Milašius

"List żelazny", niemiecki ausweis, wileński "dowód osobisty", litewski paszport... Jakim właściwie dokumentem posługiwał się w czasie wojny Czesław Miłosz?

10.01.2012

Czyta się kilka minut

Staś szedł z Czesiem Warszawą

I Cześ mówił do Staszka:

- Polska, bracie, rzecz wielka...

Staś zaś dodał: - I ważka!

[...]

Wtedy widząc w ich twarzach

Piętno Polski wyryte,

Podszedł szkop chytry do nich:

- Ausweis - charknął im - bitte!

Lecz to ich nie stropiło,

Bo wyjęliw zza bluzki:

Cześ - swój paszport litewski...

Staś - swój paszport francuski...

Ten prześmiewczy, okupacyjny jeszcze utwór Janusza Minkiewicza skierowany jest przeciwko Stanisławowi Dygatowi i Czesławowi Miłoszowi. Historia "litewskiego paszportu", którym ten ostatni posługiwał się jakoby w Warszawie poddanej niemieckiemu terrorowi, paszportu mającego zapewniać mu (znów: jakoby) względne bezpieczeństwo, a więc stawiającego go poza zbiorowym losem społeczeństwa, ciągnęła się za pisarzem przez lata, będąc jednym z elementów "czarnej legendy" Miłosza. Legendy podtrzymywanej przez jego krytyków, niezależnie, czy kierowali się oni logiką nacjonalistyczną (Miłosz: nie nasz, nie-Polak, Litwin), czy też dyskredytowali go na wszelkich polach od chwili, gdy w 1951 r. zerwał z tzw. Polską Ludową. Zarzut niepatriotycznego zachowania pojawia się przecież choćby w paszkwilanckim opowiadaniu "Nim będzie zapomniany" Kazimierza Brandysa z 1955 r. Jego bohaterem jest malarz Weymont, który ucieka na Zachód, a obraz "zdrajcy" zbudowany jest nader konsekwentnie: porzucenie kochającej kobiety, opluwanie własnej ojczyzny w radiowych audycjach i książkach, nieodwracalna artystyczna klęska, jaka musi spotkać dezertera. I wreszcie: litewski paszport, podczas okupacji ratujący "Wejmontinasa" przed aresztowaniem...

Jaka jednak była prawdziwa historia wojennych dokumentów poety?

Poproszony przeze mnie o wyrażenie opinii na temat tzw. "litewskiego paszportu" Czesława Miłosza, historyk Tomasz Szarota stwierdził, że "popiera moje stanowisko"z publikowanego obok artykułu. Dodał także, iż warto tu przypomnieć zaangażowanie Miłosza w podziemne życie literackie i ruch wydawniczy, zaangażowanie, które naturalnie - niezależnie od posiadanych dokumentów - narażały go na aresztowanie i osadzenie w obozie koncentracyjnym.

Andrzej Franaszek

Tomasz Szarota:

Nadarza się okazja, by przypomnieć, obok wydania przez Czesława Miłosza we wrześniu 1940 r. tomiku własnych wierszy (ukazały się one pod pseudonimem Jan Syruć w nakładzie 46 egzemplarzy), także inne przejawy zaangażowania przyszłego noblisty w konspiracyjne życie kulturalne podziemnej Warszawy.

W styczniu 1942 r. staraniem organizacji Polska Niepodległa ukazało się dokonane przezeń tłumaczenie dzieła przebywającego w Stanach Zjednoczonych francuskiego filozofa i pisarza, Jacques’a Maritaina "A travers le désastre".

Polska wersja pt. "Drogami klęski" (nakład 164 egz.) wyprzedziła wydanie tego dzieła przez francuski ruch oporu. "Editions de Minuit" opublikowały ją dopiero w listopadzie tegoż roku.

W kwietniu 1942 r. w okupowanej Warszawie organizacja Polska Niepodległa wydała książkę pt. "Pieśń niepodległa. Poezja polska czasów wojny" z taką oto adnotacją na stronie tytułowej: "Książkę tę ułożył i przypisami zaopatrzył ks. J. Robak". Tym zapożyczonym od wieszcza pseudonimem posłużył się przyszły autor "Campo di Fiori".

Prof. Tomasz Szarota (1940) jest historykiem, pracownikiem Instytutu Historii PAN, specjalizuje się m.in. w dziejach okupacji hitlerowskiej i ruchu oporu w Polsce podczas II wojny światowej. Ostatnio opublikował książki "Karuzela na placu Krasińskich" (2007) oraz "Die Deutschen in den Augen der Polen während des Zweiten Weltkrieges" (2009).

Bukareszt

We wrześniu 1939 r. Miłosz - wraz z olbrzymią falą polskich uchodźców - znalazł się w Bukareszcie. Brał pod uwagę dalszą podróż na Zachód, nie zamierzał jednak rozłączyć się z pozostawioną w Warszawie towarzyszką życia, Janiną Dłuską. Powziął zatem dość karkołomny plan podróży do Wilna (które okupująca Polskę Armia Czerwona "odstąpiła" wtedy ciągle jeszcze niepodległej Litwie), by tam spotkać się z Janką i razem z nią wyruszyć do Szwecji, a następnie Francji. Chcąc dotrzeć do Wilna poprzez terytorium Związku Sowieckiego (a innej drogi nie było), musiał jednak mieć litewskie dokumenty.

"Napisałem do przyjaciela, Keliuotisa, redaktora »Naujoji Ro­muva« (...), że chciałbym dostać się na Litwę, odpowiedział i przysłał mi sauf­-conduit, czyli rodzaj nansenowskiego paszportu" - wspominał w "Roku myśliwego". Juozasa Keliuotisa poznał rok wcześniej, podczas wizyty w Kownie, ale z pewnością to nie dziennikarz i krytyk decydował o wydaniu polskiemu poecie litewskich dokumentów. Kluczową rolę odegrał minister spraw zagranicznych Litwy, Juozas Urbšys, którego Miłosz zresztą także znał osobiście, jeszcze z czasów, gdy w połowie lat 30. pracował on na stanowisku sekretarza Poselstwa Litewskiego w Paryżu. Do Urbšysa zwrócił się o pomoc Keliuotis, ten zaś "bez żadnych formalności, bez żadnych dokumentów, opierając się tylko na moim osobistym świadectwie, wypisał mu dokument litewskiego obywatela i wizę (...). Takim sposobem ten wspaniały polski poeta, choć litewskiego pochodzenia, dostał i litewskie obywatelstwo, i pozwolenie na przybycie. Ten dokument i wizę wysłałem mu do Bukaresztu" (przeł. Agnieszka Stawiarska) - czytamy w autobiografii Keliuotisa, który używa słowa "pasas", odpowiadającego paszportowi lub dowodowi osobistemu.

Opowieść ta, spisana po dziesięcioleciach, nie musi być ścisła, tym niemniej różni się zasadniczo od wersji Miłosza, który wielokrotnie powtarzał, iż posługiwał się jedynie "sauf-conduit", dokumentem będącym zresztą nie tyle wersją "paszportu nansenowskiego", co raczej "listem żelaznym", gwarantującym otrzymującej go osobie bezpieczny pobyt w granicach wystawiającego go państwa. Pisarz akcentował w ten sposób także ryzyko podróży na Litwę przez Związek Sowiecki. Jak tłumaczył w latach 90. Annie Micińskiej, córce Bolesława, "mogli mnie zdjąć z pociągu w każdej chwili, skoro sauf-conduit nie było nawet paszportem". Z drugiej strony w liście do samego Micińskiego, wysłanym z Bukaresztu w grudniu 1939 r., pisze jednak po prostu o paszporcie... Wydaje się, że otrzymanie przezeń w 1939 r. litewskiego paszportu było zwyczajnie prostsze, bardziej logiczne i o wiele bezpieczniejsze niż posłużenie się "listem żelaznym". Niemniej na jednoznaczne rozstrzygnięcia nie pozwalają konsekwencja pisarza, który wspominał zawsze o "sauf-conduit", brak dokumentacji tej sprawy w archiwach litewskiego MSZ czy wreszcie fakt, iż już w Wilnie musiał Miłosz podjąć starania, by otrzymać litewski dowód tożsamości.

Wilno

Konieczność ta została mieszkańcom Wilna i licznym uchodźcom narzucona przez władze litewskie, które po zajęciu miasta konsekwentnie dążyły do jego lituanizacji. Służyła temu m.in. uchwalona pod koniec listopada 1939 r. ustawa o obywatelstwie mieszkańców Wilna i obwodu wileńskiego - jak ocenia historyk, profesor Piotr Łossowski - skonstruowana niczym "gęste sito, przez które mogli się przedostać tylko stosunkowo nieliczni", gdyż "przyznanie obywatelstwa obwarowano całym szeregiem warunków". Podczas paszportyzacji władze nakłaniały do wpisywania w nowych dokumentach narodowości litewskiej oraz zlituanizowanej formy nazwiska, przede wszystkim zaś dzieliły ludność na niewielką część "obywateli" oraz przeważającą grupę "cudzoziemców". Zakwalifikowanie do drugiej kategorii oznaczało zaś de facto utratę pracy oraz realną perspektywę wysiedlenia.

"Nie chciałem znaleźć się w kategorii uchodźcy, dopełniłem formalności, i otrzymałem litewski dowód osobisty z rubryką narodowość: lenkas czyli Polak" - wyjaśniał Miłosz, któremu udało się prześlizgnąć przez oka sieci, być może z powodu urodzenia na Litwie kowieńskiej oraz zachowanego litewskiego obywatelstwa matki, a może znów z powodu kontaktów z Juozasem Urbšysem. Ów "dowód osobisty", czy właściwie "paszport wewnętrzny" ("vidaus pasas"), będący naturalnie przyjęciem obywatelstwa Litwy, stanie się z czasem jednym z punktów oskarżeń Miłosza o "niepolskość". Tymczasem w ówczesnym Wilnie jego przyjęcie było życiową koniecznością, a nie aktem odżegnania się od wspólnego losu.

Gdy plan ściągnięcia Janki do Wilna spali na panewce, miasto zaś - jak i całą Litwę - zajmie Armia Czerwona, przygotowując wcielenie bałtyckiego kraju do Związku Sowieckiego, Miłosz z tymże paszportem wyruszy w drogę do Warszawy, drogę niebezpieczną i skomplikowaną, wiodącą przez zielone granice, i to "naokoło", bo przez Prusy Wschodnie. Oprócz paszportu będzie miał fałszywe przepustki na inne nazwisko; aresztowany w czasie wędrówki w Prusach, zje zatem ów "pasas", co pozwoli mu uniknąć dekonspiracji, a w konsekwencji na miejsce dotrze latem 1940 r. bez żadnego ważnego dokumentu - wynika z relacji w "Rodzinnej Europie". Dopiero Wanda Kownacka, żona gimnazjalnego przyjaciela, która pracowała jako urzędniczka w zakładzie metalurgicznym, wyrobi dla niego ausweis, stwierdzający, iż jest on pracownikiem tej fabryki. Była to fikcja, ausweis mógł jednak w przypadku łapanki ochronić swego posiadacza - jako przydatnego Rzeszy robotnika. Dokument, z którego zdjęcie reprodukujemy obok, nosi datę 8 maja 1941 r. Czy zatem wcześniej, przez prawie rok, poeta nie posiadał żadnego oficjalnego potwierdzenia tożsamości?

Warszawa

Tu docieramy do odnalezionej przez Michała Wróblewskiego i opisanej obok zmiany wpisu meldunkowego i obywatelstwa Miłosza. Skoro dokonała się ona wkrótce po powrocie pisarza do stolicy, najbardziej prawdopodobne wydawałoby się, że jednak przywiózł on z Wilna wspominany "pasas" i wykorzystał go, by zalegalizować swój pobyt w Warszawie. Znów jednak, jak w przypadku drogi z Bukaresztu do Wilna, odmienna jest relacja samego poety.

We wrześniu 1940 r. Miłosz wraz z Jerzym Andrzejewskim wstępują do podziemnej socjalistycznej organizacji "Wolność", którą kierował Wacław Zagórski, brat Jerzego - poety, niegdyś członka wileńskich "Żagarów". W tym samym czasie pisarz spotyka w Warszawie dawnego litewskiego przyjaciela, Pranasa Ancevičiusa, który pracował w Berlinie jako korespondent najpierw litewskich, a później skandynawskich gazet. Ancewicz - wspomina Miłosz - "namawiał mnie na od­wiedzenie go w Berlinie. Na pytanie, jak to zrobić, odpowiedział: »Głupstwo, nasz konsulat, choć zamknięty, ma wszystkie pieczątki. Przyślę ci sauf-conduit«. Zapytałem mego szefa w socjalistycznej »Wolności«, Zbigniewa Mitznera, czy mam wziąć. Powiedział: »Brać, bo ktoś musi pojechać do Berlina, żeby zawieźć mikrofil­my«. W ten sposób stałem się posiadaczem litewskiego dokumen­tu podróży, który może chronił w łapankach, choć nie na pewno, bo nie był zarejestrowany u Niemców".

Piotr Mitzner, syn przywołanego Zbigniewa, jeszcze jednego znajomego Miłosza z przedwojennych czasów wileńskich, tak rekonstruuje ową historię: "oprócz działalności wydawniczej ojciec zajmował się (...) również organizacją łączności z Zachodem. Skrzynka kontaktowa, przez którą z kraju szły meldunki, listy i prasa, a do kraju pieniądze, znajdowała się w ambasadzie szwedzkiej w poselstwie Mandżukuo w Berlinie. Do roli łącznika berlińskiego szykował się nawet należący do »Wolności« Czesław Miłosz. Przyjaciel-Litwin zaproponował mu wówczas antydatowany »sauf-conduit« z pieczęciami konsulatu litewskiego w Berlinie. (...) Miłosz nie został jednak kurierem »Wolności«, znaleziono bowiem człowieka, który podjął się tej funkcji mając mocniejsze papiery - w pełni autentyczne. Był to Kubicki, zwany »Kubą«, Polak z pochodzenia, Reichsdeutsch". Mitzner jednak idzie tu za samym Miłoszem, jednocześnie zaś, co dziwne, Zagórski, który osobiście przyjmował Miłosza do "Wolności", w swych obszernych wspomnieniach ani słowem nie wspomina o kontaktach pisarza z Ancewiczem. Być może Mitzner-senior, bezpośredni przełożony poety, skonfliktowany z Zagórskim i ostatecznie usunięty z "Wolności", nie poinformował go o tej sprawie.

Tak więc mamy kolejny "list żelazny", a nie paszport. W napisanych pod koniec życia "Materiałach do mojej biografii" Miłosz opowiada precyzyjnie, iż dokument ten, "(arkusz dużego formatu, z fotografią) zachowałem, jako że mógł chronić w łapankach. Nie chciałem i nie mogłem zarejestrować go u Niemców, bo według ich rozporządzenia powinni byli rejestrować się cudzoziemcy, a mój dokument nie był wcale dowodem obcego obywatelstwa. Taka jest prawda o moim »paszporcie litewskim«. (...) Mimo że mój dokument podróży nie był zarejestrowany u Niemców, wolałem, żeby gdzieś był zarejestrowany, i znajomi z Magistratu wstawili fiszkę z moim nazwiskiem w brzmieniu, jak w dokumencie podróży, litewskim tj. Miłaszius".

Sprawę komplikują jednak wcześniejsze wypowiedzi Miłosza. W liście do redakcji paryskiej "Kultury" z 1956 r. pisał bowiem tak: "miasto Wilno i okolice zostały włączone do Litwy w początku wojny. Kiedy wydawano tam na wiosnę 1940 roku mieszkańcom nowe paszporty, w rubryce »narodowość« miałem wpisane »Polak«. Później w Warszawie zachowałem litewskie papiery na prośbę »szefa«, który wtedy zajmował się przekazywaniem mikrofilmów do Londynu, a dziś jest w PZPR. Nie użyłem jednak dokumentu wobec Niemców ani razu i nie potrafiłbym powiedzieć, czy usprawiedliwiona była legenda, jakoby chronił on w łapankach". Czy zatem przeszmuglował jednak "pasas" do Warszawy? A może podał tu jedynie skróconą wersję bardziej skomplikowanej historii?

Dwóch różnych Miłoszów

Mało jest prawdopodobne, by udało się kiedykolwiek ustalić całkowicie pewną wersję wydarzeń. Dwa osobne "listy żelazne"? Jeden i ten sam paszport, służący poecie od Bukaresztu po Warszawę i zapewne ostatecznie zniszczony po wojnie? Jakaś wersja pośrednia? To oczywiście szczegóły, mogące dziś pasjonować historyków i biografów, nie zaś czytelników poezji Czesława Miłosza.

Jednak w kontekście polskiej historii czy naszej narodowej mitologii, domagającej się raczej ofiary niż przetrwania, a często ceniącej nie tyle nawet odwagę konspiratorów, co straceńczą brawurę, rolę kamieni rzuconych na szaniec, cała sprawa nabierała nieoczekiwanej siły. W Polsce lat wojny Miłosz nie ukrywał, iż zależy mu na przetrwaniu, i choćby Maria Brandys zapamiętała jego przekonanie, że trzeba się ratować, emocjonalne tyrady przeciw byciu "kompostowym pokoleniem", niewątpliwie mało współgrające z towarzysko-patriotycznym kodeksem. Poeta bardzo daleki był i od swego rodzaju rezygnacji, którą zapisywała wtedy w wierszu Anna Świrszczyńska: "Lecz chociaż wielu zginie, / może ja, może ty, / nie zginie naród", i tym bardziej od szczególnej "mistyki" ofiary, bliskiej choćby młodym poetom z prawicowego kręgu "Sztuki i Narodu" (jak Gajcy czy Trzebiński), którzy myśleli o Imperium Słowiańskim, które powstanie kiedyś z daniny ich krwi. Dla tych młodszych o pokolenie pisarzy, skądinąd bez wątpienia odważnych żołnierzy podziemia, Miłosz był jednym z - jak zgryźliwie mówili - "panów humanistów", którym łatwo było postawić zarzut "dekowania się". Jeszcze po dziesięcioleciach, broniąc przyjaciela, już noblistę, przed oskarżeniami, Jerzy Andrzejewski dokonywał skomplikowanych rozróżnień:

żadnej osłony nie dawał mu "paszport litewski", ponieważ nigdy podobnego dokumentu nie posiadał. Miał jedynie coś w rodzaju zaświadczenia wydanego przez ówczesne władze litewskie stwierdzające litewskie obywatelstwo i poświadczone przez już nieważną pieczątkę już nie istniejącego konsulatu litewskiego w Berlinie. Tego rodzaju papierek mógł w najlepszym przypadku w zamęcie ulicznych łapanek zmylić czujność tego czy innego hitlerowskiego łapacza. Że Miłosz podobny świstek posiadał - wiedzieli ode mnie ludzie, którzy z ramienia Delegatury Rządu Londyńskiego zajmowali się sprawami literatury oraz personaliami pisarzy, to znaczy ich warunkami materialnymi i postawą, powiedzmy - moralną. Znali również faktyczny stan rzeczy działacze lewicowej organizacji podziemnej "Wolność" (...) Polaków obowiązywały wówczas rozliczne ry­gory moralne (...) Posługiwanie się obcym paszpor­tem mogło wchodzić w rachubę tylko wówczas, gdy miało służyć racjom przewyższającym zakres bezpieczeństwa wyłącznie oso­bistego. Czesław Miłosz zameldowany w Warszawie na podsta­wie paszportu litewskiego i Miłosz noszący przy sobie na wszelki wypadek "lipne" zaświadczenie litewskiego obywatela to z pun­ktu widzenia obowiązującej podówczas moralności - dwóch cał­kiem różnych Miłoszów. Dlatego świadczę na korzyść tego dru­giego Miłosza, bo taka jest prawda i o nim, i jego etyce w latach okupacji.

Kluczowe pytanie brzmi: czy dziś, nawet gdyby pisarz miał podczas okupacji litewski paszport i z jego pomocą starał się zwiększyć szansę przetrwania, postawilibyśmy mu z tego powodu zarzut? I czy nasza kultura, zestaw normowanych przez nią osądów, pozwoli nam przyznać, iż o wiele lepiej, by człowiek nazwiskiem Czesław Miłosz przeżył piekło nazistowskiej Warszawy z pomocą litewskiej formy swego nazwiska, niż gdyby zginął, nie sięgając po ów nieszczęsny "pasas", paszport czy "sauf-conduit".

Andrzej Franaszek (ur. 1971) jest członkiem redakcji "Tygodnika Powszechnego", krytykiem literackim, laureatem Nagrody im. Kościelskich, autorem książki "Miłosz. Biografia" (2011).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. 1971 r. Krytyk literacki, pracownik Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, sekretarz Międzynarodowej Nagrody Literackiej im. Zbigniewa Herberta, wieloletni redaktor „Tygodnika Powszechnego”. Autor książki „Miłosz. Biografia” (Wydawnictwo Znak,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2012