Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ofiara była Polakiem, nożem zaś ugodził go Tunezyjczyk. W przypadku zdarzenia takiego jak to trudno linijką wymierzyć, czy z początku miało ono charakter czysto kryminalny, i w którym momencie spirala agresji ma już zabarwienie ewidentnie rasistowskie. Czy młodzieniec ukradłby napoje, gdyby to był polski sklep spożywczy, i czyją stronę wzięłaby ulica, gdyby sklepikarz nieumyślnie go zabił w trakcie walki o swoje puszki?
To już całkiem niepotrzebne dywagacje, wkrótce bowiem doszło w całej Polsce do aktów zaocznej zemsty na podobnych barach i pracujących w nich ludziach. Ale, co jeszcze groźniejsze, minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak sam osadził wydarzenia w Ełku i ich ogólnokrajowe pokłosie w kontekście wojny religii i kultur. Stwierdził m.in., że wznoszenie haseł antyimigranckich jest „zupełnie zrozumiałe”, ponieważ wynika z obaw przed zamachami terrorystycznymi. Przypomnijmy, że zeszłej jesieni zapewniał jednak, iż ataki na tle ksenofobicznym to „margines marginesów”. Jednocześnie w obliczu kilku tragicznych napaści na Polaków w Wielkiej Brytanii uznał za stosowne udać się do Londynu, by strofować tamtejsze władze.
Tego rodzaju uniki są lekkomyślne w ustach ministra, który dopiero co namawiał nas w rozczulającym klipie bożonarodzeniowym, byśmy patrzyli w przyszłość ze spokojem. Jego powinność jako funkcjonariusza demokratycznego rządu polega także na długofalowym dbaniu o to, by przestrzeń wspólna była wolna od gwałtu. Skoro z rzetelnych badań społecznych oraz obserwacji zdarzeń choćby na stadionach wynika, że w Polsce niechęć do obcych, a szczególnie ludzi o innym odcieniu skóry, jest stale na wysokim poziomie, to odpowiedzialny minister powinien tym bardziej postrzegać ją jako priorytetowe źródło zagrożenia (mając także na względzie, że jest to świetne podglebie dla prowokacji w wojnie hybrydowej, o której obóz obecnej władzy lubi rozprawiać).
Nienawiści trzeba nam się bać znacznie bardziej niż domniemanych terrorystów, których niewpuszczaniem do Polski chwalił się kilkukrotnie Mariusz Błaszczak. Bo bliskowschodni i azjatyccy przybysze to ludzie starający się znaleźć sobie godziwe miejsce w naszym otoczeniu i godziwie pracować. Skoro minister usprawiedliwia próbę linczu i liczne napaści dokonane daleko od Ełku tłumaczy lękiem przed terrorystami, znaczy to, że nie dostrzega, iż naszemu kruchemu pokojowi wewnętrznemu zagraża nie garstka kucharzy i kupców, lecz nasze zbiorowe emocje autoryzowane przez polityków takich jak on. ©℗