Modlitwa Warszawy w intencji pojednania

Prawie każde polskie miasto miało w sobotę plac, na którym czekały autobusy uczestników wycieczki do Warszawy. PiS po lewej, PO po prawej. Albo odwrotnie.

09.10.2006

Czyta się kilka minut

fot. K. Bielatowicz / visavis.pl /
fot. K. Bielatowicz / visavis.pl /

- Nie za żółte te białe róże? - jeden z manifestantów pochyla się nad wiadrem wypełnionym po brzegi kwiatami i przebiera w nim ręką.

- Są, jakie są - odpowiada chłopiec w odblaskowej kamizelce i rzuca mężczyźnie w ramiona olbrzymi pęk pachnących kwiatów. Ten, uginając się nieco od ciężaru, zanurza się w tłum, aby je rozdać demonstrantom.

Dam ci za to róży najpiękniejszy kwiat

Manifestacja zaczyna się pięknie. Na Wiejską pod budynek Sejmu pierwsze przyjeżdżają właśnie kwiaty. Czekają karnie, ułożone w kartonach, wiadrach z wodą, porozkładane na folii pod drzewami, aż staną się symbolem marszu Ligi Polskich Rodzin - nową polityczną bronią. Potem słychać muzykę: królują przeboje przedwojenne, "O mój rozmarynie" oraz "Rozkwitają pąki białych róż". Tyle że atmosferę rodzinnego pikniku burzy co rusz rzecznik prasowy LPR Piotr Ślusarczyk, który przypomina zgromadzonym, po co tu przyjechali.

- Robimy próbę! - krzyczy do mikrofonu. - Uwaga, najpierw machamy flagami!

W górze roi się od biało-czerwonych barw. - Teraz będziemy uczyć się hasła, powtarzajcie za mną: "Tusk, Rokita... - Ślusarczyk zawiesza głos - ...niechaj zmyka". Odzywa się nierówny chór manifestantów. Rzecznik jest wyraźnie niezadowolony, bo głos zwolenników Ligi nie brzmi zbyt przekonująco. Jest już 10.45 i na skwerze widać ledwie 200 osób, ale rzecznik pociesza: - Dwadzieścia, nie, dwadzieścia pięć autokarów stoi w korku w Raszynie.

Zwolennicy LPR-u wiwatują.

Starsza kobieta próbuje przekonać dziewczynkę ubraną w niebieską koszulkę z emblematem LPR, aby wzięła różę.

- Weź, jak nie weźmiesz, to znaczy, że się do nas nie przyznajesz - mówi kobieta.

Dziewczynka wyraźnie róży nie chce.

- Wstydzi się. Powiedz panom dziennikarzom, jak masz na imię.

- Nie mam - rzuca dziewczynka i ucieka przed fotoreporterami. Za to jej młodsi bracia namiętnie pozują do zdjęć.

- To biedna rodzina: dziewięć osób mieszka na 36 metrach. Tu walczymy o poprawę ich losu - tłumaczy Jadwiga Ogrodniczak z Pruszkowa. Na pytanie, co według niej oznacza biała róża, mówi: - No, ona symbolizuje miłość. Do kogo? Do Polski, chyba.

- Nie, ona symbolizuje spokojne wejście. Znaczy przejście, pochód - włącza się do rozmowy Janusz Karpiński z Warszawy. - Czerwona byłaby zbyt emocjonalna, uczuciowa, a biały to taki łagodzący. Bo my chcemy łagodzić, ale nie damy spokoju tym z PO. Oni są wszyscy umoczeni. Prasa podała, że WSI zajmowało się handlem bronią. Normalnie kara śmierci za to powinna być. To zdrada - mówi impulsywnie. - Nie rozumiem ludzi, którzy popierają PO. Przecież wiadomo, kto to jest liberał. Krwiopijca, bandyta, złodziej.

Natomiast pan Maciej uważa, że tu chodzi o niewinność. - No, o niewinność tego rządu - wyjaśnia.

- Co ty, jaka niewinność! - rzuca ktoś z tłumu. - Biała róża to nadzieja.

Wreszcie sporną kwestię tłumaczy Piotr Ślusarczyk: - Manifestacja ma na celu zaapelowanie do wszystkich ugrupowań o zgodę. O powstrzymanie tej narastającej agresji w polityce, a biała róża jest tu gałązką pokoju.

W tym czasie na trybunie przemawia Roman Giertych: - Pozdrawiamy wszystkich. Całą Platformę, Rokitę, Tuska. Pozdrówmy ich tradycyjnym polskim gwizdem.

Tłum gwiżdże.

Pyrlandia nie lubi kartofli

Gwizdy w okolicach Placu Piłsudskiego, Krakowskiego Przedmieścia i Placu Zamkowego, gdzie swój wiec zwołała PO, rozlegną się później. Na razie partyjny konferansjer z pierwszego piętra Hotelu Europejskiego rozkręca gromadzących się ludzi. - Witamy Olsztyn. Pozdrawiamy Opole. Potem Wałbrzych i Puławy. Jest też Jarosław. Ale nie TEN, chodzi o miasto. Obok siebie, z różnych stron Polski. Młodzi Demokraci obok Młodych Konserwatystów.

W przedwiecowym zamieszaniu 50-letnia pani Krystyna tłumaczy powód niedawnego wstąpienia do Platformy. - Czy nie uważa pan, że jest to tragedia dla narodu, kiedy matka cieszy się, że jej córka wyjeżdża z kraju? - pyta. - Obiecują i nic nie robią - dodaje, mając na myśli tych, którzy dziś rządzą. Jest przekonana, że po wygranych przez Platformę wyborach Polacy przestaną masowo wyjeżdżać, a ci, którzy wyjechali, wrócą. - Bo przecież tutaj może być Irlandia, Anglia, a nawet Ameryka - mówi. I pokazuje ulotkę wyborczą: wyjedź albo głosuj na PO.

Ktoś, kto chciałby dowiedzieć się czegoś więcej o programie Platformy, miałby kłopot. Na transparentach dominuje wątek kaczek: "Dość kaczorów, chcemy wyborów", "Sorry kaczory, jutro wybory". Platforma z Wielkopolski przyjechała z transparentem "Pyrlandia nie lubi kartofli". Są zresztą i bardziej dosadne, by nie powiedzieć: chamskie. "Dość dyktatury kurdupli umysłowych" czy "PiS wam mordę lizał". I choć liderzy PO w swoich przemówieniach odwołują się do etosu opozycji antykomunistycznej i pierwszej "Solidarności", wśród licznych transparentów, balonów i flag, sztandaru "Solidarności" nie było ani jednego.

Ruszają z małym poślizgiem, kilkanaście minut po godzinie 12. Zanim skręcą w Krakowskie Przedmieście, konferansjer krzyczy do mikrofonu: - Kto wygra najbliższe wybory? - Legia wygra - odkrzykuje kilku chłopaków. Atmosfera się rozluźnia. Niestety, niektóre pomysły prowadzącego nie spotykają się ze zrozumieniem zebranych. Kiedy krzyczy: "Precz z komuną", mało kto podejmuje. Może dlatego, że wśród demonstrujących poparcie dla PO dominuje kolorowo ubrana młodzież, która w czasach komuny na demonstracje była za mała? Ta sama młodzież gromko krzyczy: "Giertych, zostaw nasze dzieci", choć raczej żadne z nich dzieci jeszcze nie ma.

Jeśliby wierzyć słowom Donalda Tuska, Platformie Obywatelskiej sprzyjała nawet Opatrzność, lider partii tak bowiem zinterpretował znak, jakim było pojawienie się nad Warszawą słońca w chwili, gdy rozpoczynała się kulminacyjna część wiecu, już na Placu Zamkowym. Zgodnie z zapowiedziami, demonstracja była pokojowa, choć trudno określić ją mianem eleganckiej. Idącym na czele pochodu liderom PO wygodniej było nie słyszeć wykrzykiwanego z tłumu na wysokości Pałacu Prezydenckiego: "Spieprzaj dziadu!".

Jedną z ważniejszych kwestii była oczywiście liczebność. Najpierw dwa, potem cztery, a w końcu piętnaście tysięcy. Policyjne szacunki były dla PO zresztą znacznie mniej druzgocące niż dla konkurencji maszerującej spod Sejmu: działaczy Platformy, zwolenników oraz turystów i spacerowiczów licznych tego dnia w okolicach starówki miało być razem 12 tysięcy.

Ja pana znam jako Lenina

Stacja metra Świętokrzyska, zbliża się 12.00. Godzinę temu jechali tędy warszawscy zwolennicy PO. Przy wyjściu znudzeni policjanci. Na najbardziej ruchliwym skrzyżowaniu Warszawy wszyscy gdzieś się śpieszą. Melodia z megafonów. Hymn polski. Jedni przystają, inni biegną dalej. Przystanęli, znaczy - idą na wiec. Ci, co ich mijają, udają się na zakupy do Galerii Centrum.

Plac przed Pałacem Kultury zapełniony. Starsze panie, posiwiali panowie, dziadkowie z wnukami, rodzice z dziećmi i nieliczna, ale zorganizowana młodzież. To kluby Gazety Polskiej, Federacja Młodych z PiS-u, gościnnie Młodzież Wszechpolska, a tradycyjnie - Polskie Drużyny Strzeleckie. Ci ostatni przechodzą paradą przez tłum. Mają równy krok, ale w większości siwe głowy. Tradycja. Widać ją na każdym kroku. Kolory? Żadnych fajerwerków. Fryzury? Żadnych sensacji. Skromnie, schludnie, jak do kościoła w niedzielę. Na transparentach oprócz haseł poparcia dla premiera - Matka Boska. To rodziny Radia Maryja. I ogromna płachta: Jezus Królem Polski.

Na metalową, nowoczesną scenę wchodzi Andrzej Dąbrowski. Z głośników słychać: "Do zakochania jeden krok...". Atmosfera się rozluźnia. Śpiewają. To muzyka ich młodości. Matka Boska z częstotliwością Radia Maryja łagodnie faluje w rytm muzyki. Gdyby nie nowoczesny telebim, kamery i krążący nad głowami helikopter nastrój jak w Ciechocinku. Pogoda sprzyja.

Konferansjer Michał Kamiński przedstawia, kto i skąd przyjechał. Są z całej Polski. Zmęczeni i niedospani. Wstali bladym świtem, by zdążyć. Widać Ślązaków, których górnicza orkiestra wygrywa rytmiczne melodie. - Tato, popatrz, Węgrzy przyjechali - chłopiec ciągnie ojca w stronę żółtego transparentu. Literują napis. Kartësczi P?wiôt, to po prostu powiat Kartuzy. Uśmiech w stronę Platformy: PiS też ma swoich Kaszubów. I swoich górali, i ludzi morza, i tych z Wielkopolski. Bo prawie każde miasto w Polsce miało w tę sobotę plac, gdzie rano stały autobusy, oczekujące na uczestników wycieczki do Warszawy. PiS z prawej strony, PO na lewo lub odwrotnie. Idąc do autobusów pustą ulicą, mówili sobie czasem "Cześć! Dzień dobry". Ludzie na prowincji się znają. - Odjechali godzinę przed nami. Myśmy się dopiero schodzili. W sumie pierwsi zaczynali - mówi członek FM PiS z Bydgoszczy. - Prawie równo żeśmy wystartowali. 7.30. Tyle trzeba, by dojechać z Dąbrowy Górniczej - tłumaczy Ślązak.

Furorę robi autor happeningów antyeseldowskich Piotr Lisiewicz z Poznania. Jego Akcja Alternatywna "Naszość" ma tu wielu zwolenników. Rozdaje autografy, fotografuje się z wielbicielkami. - Mogę się podpisać jako Subotić. On jest teraz sławny. - Nie, nie - protestuje przerażony staruszek. - Nie wiem, kto to, a pana znam jako Lenina.

Nastrój pikniku. Uściski dłoni. Poznaj moje dzieci. Znają się, choć są tłumem. Z demonstracji. Z kościoła. Z "Solidarności". Michał Kamiński nie ma trudności z rozmową z wiecującymi. Sami pokrzykują. Ot, weterani. Martwią się o swoje emerytury. O Ojczyznę. Transparenty: "Jestem Polakiem i obowiązki mam polskie". "Chcemy prawa i sprawiedliwości". Na scenie Tolek Jabłoński śpiewa Mickiewicza. Nic o gospodarce. Po prostu ma być uczciwie. Śmieją się z PO. - To nie są źli ludzie, tylko zagubieni i niedoinformowani. Nie przeszli tyle, co my. Trzeba się za nich modlić. O zgodę - tłumaczą. Wydaje się, że nawet Michał Kamiński podgryza konkurencyjny pochód tylko dla zasady. Kiedy przyznaje, że wśród tych, który teraz idą Krakowskim Przedmieściem jest wielu porządnych ludzi - tłum bije brawo.

Najbardziej radykalna jest młodzież. Wojskowe buty, rozciągnięte swetry i obowiązkowo fragment munduru. Jakiej armii? Nieistotne. Nad nimi: "Prawda nasza, hańba wasza", "TVN i PO osiągają dno". Sprawy z tu i teraz. Ale z głośników lekko chrypi Zbigniew Religa, potem łagodnie wspomina działalność w "Solidarności" Mieczysław Gil. Wreszcie premier, pozytywny do znudzenia. Mówi o pracy, mieszkaniach, opiece zdrowotnej, edukacji i poczuciu bezpieczeństwa. - To elementarne prawa, których realizacji mamy obowiązek i prawo domagać się od państwa! - grzmi. Idą w górę transparenty: "Razem dla Rzeczypospolitej", "Jarosław Kaczyński premier z Warszawy". Tłum skanduje: "Niech żyje premier! Popieramy!". Przerywają przemówienie, śpiewają "sto lat!". Kiedy Kaczyński deklaruje, że "tym razem zwyciężymy, aż do końca", odpowiadają: "Zwyciężymy!".

Siwogłowi optymiści.

Przeżyj to sam

Głównym tematem, co rusz poruszanym przez liderów LPR-u, jest frekwencja - przede wszystkim ta, którą podadzą w mediach.

- Liberałowie chichoczą - mówi z trybuny Wojciech Wierzejski. - Cieszą się, wzywają do obalenia rządu. Mówią, że ich jest większość, bo po ich stronie są sondaże. Ale sondaże ani razu prawdy nie pokazały. Zobaczcie, ilu nas jest. Ale nie zdziwcie się, kiedy włączycie telewizor i dowiecie się, że było nas stu albo dwustu, a tam, gdzie będzie PO, na Placu Zamkowym, który nie pomieści więcej niż dwa tysiące, będzie 100 tys. To nas jest tysiące, w całym kraju setki tysięcy...

Na wiecu Platformy Donald Tusk mówi o marzeniach. Bardziej wyrazisty jest Jan Rokita, Hanna Gronkiewicz-Waltz przemawia krótko i bezbarwnie. To ma być polityczny show? "Stefan! Stefan!" - skandują zebrani, ale wychodzący z drugiego szeregu senator Niesiołowski tym razem nie ma wpadających w pamięć bon motów. - Koledzy mnie strofują, że za ostro mówię - tłumaczy. Oklaski. Potem część artystyczna: Paweł Kukiz i Tomasz Lipiński. Ludzie podejmują słowa piosenki: "Jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie". Jakby artysta wyśpiewał to, co chcieliby powiedzieć. Na chwilę robi się wzruszająco. Ktoś, nie wiadomo dlaczego, podnosi dwa palce w geście wiktorii. Ktoś inny - transparent: "Nie płakałem po III RP". Na koniec jest hymn. Czysto, choć niezbyt donośnie. Ale za to całe dwie zwrotki.

Premier Kaczyński mówi krótko. Potem idzie do kościoła naprzeciw, gdzie trwa "Modlitwa Warszawy w intencji pojednania". Najgorzej mają przyjezdni. Wiele godzin jazdy za półtoragodzinne wiecowanie to mało. Stoją z transparentami jak strachy na wróble, a plac szybko pustoszeje. Pora obiadowa, warszawiacy opuszczają teren. Śpiewa Lombard. Głośno. - Przy tym nie sposób rozmawiać, chodźmy gdzieś dalej - słychać głos z grupy wycofującej się z Placu Defilad. W Czwartej RP rozmawiają o Drugiej. Temat: Marszałek Piłsudski, a w tle "Przeżyj to sam". Zostaje pokolenie 30-, 40-latków. Ci bez małych dzieci. Przychodzą niedobitki demonstrantów z Platformy. Robi się bardziej kolorowo. Młodziej. Tam się już skończyło. A koncert, to koncert.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2006