Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
MARCIN ŻYŁA: Uniwersytet, na którym kieruje Pan programem nauk społecznych, ogłosił rekrutację na kierunek „życie publiczne”. Czemu trzeba tego uczyć?
WAWRZYNIEC SMOCZYŃSKI, Uniwersytet SWPS: Ponieważ wszyscy funkcjonujemy w życiu publicznym – nie tylko poprzez politykę, także przez pracę czy relacje sąsiedzkie. To studia dla ludzi, którzy chcą działać na rzecz innych. Pomagają wyjść z bezsilności w stronę konstruktywnego zaangażowania.
W jakiej sytuacji są dziś młodzi?
To pokolenie obciążone lękiem – przed zmianami politycznymi, kryzysem klimatycznym, ale też wskutek pandemii, która zamknęła ich w domach w okresie intensywnej socjalizacji. Mają większe niż poprzednie pokolenia kapitał intelektualny i społeczny. Wielu młodych uczestniczyło w protestach ostatnich miesięcy, przez co szybciej zyskali polityczną samoświadomość. Są zmobilizowani, ale jest ich mało – to efekt demografii.
A może tylko nawzajem się „nie widzą”?
Ich aktywizm jest sieciowy, jego cechą jest różnorodność i naprzemienność zaangażowań. Spotykam się z kandydatami i jestem pod wrażeniem dzisiejszych dziewiętnastolatków. Ich dojrzałości, ale też tego, że potrafią śmiało kontestować to, co było, są gotowi do działania.
Kiedyś na uczelniach czytano „Wywieranie wpływu na ludzi” Roberta B. Cialdiniego. A teraz?
Na naszych studiach nie będzie psychologii instrumentalizującej relacje społeczne. Świat, jaki ukształtują absolwenci, będzie zależał od nich. Dostaną narzędzia do tego, żeby prowadzić badania społeczne, rozumieć mechanizmy władzy – nie tylko instytucjonalnej, ale też nieformalnej – i aby rozumieć człowieka w relacjach społecznych. To wszystko, czego potrzeba na czasy wielkiej zmiany. ©℗
WAWRZYNIEC SMOCZYŃSKI jest analitykiem i dyrektorem Programu Nauk Społecznych na Uniwersytecie SWPS.