Mierz siły na zamiary

Czad kończy się w stolicy. Żołnierze z Europy mogą zapewnić spokój tam, gdzie stacjonują. Nie rozstrzygną konfliktu o władzę w kraju, gdzie grupy zbrojne - wspierane przez Libię i Sudan - walczą o kontrolę nad skromnymi złożami ropy.

10.02.2009

Czyta się kilka minut

Dzieci z siódmej zony; obóz dla uchodźcow Iridimi we wschodnim Czadzie, październik 2008 r. /fot. Agata Byczewska /
Dzieci z siódmej zony; obóz dla uchodźcow Iridimi we wschodnim Czadzie, październik 2008 r. /fot. Agata Byczewska /

Abéché, lotnisko. Wysiadam szybko z wojskowego transportowca i biegnę do helikoptera.

- Lepiej zapnij pas, nie wiadomo, co może się zdarzyć - rzuca żołnierz. Lecimy nisko, na północ, do bazy polskiego kontyngentu.

Karabin maszynowy we włazie przysłania widok.

Pod nami niekończąca się pustynia. Jakby znikąd pojawiają się gliniane lepianki z dachami z suchej trawy, przypominającej strzechę. Krajobraz ożywiają pojedyncze wielbłądy, nieliczne stada osłów i porozrzucane obozowiska nomadów. Lądujemy nagle po godzinnym locie - w miejscu, które na pozór przypomina te widziane poprzednio z góry.

***

- W ciągu sześciu miesięcy od rozpoczęcia misji siły EUFOR odwiedziły ponad 500 wiosek - mówi gen. Jean-Philippe Ganascia. - Ustaliliśmy, co generuje ryzyko: zbyt duża ilość broni, brak wymiaru sprawiedliwości, brak mechanizmów rozwiązywania problemów międzyplemiennych i brak podstawowej opieki.

Tej ostatniej nie zapewnią nawet organizacje humanitarne, choć w samym wschodnim Czadzie - gdzie stacjonują żołnierze z krajów Unii Europejskiej - działa ich około 80 i zatrudniają 2 tys. osób. Zapewniają dostawy żywności i pomoc medyczną dla obozów uchodźców z Sudanu i przesiedleńców z innych regionów Czadu. Ale to kropla w morzu potrzeb. Np. w Wadi Fira - regionie wielkości jednej piątej Polski, którym opiekuje się polski kontyngent liczący ok. 400 żołnierzy - jest sześć obozów, a w nich 120 tys. ludzi.

- Każdy obóz ma 10 "stref", każda "strefa" ma 48 "bloków"... Wychodzi 440 namiotów na "strefę" - wylicza czadyjski przewodnik po obozie w Iridimi, obok polskiej bazy. Żyje tu 18 tys. ludzi, w większości muzułmanie.

Ostatni raport ONZ mówi o przypadkach rekrutacji dzieci do wojska, nawet przez czadyjskie siły rządowe. - Nie wiemy, kto tu wchodzi - przyznaje szef obozu, Adam. Do nieogrodzonych obozowisk wejść może każdy. Poza tym często sami rodzice oddają dzieci w opiekę grup paramilitarnych. - Uważają, że lepiej należeć do silnych niż do ofiar - tłumaczą pracownicy organizacji humanitarnych. W obozie jest dość bezpiecznie. - Ale - mówi Adam - były przypadki gwałtów kilka kilometrów od obozu, przez mężczyzn z sąsiednich wiosek.

W obozie uczy się dzieci, jak unikać przemocy. A także, że nie należy godzić się na wymuszane małżeństwa. "Gwałt jest zbrodnią" - takie hasło wywieszono przed jedną ze szkół. "Jestem dziewczynką, mam prawo do nauki" - takie zauważam z kolei, wchodząc na zajęcia "SGBY" (przemoc na tle seksualnym). Naprzeciw instruktorki, dziewczyny z Iriby, siedzi kilka kobiet. Milczą. Czekamy na herbatę. Pytam, jak długo tu są. - Trzy, cztery lata. - Skąd? - Z Darfuru. - Czy chcą wrócić?... Cisza. - Tu jest dobrze, ale tam jest dom - mówi w końcu jedna. Inne przytakują.

***

Każda ze "stref" obozu ma swą specjalizację: np. w "ósmej" dzierga się wełniane czapeczki, które dołączane są do zestawów dla niemowląt. Liczba rozdanych zestawów pomaga prowadzić statystykę narodzin. I jest targ, na którym można kupić komórki "made in China" sprowadzane z Libii. A także colę, rozlewaną w Libii.

W Iribie jest również targ, ale ludzie z obozu nie mogą się na nim pokazać: uchodźcy budzą zazdrość wśród miejscowej ludności. - Kiedyś musieliśmy interweniować w miejscowości Am Nabak - mówi dowódca polskiego kontyngentu pułkownik Wojciech Kucharski. - Część miejscowych chciała zarejestrować się jako uchodźcy w pobliskim obozie. Wysłany z Iriby patrol zapewnił ochronę ewakuującym się pracownikom humanitarnym.

Mijamy szkołę odnowioną przez polski kontyngent. Nieliczni przechodnie zdają się nie zwracać uwagi na dwa "rosomaki" i patrol polskich żołnierzy w pełnym uzbrojeniu. W Czadzie nie ma zorganizowanych armii, są uzbrojone grupy atakujące słabszych. Na silniejszego nikt ręki nie podniesie. Według ONZ od lipca 2007 r. do czerwca 2008 r. odnotowano we wschodnim Czadzie ok. 300 starć zbrojnych: sił rządowych z opozycją, a także na tle plemiennym i z powodu zwykłych rabunków.

W polskiej strefie jest spokojnie. Aż za spokojnie dla żołnierzy, którzy byli np. w Iraku. Ale doświadczenie zdobywa się i tu. - Wysadzono nas z helikopterów i powiedziano, że tu mamy budować - wspomina podpułkownik Marek Gryga (w Czadzie od kwietnia 2008 r.).

- Najpierw trzeba było sprawdzić kilka hektarów, czy nie ma niewybuchów. Potem okazało się, że w okolicy nie ma wody i trzeba było sprowadzać ją konwojem z odległej o 3 km Iriby.

Potem bazę trzeba było przesuwać, bo zachodziła na teren cmentarza. - Nikt by na to nie zwrócił uwagi, gdyby miejscowi nas nie przestrzegli - wspomina Gryga. O obecności cmentarza świadczyły tylko poukładane kamienie, większe dla ważniejszych zmarłych. Dziś baza "North Star" ma klimatyzowane kontenery, system odwadniający, darmowy dostęp do internetu. - Brakuje tylko morza... - mówi jeden z Polaków.

***

Jest za to dużo pracy. Codzienne patrole wokół obozów i wiosek, ochrona konwojów humanitarnych, spotkania z organizacjami pozarządowymi i lokalnymi władzami, czyszczenie terenu z min... A także wymiana informacji z szefami ochrony okolicznych obozów, których terenów EUFOR nie ma prawa patrolować.

- Mamy wrażenie, że rozmawiają, bo taki jest ich odgórny rozkaz - mówi porucznik Łukasz Moskal, dowódca patrolu. - Pozarządowcy też nas nie lubią, ale są na nas skazani - zauważa inny żołnierz.

Tylko dzieci na widok patrolu rzucają się z krzykiem, by go powitać. Na początku było inaczej, patrole obrzucano kamieniami. Tak samo z rozdawaniem słodyczy, które żołnierze mają zawsze przy sobie. - Ale choćbyśmy chcieli, nie możemy dawać za dużo, nie możemy ich rozpieszczać - zauważa jeden z żołnierzy.

Bo chodzi o to, żeby zapewnić na tyle ładu, aby uchodźcy chcieli wracać do domów. Misja żołnierzy z Europy, której mandat wkrótce wygasa, jest dopiero pierwszym z wielu etapów służących temu długiemu procesowi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2009