Mój kraj w bagnie

Lustracja w stylu Wildsteina jest na rękę postkomunistom, bo w jej wyniku okaże się, że niepodległość wywalczyli, z nielicznymi wyjątkami, tajni współpracownicy. Pasuje też obecnej opozycji, bo tuszuje brak pomysłów na reformę rzeczywiście ważnych problemów kraju.

13.02.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Minęła właśnie szesnasta rocznica początku rozmów “Okrągłego Stołu" i od niemal tyluż lat mamy wolną, niepodległą, demokratyczną Polskę. Jesteśmy w Unii Europejskiej i NATO, mamy wolność słowa, poruszania się, prawa obywatelskie. Rozwija się gospodarka, a miliony Polaków na rozmaite sposoby korzystają z wolności i demokracji. Mamy z czego być dumni. Przez większą część mojego życia nie sądziłem, że tego doczekam, a nawet, że w ogóle jest to możliwe. Często wydawało się, że będziemy szczęśliwi przez następne pokolenia, jeżeli tylko osiągniemy jakiś rodzaj “socjalizmu z ludzką twarzą".

Te prawie szesnaście lat to pasmo sukcesów i okres wiary w to, że potrzeba nam stosunkowo niewiele. Chcemy być jeszcze jednym demokratycznym krajem w ramach demokratycznego Zachodu. I jesteśmy. Wiele pisałem o ułomnościach polskiej demokracji i wciąż można i trzeba te ułomności analizować i powoli usuwać. Ale to grzechy, które cechują wszystkie demokracje, tyle że naszą bardziej, bo wciąż jest młoda i wiele popełniono błędów. Popełniali je postkomuniści i ludzie dawnej opozycji. Ale to oni, ci nieliczni, którzy stanowili zorganizowaną luźno opozycję przed 1989 r., odnieśli sukces. To oni wygrali, bez względu na to, jakie popełniali i popełniają błędy. Nie komuniści wygrali w tym kraju, lecz my. I mamy Polskę, o jakiej marzyliśmy. A teraz wszystko się sprzysięgło, żeby nasze marzenia sponiewierać, żeby naszą dumę poniżyć, a nasz kraj skąpać w błocie.

Polska korupcji, teczek i strachu

Oczywiście, zło, czyli kłamstwo w polityce, korupcja i niejawne układy na pograniczu polityki i gospodarki oraz zwyczajna polityczna i administracyjna głupota towarzyszą nam od początku niepodległej Polski. Za rządów Leszka Millera wiele z tych zjawisk uległo nasileniu, ale istniały już wcześniej. Wreszcie się zaczęło od afery Rywina.

Z jednej strony, niekończące się opisy świństw, jakich dokonują poszczególni politycy i ludzie publiczni, z drugiej - spiskowa wizja historii, jaką posługują się spadkobiercy endeków i inni prawicowcy (wcale nie jestem przeciw prawicy jako takiej) w kolejnych komisjach śledczych. Endecy ponadto mają wyjątkowo marną kartę w najnowszej historii, gdyż, jak zaświadczają zachowania dziennikarza Radia Wolna Europa Wiktora Trościanki czy lidera narodowców w Londynie Jędrzeja Giertycha, gotowi byli współpracować z komunistycznymi służbami specjalnymi, żeby tylko być wiernym ideologii Romana Dmowskiego (który był wybitnym człowiekiem i na pewno tej głupoty by nie aprobował), czyli stać twardo za Rosją, a przeciwko Niemcom. Endecy i inni wzięli się zatem za demontowanie Polski i wprost głoszą konieczność ponownego zbadania wszystkich i wszystkiego. Nie zamierzają łapać złodziei, lecz chcą wszystkich, a co najmniej tych, którzy działają w gospodarce, najpierw uznać za złodziei, a potem ewentualnie niektórych oczyścić z zarzutów. A przecież jednym z największych zwycięstw i osiągnięć demokracji było to, że przestaliśmy się bać. I oto nagle strach wraca do życia publicznego dzięki zdumiewającej historii teczek.

Moralista powie, że tajni współpracownicy powinni się bać i cierpieć. Ja nie jestem tak pewny swych racji i sądzę, że dzisiaj to doprawdy sprawa ich sumienia. Natomiast groźba, która po opublikowaniu “listy Wildsteina" zawisła nad wieloma ludźmi, nie ma nic wspólnego ze zwycięstwem sprawiedliwości, za to wiele z dawnymi metodami stosowanymi przez ubeków w latach PRL.

PRL wygrywa nieoczekiwanie na wszystkich frontach. Władze i członkowie SLD oraz byli działacze PZPR i funkcjonariusze SB piją z radości na umór, bo przecież dawna opozycja, sumienie narodu, zjada własny ogon, a niedługo dojdzie do tego, że zje swoje serce. Okaże się, że niepodległość wywalczyli, z nielicznymi wyjątkami, tajni współpracownicy. Cała obecnie opozycyjna klasa polityczna jest zagrożona, a każdy zwyczajny obywatel, który w 1989 r. miał powyżej lat osiemnastu, może znaleźć się na liście. Tym razem postąpiono tak samo, jak w przypadku komisji śledczych, tylko że na o wiele większą skalę. Jak się dowiadujemy, co najmniej półtora miliona ludzi to podejrzani, a stopniowo może się niektórych uda oczyścić. Znowu stare bolszewickie metody. Bagno sięga już nam po szyję.

Media w służbie zniszczenia

Mass media są od tego, żeby informować i komentować. Bez kontroli mediów demokracja nie może dobrze funkcjonować. A tu we współczesnej Polsce media zupełnie zgłupiały. Istnieją naturalnie wyjątki, ale dziennikarze z przyjemnością dali się wciągnąć w bolszewickie prowokacje, nie zachowali umiaru i rozsądku, nie pohamowali skandalicznej gry politycznej, jaką rozpętał Roman Giertych, a która przestała już być grą, lecz stała się przygnębiającym spektaklem samoupokorzenia dokonywanym przez ludzi podobno szlachetnych i mających najlepsze intencje. Upokarzają siebie, a pośrednio i coraz częściej także Polskę, wszystkich Polaków, z wyjątkiem naturalnie byłych zwolenników reżimu komunistycznego. Mass media używają nawet języka PRL, ale przede wszystkim nadają niebywały rozgłos zwyczajnej głupocie. Kiedyś nieposkromione, pozbawione elementarnego rozsądku wykreowały Leppera, teraz doprowadzą do dzikiej lustracji. Nikt się nie ośmieli pokazać, że sprawy są znacznie bardziej skomplikowane, a przede wszystkim, że teczki to pestka w porównaniu z podstawowymi problemami polskiego państwa i społeczeństwa.

Wyjaśniam przy okazji. Jak wszyscy, jestem za lustracją, ale jak Lech Wałęsa, który zachował zdumiewający zdrowy rozsądek, jestem za lustracją tych, którzy się pchają na afisz. Niech się wzajemnie lustrują do upadłego, a co ważniejszych niech lustrują odpowiednie służby. Tyle że ważne jest nie tylko, czy byli tajnymi współpracownikami, ale czy są pijakami, kłamcami i chorobliwie ambitnymi osobnikami, bo to wszystko może stwarzać większe zagrożenia niż fakt, że ktoś np. nie był dostatecznie twardy w rozmowach z SB, choć nikomu nie zaszkodził. I skąd wzięli pieniądze, jeżeli takowe mają. Lustracja tak, bolszewickie prześladowania - nie.

Media w demokracji powinny tworzyć tematy i pola debaty publicznej, powinny ważyć, co jest w danym okresie dla kraju i społeczeństwa najważniejsze i co stwarza największe zagrożenia. Słowo honoru, że ani teczki, ani tematy podejmowane przez komisje śledcze nie są najważniejsze, a zasłużyły się tylko tym, że produkują w przyspieszonym tempie brud i coraz mocniej wpychają nas w bagno. Media zaś są bezradne w najlepszym razie, a w gorszym - ochoczo w tym procesie uczestniczą. Co to za kraj, co to za naród, co się sam pcha do dołu? Otóż to nie kraj i nie naród, ale grupa nieudanych, lecz niebezpiecznych rewolucjonistów, którzy w stanie takiego chaosu mogą dokonać niebywałych szkód, szkód na poziomie poszczególnych ludzi i na skalę społeczną.

Teczki a problemy społeczne

Przed nami wybory i zapewne zmiana rządu. Piszę “zapewne", bo SLD tyle zyska do jesieni, że nic już nie jest pewne. Bronisław Wildstein stał się nadzieją postkomunistów. Tego Wildstein nie chciał, ale jeśli człowiek działa jak słoń w składzie lepkich cieczy, to różnie się może skończyć. Dajmy jednak temu spokój i zauważmy, że sprawa teczek tak się wszystkim spodobała, bo już nie trzeba myśleć ani mówić o bezrobociu, nędzy, wykluczonych, rozpadającej się służbie zdrowia i zanikającej opiece społecznej. Trudno było wymyślić lepszy temat zastępczy.

A ponieważ nie wiemy, jakie opozycja ma projekty zmian, poza projektem umocnienia pozycji premiera, to znaczy, że ich po prostu nie ma. Lustracja, cokolwiek miałaby znaczyć, jest jej na rękę, bo przykrywa brak politycznych projektów. Nie myślę tu o wielkich planach, lecz o skromnych rzeczach, jak właśnie walka z bezrobociem i zatrzymanie dramatycznego procesu podziału kraju na zamożną, ale niezbyt liczną klasę wyższą i średnią oraz ocean nędzy, odtwarzanej już w drugim pokoleniu i prowadzącej do powstawania w Polsce takich gett, jak w Stanach Zjednoczonych, tyle że ich mieszkańcy nie odróżniają się kolorem skóry.

Tego polscy politycy opozycyjni nie widzą (tak zwani lewicowi też nie widzieli, ale to przecież są - naszym zdaniem - ludzie skorumpowani). Nie słyszałem od żadnego z nich ani słowa na te tematy, a to jest po prostu niebezpieczne, bo jak przyjdą do władzy, to się okaże, że nic nie potrafią. Będą więc musieli dalej stosować metody rewolucyjne i bolszewickie, będą musieli brak sukcesów zastąpić szukaniem na siłę wroga i okaże się, że co z bagna powstało, w bagno się obróci. A gdzie realna Polska naszych marzeń? Obym się mylił!

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2005