzielić się przemyśleniami, do których zainspirował Cię artykuł, zainteresować nas ważną sprawą lub opowiedzieć swoją historię? Napisz do redakcji na adres redakcja@tygodnikpowszechny.pl . Wiele listów publikujemy na łamach papierowego wydania oraz w serwisie internetowym, a dzięki niejednemu sygnałowi od Czytelników powstały ważne tematy dziennikarskie.
Obserwuj nasze profile społecznościowe i angażuj się w dyskusje: na Facebooku, Twitterze, Instagramie, YouTube. Zapraszamy!
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]