Mniej mój, bardziej Boga

Weronika i Bartosz, rodzice: Żeby opowiedzieć dziecku o Bogu, musieliśmy zweryfikować, czy sami wierzymy. Przygotowanie syna do pierwszej komunii przyniosło nam większą jedność w rodzinie. Jedność – czyli komunię.

07.05.2018

Czyta się kilka minut

 / MAGDA WOLNA
/ MAGDA WOLNA

MACIEJ MÜLLER: Dlaczego zdecydowaliście się na samodzielne przygotowanie Tomka do komunii?

WERONIKA: Kilka lat temu usłyszałam o takiej możliwości od przyjaciółki ze wspólnoty. Wydało mi się to zrazu fanaberią – niemniej wyczuliłam się na takie historie. Na ogół powtarzał się w nich wątek rodzinnego, wspólnego przeżywania przygotowań i samej komunii. A dotyczyło to rodzin, które wiarę i relację z Bogiem przeżywają jako coś codziennego, a nie okazjonalnego.

Rok temu zdecydowała się na to moja siostra. Mieli wyjechać do Szwajcarii akurat na ten rok, kiedy przypadała pierwsza komunia ich synka Adama. Znajomy dominikanin poradził: poślijcie go wcześniej, na co czekać? Zobaczyliśmy wtedy, jak to wygląda od kuchni. Że to wydarzenie staje się proste, a jednocześnie głębokie; normalne i wyjątkowe. Pomyślałam, że też bym tak chciała.

Pytaliście syna o zdanie?

BARTOSZ: Po komunii Adama rozmawialiśmy z Tomkiem o tym, co się tam wydarzyło. Spytaliśmy: „Chciałbyś przyjąć Pana Jezusa?”. „Tak, chciałbym”. Wtedy akurat trwały zawirowania w związku z reformą szkolnictwa: część dzieci powtarzała klasę, wymieszały się roczniki, w rezultacie klasa Tomka miała przystępować do komunii rok później, niż sądziliśmy. Nie podobało nam się to, bo na co tu czekać, skoro dziecko jest gotowe?

Skąd wiedzieliście, że jest gotowe?

W: Tomek od dawna interesował się wiarą, uwielbiał książki i komiksy o życiu świętych, przynosił je do wieczornego czytania. Pomyślałam poza tym, że warto, by dziecko przyjęło Chrystusa do serca, dopóki jest prostolinijne, niewinne, bezpośrednie, zanim wykształci się w nim wyrachowanie. Niech wejdzie w świat już z łaską, będzie mu łatwiej.

Jak to wyglądało formalnie?

W: Nie studiowaliśmy przepisów; postanowiliśmy, że Bartek pójdzie porozmawiać z proboszczem i wtedy ocenimy, czy nas to przerasta.

B: Początkowo był trochę na „nie”, ale chyba głównie dlatego, iż obawiał się, że za nami przyjdą tabuny rodziców pragnących indywidualnie przygotowywać dzieci. Więc ostatecznie powiedział: róbcie swoje, tylko nie trąbcie o tym za wiele. I poprosił, żeby Tomek przystąpił do komunii w parafii, a nie u dominikanów – o czym początkowo myśleliśmy.

Nie pytał, czy czujecie się na siłach, czy starczy Wam wiedzy?

W: Nie, zaufał nam. Znał nas zresztą dobrze, bo od czterech lat, kiedy sprowadziliśmy się tu, angażowaliśmy się w życie parafii, ja np. prowadzę scholę. To jest nasza wspólnota, identyfikujemy się z nią, jesteśmy na każdej mszy niedzielnej.

B: Proboszcz powiedział, że jego zdaniem już część sześciolatków jest gotowa na komunię, a część dwunastolatków nie. A wynika to z tego, w jakich rodzinach się wychowują. Jeśli dziecko chodzi z rodzicami do kościoła poświęcić pokarmy w Wielką Sobotę i jeszcze na Boże Narodzenie zobaczyć szopkę – to nie ma się co dziwić, że księżom trudno je przygotować do komunii nawet podczas dwuletniego kursu. Próbują przynajmniej uśrednić poziom. Ale dzieci, które przeczytały z rodzicami Biblię, nudzą się, kiedy grupa uczy się robić znak krzyża.

Dostaliście jakieś wskazówki?

B: Nie. Powiedziałem, że mamy książki biskupa Długosza. O nic więcej proboszcz nie pytał. Musieliśmy tylko uzupełnić zwykły formularz i dostarczyć akt chrztu.


CZYTAJ TAKŻE:

JEZUS W PREZENCIE: W 2013 r. abp Andrzej Dzięga przypominał o możliwości przystąpienia dzieci do komunii indywidualnej. Po pięciu latach decyduje się na to wciąż niewielu rodziców. Dlaczego?


Dziecku przygotowywanemu w tradycyjny sposób jest trudniej?

B: Z pierwszej komunii zrobił się produkt na wzór Bożego Narodzenia. Musztra w kościele i wielka feta w restauracji może wypaczyć dziecku sens tego, co właściwie się stało.

W: Dochodzi w pewnym sensie do bałwochwalstwa, bo w centrum uwagi znajduje się nie Chrystus, tylko samo dziecko. Jego spotkanie z Chrystusem zostaje odarte z intymności. Łaska obecności Chrystusa oczywiście działa w tym dziecku, a Duch Święty może przecież objawić się w czyichś życzeniach, w którymś z prezentów...

Niemniej wysiłek finansowy i organizacyjny jest ogromny – a w rezultacie gubi się istotę rzeczy. Dlatego zadaliśmy sobie pytanie: ok, zależy nam na świętowaniu, ale czego? Spotkania Tomka z Panem Jezusem. I temu podporządkowaliśmy inne pytania: ile osób zaprosimy, gdzie urządzimy obiad.

I czy będzie catering.

W: Nie było. Uznaliśmy, że gdy ktoś obcy będzie podawał jedzenie, nie wpłynie to dobrze na relacje przy stole.

Okazało się, że prosty obiad i najbliższa rodzina, która cieszy się razem z dzieckiem, wystarczą do tego, żeby uroczystość była wspaniała. Kiedy ogarniały mnie wątpliwości, zawsze w rozmowie z Bartkiem okazywało się, że nie dotyczą istoty sakramentu. Były raczej pokusami: jak się pokazać, jak udowodnić, że jesteśmy świetnie zorganizowani.

Chyba nauczyliśmy się wszyscy myśleć, że komunia jest wpasowana w jakiś system.

B: Miało to sens, kiedy szkół było właściwie tyle, co parafii, a do komunii szły całe klasy. Teraz przygotowania organizuje parafia i dziecko może trafić np. do grupy, w której nikogo nie zna. Chrzest jest indywidualny, małżeństwo też. Czy komunia musi być zbiorowa?

W: Byliśmy niedawno na komunii mojego chrześniaka. Dzieci były świetnie wyszkolone i ubrane, każde wiedziało, jak się ustawić, kiedy wejść, wyjść, jak prawidłowo złożyć ręce, w którym momencie wręczyć kwiaty i powiedzieć wierszyk. Chyba trudno im się było skoncentrować na czymś innym niż forma.

Czyli chcieliście głównie ocalić dziecko przed masówką i przerostem formy?

W: Nie tylko. Chodziło o wspólne przeżycie okresu przygotowania do sakramentu. Nie chciałam, żeby Tomek kojarzył komunię ze zdawaniem egzaminu z małego katechizmu. Pamiętam, jak sama się tego wszystkiego uczyłam – bez zrozumienia, byle wszystkie wyrazy spamiętać. W najmniejszym stopniu nie zbliżało mnie to do tajemnicy komunii.

Proboszcz zadał Wam jakiś ramowy program do przerobienia?

B: Nie. Przekazał naszą sprawę wikaremu, a ten tylko poprosił, żeby Tomek przyszedł do niego porozmawiać na kilka dni przed komunią.

Czyli jednak był egzamin?

B: Niezupełnie. Byłem przy tym. Ksiądz zapytał Tomka: „Co przyjmiesz podczas mszy?”. Tomek nie pamiętał nazwy „hostia”, więc powiedział „opłatek”. „A co to za opłatek?”. „Pan Jezus”. I tyle. Żadnych regułek ani prawd wiary.

Jak długo trwało to Wasze przygotowanie?

B: O komunii zaczęliśmy rozmawiać z Tomkiem rok temu, ale takie intensywne, codzienne przygotowanie zostawiliśmy na Wielki Post. Tak, żeby w poniedziałek Wielkanocny Tomek przystąpił do komunii.

Skąd taki wybór?

B: Głównie stąd, że wtedy każdy z naszych bliskich mógł przyjechać. Poza tym poczuliśmy, że Wielkanoc to dobry czas na przyjęcie pierwszej komunii.

I co, każdego wieczora siadaliście i rozmawialiście przez godzinę o wierze?

W: Zaczęliśmy zwracać uwagę na wspól- ną modlitwę przy jedzeniu czy przed spaniem.

Wcześniej różnie z tym bywało. Do spowiedzi przygotowywaliśmy się, robiąc wspólnie rachunek sumienia: bardziej chcieliśmy dać przykład, niż tłumaczyć. Każdy mówił, co tego dnia wydarzyło się dla niego ważnego, co trudnego, za co chciałby podziękować, a za co przeprosić Boga i najbliższych. Przepraszałam Bartka czy dzieci, że na nich krzyczałam, że nie miałam dla nich uwagi i czasu.

B: A dzieci to podejmowały. Chłopcy przepraszali, że się bili, że nie słuchali. Potrafili znakomicie zidentyfikować coś, co było niewłaściwe, oddzielić dobro od zła.

W: Potem mobilizowaliśmy się wszyscy, żeby położyć spać młodsze rodzeństwo i wygospodarować czas dla Tomka. Czytaliśmy np. przypowieści o miłosiernym ojcu, o dobrym pasterzu. Chcieliśmy mu pokazać poprzez Biblię, kim jest Chrystus, którego on niedługo przyjmie. Że On go szuka i przygarnie tak samo jak ten pasterz owieczkę.

Czytaliście Pismo Święte?

W: Korzystaliśmy z opracowania biskupa Długosza, z jego komentarzy napisanych przystępnym, a jednocześnie nieinfantylnym językiem. Bardzo pomagały w rozmowie. Czytaliśmy też serię „Wierni Przyjaciele” i „Kredkami do Nieba”. Tomek czekał na te wieczorne rozmowy; jak tylko najmłodsza siostra zasypiała, brał książkę i biegł do nas, pokazywał: „Mamo, tutaj wczoraj skończyliśmy”. Zasypiał z uśmiechem. Mówił: „Nie mogę się doczekać tej komunii. Ciekawe, jak będzie smakował ten opłatek”.

Dopytywał o coś?

W: Tak, np. czemu w komunii pije się wino, a nie wodę. Nie wiedziałam, co powiedzieć, przypomniał mi się tylko biblijny obraz winnego krzewu i tego, że wino pochodzi z pracy rąk ludzkich, którą Pan Bóg uświęca. No i pytał, czy ja też bałam się spowiedzi.

Wyobrażał sobie spowiedź jako barierę, która go odgradza od komunii?

B: To był lęk przed nieznanym. Przed opowiedzeniem w konfesjonale o tym, co nie wyszło. Czasem, kiedy rano jechaliśmy do szkoły, mówił w samochodzie: „Tato, boję się”. „Czego się boisz?”. „Że będę musiał wyznać swoje grzechy”.

A Ty co na to?

B: Powiedziałem: „Pan Bóg cię zna i wie wszystko, o czym chcesz mu powiedzieć. To wyznanie nie jest potrzebne Jemu, tylko tobie, żebyś oczyścił swoje serce. To, że będziesz szczery, zmieni ciebie. Pan Bóg jest miłosierny, a ksiądz też jest grzeszny, więc nie będzie cię o nic wypytywał, rozliczał”. Najbardziej go zdumiało, że ksiądz też chodzi do spowiedzi. I że nawet papież chodzi. Z tą myślą było mu łatwiej.

Uczyliście go formuły?

B: W wersji najkrótszej z możliwych, z książki „Moja pierwsza spowiedź”. Tłumaczyliśmy, że to pomaga uporządkować rzeczy, które trzeba powiedzieć.

Jak wybrnęliście z VI i IX przykazania?

W: W książce biskupa Długosza jest rachunek sumienia złożony z 18 prostych pytań adekwatnych do wieku dziecka. Np. „Czy rozmawiasz z Panem Jezusem w codziennej modlitwie? Czy potrafisz się dzielić z tymi, którzy mają mniej niż ty?”. W tej książce jest wszystko, właściwie nic ponadto nie musieliśmy tłumaczyć. Mam raczej wrażenie, że sami sporo dowiedzieliśmy się o spowiedzi: że w jej centrum jest miłosierdzie i że Pan Bóg nie jest księgowym naszych czynów. Biskup proponuje przed spowiedzią wspólną modlitwę, tak też zrobiliśmy: zapaliliśmy świecę, przeczytaliśmy przypowieść o dobrym pasterzu, pobłogosławiliśmy Tomka – i poszedł. Pamiętam z domu, że też się całowało rodziców i przepraszało, ale nie było w tym aż takiej bliskości. A nam zależało, żeby spowiedź i komunia nie były wydarzeniem dziwnym, nagłym, osobnym, ale czymś włączonym w rodzinną codzienność.

Czy coś świadomie pomijaliście w przygotowaniach?

W: Pilnowaliśmy się, żeby nie odpowiadać na pytania, których dzieci nie zadają, oprzeć się pokusie ustawiania im myślenia. Niczego nie ukrywaliśmy, ale też nie chcieliśmy wyprzedzać wrażliwości dziecka. Było jasne, że musimy się przede wszystkim zastanowić nad Eucharystią i nad tym, kim jest Jezus. A on nie chce nas szokować, jest dyskretny, dlatego przychodzi w postaci chleba.

B: Tomek pytał, jak to jest, że opłatek zamienia się w ciało. Przyznałem: „Sam tego nie rozumiem, ale módl się do Pana Jezusa, a On ci to objawi na tyle, na ile będziesz w stanie to przyjąć”.

Rozmawialiście o ukrzyżowaniu?

W: Czytaliśmy o męce i śmierci Pana Jezusa. Tomek po prostu to przyjmował, nie miał z tym problemu. To raczej młodszy Wojtek dociekał: „A bolało Go, jak Mu wbijali gwoździe?”.

Jak tłumaczyliście, dlaczego ludzie zabili Jezusa?

B: Bo nie uwierzyli w Jego miłość. Wbrew faktom: uzdrowieniom i innym cudom.

W: Bo człowiek jest wolny i może wybrać zło, nawet do tego stopnia, żeby zabić Zbawiciela. Ale Pan Jezus na to pozwolił, bo wiedział, że w ten sposób odkupi człowieka.

Sięgaliście po mały katechizm?

W: Raz to zrobiłam, żeby zobaczyć, o co ksiądz mógłby ewentualnie Tomka spytać. I się przeraziłam: ile tego jest, sama większość zapomniałam. Tomek na katechezie zdawał 10 przykazań, apel jasnogórski, siedem grzechów głównych itd. – ale kojarzy to na szczęście ze szkołą, a nie z komunią świętą.

Więcej było w tych przygotowaniach przekazywania wiedzy czy raczej świadectwa?

W: Żeby opowiedzieć dziecku cokolwiek o Bogu, musiałam zweryfikować, czy sama wierzę i jak wierzę. Mniej chodzi przecież o to, żeby wiedzieć, rozumieć, bardziej żeby żyć wiarą. Mam wrażenie, iż to doświadczenie przyniosło nam większą jedność w rodzinie. Jedność, czyli komunię.

B: Ja też pytałem sam siebie: „Do czego podchodzę rutynowo, mechanicznie?”. Podczas przygotowywania Tomka sam zacząłem lepiej przeżywać to, co się dzieje podczas mszy, wsłuchiwać się w modlitwy eucharystyczne. Cieszę się, że komunia Tomka zbiegła się z Wielkanocą. Oktawa Wielkanocna była dla nas białym tygodniem. A wtedy są czytania o Apostołach, którzy napełnieni Duchem wychodzą z wieczernika i zaczynają z odwagą głosić Chrystusa.

Pilnowaliście, żeby podczas komunii Tomek prawidłowo złożył ręce?

B: Powiedziałem tylko, żeby przyjął Pana Jezusa z godnością i czułością. Postawa jest drugorzędna.

W: Nie ustalaliśmy tego wcześniej, ale w chwili, kiedy dołączaliśmy do procesji, złapaliśmy się za ręce. Było to trochę niekonwencjonalne, ale zgodne z tym, w jaki sposób przeżywaliśmy przygotowanie do sakramentu. Poczułam jednak wtedy, że Tomek wszedł w relację z Chrystusem, do której my już nie mamy dostępu. On będzie za nią odpowiedzialny już osobiście.

B: Pomyślałem coś podobnego, kiedy odprowadzałem go do spowiedzi: że Tomek jest teraz o level wyżej, sam bada swoje sumienie. Mogę mu towarzyszyć, ale on staje się trochę mniej mój, bardziej Boga.

Prezentów nie było?

W: Tomek o tym nie myślał, spytał tylko, czy przyjedzie jego kuzyn i ciocia. Ale nie chcieliśmy popadać w drugą skrajność. Przecież to naturalne, że przy ważnych okazjach dostaje się prezenty. Na szczęście w naszych rodzinach jest oczywiste, że prezenty są związane z wydarzeniem, więc nie musieliśmy nikomu wybijać z głowy kupna tabletu. O tym, że dostał też pieniądze, powiedzieliśmy Tomkowi dopiero dwa tygodnie po uroczystości. Cieszę się, że nie musiał się na tym koncentrować w dzień komunii.

Może to być dla niego trudne, gdy jego koledzy z klasy dostaną smartfony i quady.

W: Nawet jeśli, to Tomek będzie chyba od tego wolny. Wspominał ostatnio, że w klasie opowiada się tylko o prezentach. Ale jestem spokojna, bo on ma już swoje doświadczenie komunii, własne skojarzenia związane z tym dniem.

Kolejne dzieci też będziecie przygotowywać indywidualnie?

W: To było dla mnie samej takie doświadczenie, że bardzo bym chciała je powtórzyć. Może już nie samodzielnie: dobrze by było zebrać się w kilka rodzin.

A czego byście oczekiwali od Kościoła?

W: Cieszyłabym się, gdyby w większym stopniu towarzyszył nam ksiądz. Bo to jednak ogromne wyzwanie dla rodziny. Zaraz po mszy jeden z kapłanów podszedł, przytulił Tomka i mu pogratulował. Nie chodzi o nie wiadomo co, ale o takie proste ludzkie gesty: widzę, że jesteście. ©℗

Redakcja ze względu na zachowanie prywatności dziecka zdecydowała się na zmianę personaliów rozmówców.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu „Wiara”, zajmujący się również tematami historycznymi oraz dotyczącymi zdrowia. Należy do zespołu redaktorów prowadzących wydania drukowane „Tygodnika” i zespołu wydawców strony internetowej TygodnikPowszechny.pl. Z „Tygodnikiem” związany… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 20/2018