Mistycy i obserwatorzy

Wystawa barokowego malarstwa ze Śląska dowodzi, z jak bogatym dziedzictwem mamy tu do czynienia. Kiedyś niedocenionym, dziś na nowo odkrytym. Wyśmienitym!

04.07.2017

Czyta się kilka minut

Michael Willmann, „Św. Augustyn”, 1690–1700 r.  / Wojciech Turkowski / Muzeum w Gliwicach. własność Klasztoru Urszulanek Unii Rzymskiej we Wrocławiu
Michael Willmann, „Św. Augustyn”, 1690–1700 r. / Wojciech Turkowski / Muzeum w Gliwicach. własność Klasztoru Urszulanek Unii Rzymskiej we Wrocławiu

W Gliwicach, w neorenesansowej rezydencji Oscara Caro (żydowskiego przedsiębiorcy działającego na przełomie XIX i XX wieku), która w 1934 r. stała się siedzibą muzeum miejskiego, zebrano ostatnio nieznane dotąd szerzej – a nierzadko fascynujące – obrazy reprezentujące śląski barok. Zostały wypożyczone od prywatnych właścicieli: klasztorów, parafii, szkół.

Barok – w swojej najbardziej ekspresyjnej, równie erotycznej, co mistycznej formie, radosny i imponujący, znacznie bardziej „ludzki” niż np. renesans (w idealnie harmonijnej renesansowej scenerii człowiek pozostaje elementem zbędnym) – jest tu wszechobecny, najmniejszej nawet miejscowości nadając szczególny cywilizacyjny ton. Zdumiewa fakt, że dzieła tak wysokiej klasy rodziły się daleko od Wiednia, na głębokiej prowincji państwa Habsburgów. Na Śląsku właśnie, na styku katolicyzmu i protestantyzmu, ta kontrreformacyjna z ducha sztuka spełnić miała określoną – polityczną – funkcję.

Pod św. Janem Nepomucenem

W niewielkim Lubiążu znajduje się drugi co do wielkości obiekt sakralny w Europie – klasztor pocysterski z gigantyczną barokową fasadą o długości 223 metrów (dla porównania: jeden bok Rynku w Krakowie to „zaledwie” 200 metrów) i murach przeprutych sześciuset oknami, z trzykondygnacyjnym pałacem opatów, w którym mieści się m.in. gigantyczna sala książęca – o powierzchni 420 metrów kwadratowych i 14 metrach wysokości – poza znakomitymi sztukateriami i malowidłami znalazły się w niej także posągi przedstawiające habsburskich cesarzy.

W Nysie, mieście o silnych barokowych wpływach, na granicy Przedgórza Sudeckiego i Niziny Śląskiej, w duchu jezuickiego baroku zbudowano między innymi Carolinum, szkołę, w której kształcili się m.in. Michał Korybut Wiśniowiecki, Jakub Sobieski czy Konrad Bloch, niemiecko-amerykański biochemik pochodzenia żydowskiego, laureat Nagrody Nobla.

Do Krzeszowa, niewielkiej wsi w Sudetach Środkowych, przyjeżdża się, by zwiedzić barokowy kompleks klasztorny, w którym mieszkali najpierw cystersi, potem benedyktyni, a po wojnie benedyktynki wygnane ze Lwowa. Zachowały się tu także malownicze XVIII-wieczne domy, a nawet... pręgierz.

Lądek Zdrój, Wilkanów, Nowa Ruda... doprawdy, barokowy szlak jest na Śląsku nieskończenie długi.

Wyjść z marginesu

To dziedzictwo wciąż pozostaje nieco na marginesie, jakby nie do końca wypadało się nim chwalić. Oczywiście, jakąś rolę może w tym odgrywać fakt, że część tego regionu na długo weszła w strefę wpływów pruskich – a więc protestanckich. A także powojenna historia, kiedy wszystkie śląskie zabytki nowym mieszkańcom tych okolic wydawały się obce, by nie powiedzieć „wrogie” (nawet jeśli reprezentowały jakże bliski polskiemu sercu katolicki barok).

I tak np. w piwnicach lubiąskiego klasztoru Niemcy – wykorzystując pracę niewolniczą więźniów – produkowali podczas II wojny części do rakiet V1 i V2, zaś tuż po wojnie Armia Czerwona zorganizowała w tym miejscu szpital psychiatryczny dla żołnierzy. Potem przez długie lata obiekt ten służył za magazyn i dopiero od kilkunastu lat – staraniem Fundacji Lubiąż – z trudem powraca do dawnej świetności.

Pomału buduje się również poczucie, że na Śląsku w parafialnych zakrystiach, klasztornych krużgankach, a nawet w szkolnych murach można jeszcze znaleźć nikomu nieznane arcydzieła. Ich tropem poszedł prof. Andrzej Kozieł z Uniwersytetu Wrocławskiego, szef polsko-czeskiego zespołu badaczy, którzy w ramach projektu „Malarstwo barokowe na Śląsku”, finansowanego przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego, w latach 2012–2016 penetrowali archiwa i stare mury po obu stronach granicy.

Efekt ich pracy przeszedł wszelkie oczekiwania. Odkryli setki świetnych obrazów. Znalazły się wśród nich nieznane dotąd prace największych mistrzów działających na tym terenie – m.in. Michaela Will­manna. A jednocześnie przywrócili pamięć o artystach, którzy w swoich czasach cieszyli się zasłużoną sławą, a których nazwiska niewiele dziś mówią nawet specjalistom – by wymienić tylko Johanna Conrada Pöhla, Ignaza Depée czy Johanna Georga Ernsta.

Właśnie część tych odkryć – dzięki uprzejmości właścicieli – możemy dziś oglądać w gliwickiej Willi Caro. Warto się wybrać choćby tylko dla jednego spośród 30 prezentowanych obrazów: wizjonerskiego przedstawienia św. Augustyna pędzla Willmanna z lat 90. XVII w., odnalezionego we wrocławskim klasztorze Sióstr Urszulanek Unii Rzymskiej.

Poeta pędzla

Doktor Kościoła, ukazany z piórem i manuskryptem w ręku, wyłania się z ciemności. Wpatrzony w coś albo raczej w Kogoś pozostającego poza zasięgiem wzroku oglądającego, zdaje się przebywać w innym wymiarze, poza konkretnym miejscem i czasem. To bardziej portret jego duszy niż ciała – malowany nie tylko z wirtuozowską zręcznością, ale także w mistycznym uniesieniu. Doprawdy, tego obrazu nie powstydziłyby się najlepsze światowe muzea.

Mówimy o artyście nie tylko europejskiej klasy, ale także o głębokiej, wrażliwej osobowości, doskonale wpisującej się w burzliwą, religijną i polityczną historię Śląska. Urodził się w dalekim Królewcu w rodzinie mocno związanej z kalwinizmem. Przez dziesięć lat podróżował po Europie, najwięcej czasu spędzając w Amsterdamie, gdzie studiował dzieła Rembrandta, Rubensa, van Dycka. W 1660 r. znalazł się w śląskim Lubiążu – zaproszony przez Arnolda Freibergera, opata tutejszego klasztoru cystersów. Kilka lat później Willmann przeszedł na katolicyzm. Nie, nie po to, by ułatwić sobie karierę. Przemówił do niego splendor kontrreformacyjnej narracji, jakże czytelnej dla jego malarskiej wyobraźni.

Przynależał też do grupy śląskich mistyków-poetów, wyrastających ponad doktrynalne spory religijnych wizjonerów: Jakuba Böhmego, Daniela Czepki czy Anioła Ślązaka. Kiedy patrzy się na zatopionego w swej wizji Willmannowskiego Augustyna, na myśl przychodzi każdy z nich.

Zmysłowość i realizm

Najmocniej objawia się na gliwickiej wystawie zmysłowość śląskiego baroku (czyż to nie ona była największą siłą kontrreformacji?). Przypatrzmy się tylko świętej Małgorzacie na obrazie Johanna Heinricha Kynasta (lata 50. XVIII wieku), pochodzącym z parafii Chrystusa Króla w Nowym Świętowie.

Męczenniczka z czasów Dioklecjana, której szatan miał się ukazać pod postacią smoka, kładzie stopę na głowie potwora, powtarzając niejako gest Matki Boskiej. Robi to jednak w szczególny sposób: delikatny, nieco kokieteryjny, wręcz uwodzący. Tak jakby to właśnie kobiecość miała stanowić pierwszą broń przeciwko Złu. Straż przednią, za którą idzie krzyż. W tym sensie to dzieło – na pewno niedoskonałe formalnie – szalenie intryguje.

Tak jak intryguje „Dedal przypinający skrzydła Ikarowi”, obraz Johanna Claessensa, wiszący na co dzień w budynku I Liceum Ogólnokształcącego w Nysie – czyli w słynnym Carolinum. To ciekawe studium dwóch faz ludzkiej fizyczności: nastoletniej młodości i męskości pomału przechodzącej w starość. Ikar emanuje jeszcze niedojrzałością na wpół dziecięcego, różowo-białego ciała, w którym dopiero co zaczęła się formować męska muskulatura. Dedal zachował smukłą sylwetkę i sprężystość mięśni. Pomarszczona twarz, długa, siwa broda i nieco wyłysiała głowa dodają mu siły i uporu. Te dwa męskie ciała, zestawione ze sobą, dopełniają się w różnorodnej urodzie, odbijają się w sobie jak w lustrze.

Bo też zmysłowość wiąże się w tej sztuce z wnikliwością obserwacji i dokumentacyjnym zacięciem.

Gliwicka wystawa to oczywiście wyimek tego, co udało się odkryć polskim i czeskim naukowcom. Tym więcej należy się spodziewać po katalogu, który będzie ostatecznym podsumowaniem ich prac. Na razie wielkim sukcesem jest to, że kiedy zwiedza się kolejne sale Willi Caro, słyszy się głosy innych gości: opinie wyrażane po polsku, czesku, niemiecku albo „ślonską godką”.            ©

„Nieznane arcydzieła, nieznani mistrzowie. Malarstwo barokowe na Śląsku na nowo odkryte”; Muzeum w Gliwicach. Willa Caro; kuratorzy: prof. Andrzej Kozieł, Anna Kwiecień; wystawa potrwa do 1 października 2017 r. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 28/2017