Trzy kolory

Malarstwo Leona Tarasewicza dawno już opuściło płótno czy papier, podbija dziś różne powierzchnie i przestrzenie. Opuściło również wnętrza galerii, a jeśli powraca do nich, czyni to w zaskakujący sposób.

07.09.2003

Czyta się kilka minut

 /
/

Leon Tarasewicz to nie malarz, to malarska bestia z krwi i kości. Oglądałem film dokumentalny, w którym pokazano tego artystę podczas pracy nad płótnem. Jej instynktowność i gwałtowność zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Zresztą nie tylko na mnie, rozmawiałem o tym z Edwardem Dwurnikiem, który również nie krył podziwu. Od tego momentu stało się jasne, że te wspaniałe obrazy czerpią swoją nieledwie fizyczną moc perswazyjną z tego, co antyczni nazywali furror i co przetrwało w bardzo niewielu artystach. Malarz Leon Tarasewicz jawi się niemalże jako kontynuator archetypu malarza.

Białorusin, absolwent warszawskiej ASP, mieszkający nadal w swoich rodzinnych stronach, zawsze powracający do miejsca, w którym się urodził, robi to tak naturalnie i odruchowo, że nie potrzeba żadnej specjalnej ideologii. Tematem jego wcześniejszych obrazów były pejzaże z rodzinnych stron: lasy, światło, drzewa, śnieg. Poddane drobnym zabiegom kadrowania, upraszczania, kolorystycznego filtrowania, zmieniały się w monumentalne wizje przyrody, wcale nie zawsze tylko tej wielkiej. Pamiętam wystawę w Galerii Foksal (1988) po powrocie z podróży po Ameryce: zaskakujące, czerwono-czarne, duże obrazy. To nie były kolory Białowieży. Pamiętam moje zaskoczenie.

Dobiegająca końca wystawa w warszawskim Centrum Sztuki Współczesnej ma bardzo zwyczajny tytuł: “Malarstwo". Jednak to, co Leon Tarasewicz zrobił w salach Zamku Ujazdowskiego, wykracza daleko poza ten skromny termin. Można raczej spojrzeć na tę wystawę jak na rozprawę z malarstwem. Albo wręcz przeciwnie, jak na jego wielką apologię. Maria Poprzęcka w tekście powstałym przy tej okazji, sugeruje, że lepszym słowem określającym poczynania Tarasewicza byłoby “malować".

Trudno się z taką uwagą nie zgodzić, oglądając pięć sal w Zamku Ujazdowskim wypełnionych właściwie dosłownie “malarstwem" Tarasewicza. Ma ono teraz konsystencję betonu w trzech kolorach podstawowych: żółtym, czerwonym, niebieskim. W pierwszej sali barwne betony wylewały się tak obficie, że zalały wytwarzające je trzy betoniarki. Wchodzimy więc do sali po schodkach i stąpamy po “malarstwie". W drugiej sali “malarstwo" leży pokawałkowane, przycięte do rozmiarów tradycyjnych obrazów. W trzeciej zdobywa ściany, wspina się na nie za pomocą metalowych konstrukcji. Oszalowane “malarstwo" jest już tak wysoko, że trzeba było pomostów i schodów, by można było je oglądać. W kolejnej sali puste ściany pozostały neutralnie białe, natomiast środek zajął monumentalny, betonowy sześcian pomalowany na intensywny czerwony kolor. Czerwień jest tak mocna, że zdaje się wręcz świecić. Cała sala staje się czerwona. I wreszcie docieramy do pomarańczowego korytarza prowadzącego do jednej z wież Zamku Ujazdowskiego. Tu znowu tony pomarańczowego “malarstwa" podtrzymują rusztowania, trochę jak w kopalni albo sztucznej grocie. Jesteśmy już blisko ściennego malarstwa Lascaux, gdzie dominują podobne ciepłe barwy i gdzie malarstwo równie spontanicznie wzięło w posiadanie całą przestrzeń.

Gdy opuszczamy sale “malarstwa" totalnego, docieramy do fragmentów. Tu coś zaczyna przypominać obrazy pojmowane bardziej tradycyjnie. Te niewielkie kwadraty również powstały z mieszanek barwnych betonów, ale uwięzione w małych formatach stają się obrazkami przypominającymi twórczość Tarasewicza sprzed paru lat.

Już przed trzema laty Tarasewicz wypełnił niewielką przestrzeń Galerii Foksal podobnym potopem “malarstwa", choć wtedy przewagę zdobył niezbyt fortunny odcień fioletu. Potem w nieco podobnym duchu “malarstwo" przeciekało przez drewniane rusztowanie wzniesione w sali Zachęty. W obecnej realizacji możemy po “malarstwie" chodzić, dotykać go, dać się otoczyć, poddać się jego mocy oddziaływania, nieledwie wstąpić weń. Zamierzenie totalne - nikt jeszcze nie zdobył się na podobne. Trzy kolory podstawowe na palecie to jakby powrót do samych źródeł, do początku. Podobnie jak korytarz budzący skojarzenia z grotą Lascaux. Największe wrażenie robi świecący sześcian czerwieni wstawiony do jednej z sal. Mnie się to zdało zwycięstwem czystego malarstwa nad przestrzenią.

Można odnieść wrażenie, że Leon Tarasewicz jest już zmęczony własnymi umiejętnościami i chce próbować czegoś, nad czym jeszcze do końca nie zapanował. Może pociąga go opór betonowej materii, może niepewność pigmentów, a może po prostu skala i charakter tych realizacji, daleko odbiegających od dotychczasowych. Choć artysta miał już do czynienia z autentyczną przestrzenią publiczną, jego “malarstwo" pojawiało się bowiem w przestrzeni miejskiej Wenecji i Barcelony.

Jakkolwiek daleko Tarasewicz próbuje się oddalić od malarstwa, to wciąż pozostaje przede wszystkim malarskim zwierzęciem. Może w tych poszukiwaniach kryje się obawa przed pozostaniem w tyle za tym, co dzieje się dziś w sztuce, obawa przed tym, że płótno jako medium straciło na znaczeniu, a zatem wymaga odnowienia?

Jeszcze kilka lat temu wystarczało zwiększyć format płótna, by wciąż jeszcze robić wrażenie. Dziś formatem staje się cała galeria i najwyraźniej tak musi być. To zdobywanie przez sztukę jej utopii, które wydawały się nieosiągalne. Zacytujmy samego Tarasewicza: “Moim marzeniem jest, by obrazy przejęły kontrolę nad odbiorcą w taki sposob, by jego otoczenie przestawało istnieć, wtedy obraz, nieograniczony żadnymi ramami, mógłby się bez przeszkód rozrastać, wciągając odbiorcę".

Leon Tarasewicz - Malarstwo, Centrum Sztuki Wspňlczesnej Zamek Ujazdowski, 23 czerwca - 7 września 2003. Kurator: Milada Ślizińska.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2003