Popolskie ziemie

VITALIJA STRAVINSKIENÉ, litewska historyczka: Po roku 1945 na skutek wysiedleń Polaków z Wileńszczyzny rozpadła się miejscowa wspólnota. Wraz z polską inteligencją zniknęła część wspólnego dziedzictwa tych ziem.

12.09.2022

Czyta się kilka minut

Ulica Ostrobramska z widokiem na kaplicę z cudownym obrazem Matki Bożej. Wilno, czerwiec 1935 r. / NAC
Ulica Ostrobramska z widokiem na kaplicę z cudownym obrazem Matki Bożej. Wilno, czerwiec 1935 r. / NAC

78 Lat temu, późnym latem 1944 r., rządy sowieckich republik – litewskiej, białoruskiej i ukraińskiej – podpisują z polskimi komunistami (z woli Stalina aspirującymi do tworzenia rządu) umowy o „ewakuacji” ludności polskiej z ziem wschodnich II RP na tereny mające stanowić powojenną Polskę.

Przesiedlenia, które potem nastąpiły, zupełnie zmieniły także oblicze Wileńszczyzny. Po II wojnie światowej Litwini zaczęli zdecydowanie dominować w tym regionie. Tymczasem jesienią 1939 r. skład narodowościowy tej części województwa wileńskiego, którą Sowieci przekazali Litwie, przedstawiał się następująco: Polacy stanowili ok. 60 proc. ludności, Żydzi ok. 22 proc., Litwini ok. 17 proc., a inne narodowości ok. 1 procenta. W samym Wilnie Polacy stanowili wówczas 60 proc. ludności (tj. 120-130 tys. osób), Żydzi ok. 30 proc. (60 tys.), Rosjanie ok. 6 proc. (12-13 tys.), Białorusini ok. 2 proc. (4 tys.), a Litwini jedynie ok. 3 proc. (6 tys.).

Przesiedlenia ludności z Litewskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej do pojałtańskiej Polski objęły ok. 175 tys. osób, w tym 170 tys. ludności polskiej oraz ok. 3 tys. żydowskiej i ok. 2 tys. osób innych narodowości (byli to Karaimi, Tatarzy, Białorusini, a także Litwini, którzy postanowili wyjechać z Sowietów).

Wileńszczyznę opuściło wówczas ok. 50 proc. ludności polskiej zamieszkującej ten region przed rokiem 1939.

O tym wszystkim rozmawiamy z litewską historyczką. VITALIJA STRAVINSKIEN jest jedną z niewielu osób, które badają temat przesiedleń ludności polskiej i żydowskiej z Litwy po II wojnie światowej. Pracuje w Instytucie Historii Litwy, jest autorką wielu książek, m.in. „Między krajem rodzinnym i ojczyzną: repatriacja mieszkańców Litewskiej SRR do Polski ­(1944-1947, ­1955-1959)”.

ZBIGNIEW ROKITA: Pochodzę z Gliwic, które należą do Polski od kilkudziesięciu lat. Podejrzewam, że większość dzisiejszych mieszkańców mojego miasta nie wie, że przed 1945 r. Polacy nie stanowili w nim większości. A czy na Litwie wiedza o obecności Polaków na Wileńszczyźnie jest powszechna?

VITALIJA STRAVINSKIENĖ: Oczywiście, że większość Litwinów nie wie, iż Polacy stanowili tu przed II wojną światową większość. Ale nie jest to też tabu. Szczególnie młodzi interesują się tym, kto mieszkał w tej czy tamtej kamienicy, co stało się z ich dawnymi lokatorami. Poza tym w Wilnie o tę pamięć dbają Polacy, organizuje się projekty popularyzujące historię.

Późnym latem 1944 r. zaczęły się wywózki Polaków. Czy przesiedlenia z terenu obecnej Litwy, Ukrainy i Białorusi różniły się od siebie?

Z jednej strony umowy o tzw. ewakuacji ludności polskiej z Ukrainy, Białorusi i Litwy zawarto na polecenie Moskwy – choć zachowano pozory, że powstały one z inicjatywy rządów sowieckich republik Ukrainy, Białorusi i Litwy – i dlatego nie mogły się różnić. Podobnie planowano przebieg akcji, terminy itd. Moskwa nie dawała zbytniej niezależności swoim republikom. Ale z drugiej strony akcje przesiedleńcze rzeczywiście nie były identyczne, każdy region miał swoją specyfikę. Relacje polsko-ukraińskie różniły się od polsko-białoruskich czy polsko-litewskich, inna była działalność partyzantki antykomunistycznej, wreszcie różne były interesy republik, które bądź hamowały „repatriację” – to przypadek Białorusi i Litwy – bądź ją przyśpieszały, jak na Ukrainie.

Jak było na Litwie?

Tutaj proces był bardziej liberalny i lepiej zorganizowany. Po pierwsze, Litwini zapewniali najlepsze warunki. Ludzie nie byli przewożeni zimą w otwartych wagonach-platformach. Osobne wagony przeznaczono dla matek z dziećmi i osób starszych, oferowano pomoc medyczną. Zwierzęta wieziono oddzielnie. Na Ukrainie i Białorusi tego wszystkiego nie było. W efekcie w transportach z Litwy zmarło kilkadziesiąt osób, a w tych jadących z pozostałych republik znacznie więcej.

Dlaczego Litwini hamowali przesiedlenia?

Przedstawiciele litewskiej republiki sowieckiej i powojennej Polski odmiennie interpretowali układ. Podstawową kwestią sporną było to, kto ma prawo do wyjazdu. Zdaniem strony polskiej Litwę mogli opuścić wszyscy Polacy i Żydzi, którzy do 17 września 1939 r. byli obywatelami Polski. Przyjęto, że podstawą ustalenia narodowości ma być dobrowolna deklaracja danej osoby. Za Polaka uważano więc osobę, która twierdziła, że jest Polakiem. Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego [rząd powołany przez Stalina – red.] pozwolił też wyjechać Tatarom i Karaimom, którzy „przyjęli polską kulturę”. Polska zamierzała przyjąć co najmniej 500 tys. Polaków spośród 600 tys. żyjących na Litwie. To zrozumiałe, gdyż w latach II wojny światowej Polska poniosła olbrzymie straty demograficzne i przesiedlani mieli częściowo je rekompensować. Władzom powojennej Polski zależało ponadto, by na jej ziemie zachodnie, niegdyś należące do Niemiec, przybyło jak najwięcej Polaków. Terenom tym groziło opustoszenie po wysiedleniu Niemców.

Jednak Litwini chcieli wypuścić jedynie 200 tys. Polaków.

Litwini obliczali liczbę Polaków na 300 tys. osób. Utrudniano przede wszystkim przesiedlenia ludności wiejskiej, gdyż w obliczu trudnej sytuacji gospodarczej nie chciano, by wieś opustoszała – ziemia miała być uprawiana. Np. w punkcie ewakuacyjnym Rzesza w powiecie wileńskim zarejestrowanych na wyjazd do Polski było ok. 41 tys., a wyjechało ok. 13 tys. osób.

Warto pamiętać, że w końcu II wojny światowej i w pierwszych latach powojennych Polacy i sowiecka administracja Litwy rywalizowali ze sobą o wpływy na Wileńszczyźnie. Proces przesiedlenia pomógł stłumić polski ruch narodowy i umocnić pozycję Litwinów w regionie oraz w jego centrum – w Wilnie. Dlatego chętnie puszczano mieszkańców miast, zwłaszcza Wilna. Chciano, aby zyskało ono jak najbardziej litewski charakter i stało się prawdziwą stolicą sowieckiej Litwy. Nowo utworzona stolica republiki potrzebowała też pomieszczeń dla urzędów i mieszkań dla urzędników.

Początkowo sama strona polska spowalniała nieco proces przesiedlenia, bo nie była przygotowana na przyjęcie tak wielkiej masy ludzi. Później, w roku 1946, starano się to nadrobić. Litwini postępowali odwrotnie.

Polaków z Wilna postrzegano jako Litwinów spolonizowanych tak bardzo, że nie dałoby się ich już zlituanizować?

Pierwsze zderzenie Litwinów z wileńskimi Polakami jesienią 1939 r. było trudne. Wówczas na mocy umowy litewsko-sowieckiej Wilno – zajęte we wrześniu 1939 r. przez Armię Czerwoną – zostało przekazane przez Stalina Litwie, a litewskie władze przeniosły się tam z Kowna, międzywojennej stolicy. Związek Sowiecki przekazał Wilno Litwinom na niespełna rok, bo już latem 1940 r. sam wkroczył na Litwę i na pół wieku ją zsowietyzował.

W 1939 r. Litwini zdali sobie sprawę, że współpraca z inteligencją polską nie jest możliwa, a zwłaszcza z – jak ich nazywano – „kolonistami”, którzy zjawili się na Wileńszczyźnie po akcji Żeligowskiego. Po przejęciu Wileńszczyzny jesienią 1939 r. Litwini weryfikowali mieszkańców przyłączonych ziem i zdecydowanej większości Polaków z Wilna w ogóle nie nadano obywatelstwa litewskiego.

A na wsi?

Tam prawie wszyscy otrzymali litewskie paszporty, które później, już po wojnie, stały się właśnie przeszkodą dla wyjazdu tych ludzi do Polski. Na początku 1945 r. w Wilnie liczono, że Polaków uda się zastąpić przesiedlanymi z Polski Litwinami, głównie z Suwalszczyzny, ale tych po pierwsze było niewielu, a po drugie niechętnie wyjeżdżali oni do Związku Sowieckiego. Dlatego polscy mieszkańcy wsi na Wileńszczyźnie musieli pozostać.

Wszystko to sprawiło, że charakter żywiołu polskiego na Litwie po wojnie się zmienił: zabrakło inteligencji, a pozostała ludność wiejska, gorzej wykształcona. Miało to skutki także później, gdy Litwa odzyskała niepodległość – widać to choćby w retoryce Akcji Wyborczej Polaków na Litwie.

90 proc. Polaków wyjechało z Wilna bezpośrednio po wojnie, potem wielu zrobiło to w kolejnych latach. Polacy na Litwie sprzed II wojny światowej i ci powojenni to dwie różne społeczności.

Polacy musieli wyjeżdżać?

Nie musieli, mogli zostać, ludzie zgłaszali się sami.

Co ryzykowaliby ci, którzy chcieliby zostać?

Ci spośród polskiej inteligencji i mieszczan, którzy zostali w Wilnie, ponosili ogromne ryzyko. Często sprowadzało się to do wyboru: albo jechać do Polski, albo zostać wywiezionym na Syberię, do Kazachstanu lub trafić do więzienia w Rosji. Szacuje się, że od lipca 1944 r. do listopada 1945 r. struktury sowieckiej służby bezpieczeństwa poddały tutaj represjom ponad 12 tys. Polaków.

Polski profesor nie miał szans znaleźć zatrudnienia na uczelni?

W najlepszym razie zostałby robotnikiem. Uniwersytet Stefana Batorego przekształcono na Uniwersytet Wileński, który miał być wyłącznie litewsko-rosyjski. Polska inteligencja nie miała już możliwości pracy na uczelniach czy w biurach.

Co trzymało Polaków na Litwie?

Umowy ewakuacyjne podpisano na pół roku przed konferencją jałtańską, która była w lutym 1945 r. Początkowo ludzie nie wiedzieli więc, jaki będzie ostateczny kształt granic. Dokonywał się radykalny przewrót, powszechne było poczucie zagubienia. Niełatwo rzucić wszystko i wyjechać w nieznane, np. do Wrocławia, który mógł przecież wrócić do Niemiec. Dla ludności wiejskiej dużą wartością była własna ziemia, dom i sad. Dla wilnian ważny był patriotyczny obowiązek trwania tutaj. Ludzie wybierali między ojczyzną w sensie politycznym a ojcowizną w sensie duchowym.

I trudno było im w taki czy inny ich kształt uwierzyć – na przestrzeni poprzednich 30 lat w Wilnie byli Rosjanie, potem podczas I wojny światowej Niemcy, później na chwilę w 1919 r. bolszewicy, Polska, znowu Sowieci…

Zgadza się, z tym że w przeszłości zmieniała się przynależność państwowa, a ludzie na ogół zostawali w swoich domach. Poza tym do pozostania namawiał polski Kościół i podziemie antysowieckie. Wszystko zmienił jednak początek roku 1945: konferencja jałtańska, a następnie przeprowadzona przez Sowietów na szeroką skalę akcja informacyjna, że dawne polskie Kresy pozostaną już w Związku Sowieckim. Trzeba też pamiętać o represjach sowieckiej bezpieki, które wpłynęły na zmianę zdania Polaków.

Jednak do dziś w Wilnie jest sporo Polaków, a Litwa ma obecnie najwyższy na świecie odsetek mniejszości polskiej.

Ale ogromna część z polskich wilniuków przybyła do Wilna dopiero po wojnie. Według moich szacunków po przesiedleniu w Wilnie pozostało ok. 15-20 tys. dawnych wilnian-Polaków.

Skąd przybyli?

Z dwóch miejsc: z okolicznych wsi oraz z Białorusi. W roku 1989 prawie 30 tys. litewskich Polaków pochodziło z Białorusi. Albo nawet jeszcze więcej, gdyż kolejnych kilka tysięcy wyjechało do Polski w latach 1956-59.

Polacy tu ściągali, bo na Litwie żyło się lżej, były tu też warunki dla zachowania polskiej tożsamości narodowej. Władze sowieckiej Białorusi nie pozwoliły na polskie szkoły już w 1947 r., podczas gdy na sowieckiej Litwie takie szkoły funkcjonowały przez cały okres sowiecki, działały też polskie zespoły ludowe czy teatralne. To wówczas, po ustaniu stalinizmu, ogłoszono polską autonomię kulturową, na którą Polacy nie mogli liczyć na Białorusi i Ukrainie.

Niektórzy historycy twierdzą, że wspieranie polskiej kultury miało w zamyśle Moskwy osłabić kulturę litewską.

Jest taka teza, choć wydaje mi się, że najważniejszy był tu splot paru czynników. W latach 50. Moskwa zadecydowała, że Wilno stanie się nowym sowieckim centrum kształcenia inteligencji polskiej. Było na czym budować: działały tu polskie instytucje, pozostały resztki inteligencji, migrowali tu Polacy z innych regionów Związku Sowieckiego – poza Białorusią głównie z Ukrainy i Łotwy. Polska społeczność miała wewnętrzną siłę, chęć walki o swoje prawa narodowe. Taka zwarta i aktywna postawa zwróciła uwagę Moskwy i przyczyniła się do oficjalnego wspierania kultury polskiej.

Czy jednak największymi wygranymi nie byli przesiedleńcy, bo dostali bilet ze Związku Sowieckiego do Polski?

Oczywiście, że tak. Ci Polacy potracili swoje ojcowizny, ale uratowali życie. Trudno wyobrazić sobie, że po 1945 r. np. polski ziemianin, właściciel dużej kamienicy w Wilnie czy gospodarz wiejski mający 50 hektarów ziemi nie trafiłby na Sybir, z którego na ogół się już nie wracało.

Po co Sowieci wymyślili przesiedlenia? Dlaczego nie woleli pozostawić sobie dużą społeczność polską na dawnych Kresach?

W międzywojniu w tym regionie narosło wiele konfliktów wyznaniowych, klasowych czy narodowościowych, które w czasie II wojny światowej przerodziły się w zbrojne walki, takie jak konflikt polsko-litewski o Wileńszczyznę czy polsko-ukraiński o Galicję Wschodnią i Wołyń. Sowieci się tych konfliktów obawiali. Zdecydowano, że lepszym rozwiązaniem jest homogenizacja Europy Środkowej, tzn. zorganizowanie przesiedleń – tak aby w krajach regionu odsetek mniejszości był jak najmniejszy. O tym, że Polacy znikną z terenów, które Stalin przyłączy do Związku Sowieckiego, przywódca z Kremla zdecydował już na konferencji trzech mocarstw w Teheranie w 1943 r. Rooseveltowi i Churchillowi powiedział, że zamierza anektować tylko te polskie ziemie, na których nie będzie Polaków.

Na ziemiach wschodnich II RP Polacy jednak byli.

Dlatego Stalin wiedział, że gdy pod koniec wojny będą zapadały ostateczne decyzje w sprawie granic, Polaków należy się pozbyć i prowadzić politykę faktów dokonanych.

Co Litwa straciła, pozbywając się Polaków?

Władze zyskały bardziej monoetni- czny kraj, natomiast stracili ludzie. Rozpadła się miejscowa wspólnota, a wraz z inteligencją wyjechała część wspólnego dziedzictwa tych ziem. Rodziny się podzieliły, bo często jeden brat wyjeżdżał, a drugi zostawał – i później nie mieli długo ze sobą kontaktu, nie wiedzieli nawet, czy krewni żyją.

Czy po tym, jak z Wilna zniknęła większość Polaków, zaczęto niszczyć polskie ślady w mieście?

Niszczono dawne ślady i polskie, i litewskie. Pozmieniano nazwy ulic, niszczono materialne dziedzictwo, uważając je za nic niewarte, bo „burżuazyjne”. Podam przykład: polskie książki i dokumenty przerabiano na nowy papier, nawet archiwa miały odgórnie ustalone normy dostarczania makulatury. Dla historyków to dziś ogromna strata.

Polacy nie mogliby bezkonfliktowo żyć po wojnie z Ukraińcami na Wołyniu czy w Galicji. A czy gdyby nie było przesiedleń, Polacy i Litwini mogliby żyć w powojennych latach w Wilnie? Czy też może jednak napięcie byłoby zbyt duże?

Napięcie było bardzo duże, wiele dokumentów w tym czasie wspomina o „dzikiej nienawiści” Polaków do Litwinów, którzy „odebrali im Wilno”.

To dziedzictwo międzywojnia?

Raczej II wojny światowej i m.in. zaangażowania Litwinów w Holokaust. Myślę, że gdyby nie było przesiedleń, z czasem napięcie mogłoby wygasać. Trzeba też pamiętać, że totalitarne rządy sowieckie sprawiałyby, iż konflikt polsko-litewski nie mógłby eksplodować. A po 1990 r., gdy Litwa odzyskała niepodległość, tamte napięcia pewnie nie odrodziłyby się już z takim natężeniem. Może też część polskiej mniejszości nie szukałaby pomocy w Moskwie, jak robiła to w przeszłości. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz zajmujący się Europą Wschodnią, redaktor dwumiesięcznika „Nowa Europa Wschodnia”. Autor książki „Królowie strzelców. Piłka w cieniu imperium”, Czarne 2018.  Za wydany w 2020 r. reportaż „Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku” otrzymał podwójną… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 38/2022