Między Granadą a Nadżafem

No nos falles, nie zawiedź nas - krzyczeli młodzi ludzie przed siedzibą partii socjalistycznej po zwycięstwie jej lidera. Rząd José Rodrigueza Zapatero musi się napracować, aby spełnić pokładane w nim nadzieje. Wciąż przygnębieni madryckimi zamachami Hiszpanie śledzą, jak nowy premier radzi sobie nie tylko na międzynarodowym parkiecie, ale też w kraju: w walce z terrorem.

16.05.2004

Czyta się kilka minut

Zapatero czekają wyzwania, ale przynajmniej ma on duże poparcie w społeczeństwie i parlamencie, który po raz pierwszy od 1979 r. zatwierdził nowego premiera przy sprzeciwie tylko jednej frakcji: przegranej konserwatywnej Partii Ludowej (Partido Popular). Niespodziewane zwycięstwo Zapatero było nie tylko efektem emocji, wywołanych madrycką tragedią. Sondaże pokazują rosnące poparcie dla lewicowego rządu i to nawet wśród prawicowego elektoratu: aż 59 proc. uczestników ankiety dziennika “El País" jest zadowolonych ze zmiany rządu, z czego 13 proc. to wyborcy Partido Popular.

"No a la guerra"

Głos na Zapatero dla wielu oznaczał powiedzenie “nie" José Maríi Aznarowi i protest przeciw poparciu, jakiego udzielił on Bushowi. Aznar podjął tę decyzję całkowicie wbrew społeczeństwu - mówi Lluc Martí z młodzieżowej organizacji pozarządowej Barcelona Voluntaria. - Z okien naszego biura w centrum Barcelony wiele razy obserwowaliśmy demonstracje antywojenne, gromadzące tysiące ludzi. Oni protestowali, bo czuli się oszukani i zlekceważeni.

Także na milionowych manifestacjach, upamiętniających ofiary 11 marca, pełno było transparentów “No a la guerra" (Nie dla wojny). Nie zaskakuje więc ogromne poparcie - aż 67 proc. według sondażu dziennika “El Mundo" - dla decyzji premiera o szybkim wycofaniu wojsk z Iraku. Zapatero przedstawia ją jako “dotrzymanie obietnicy danej społeczeństwu już rok temu" i odpiera zarzuty o tchórzostwo i słabość w obliczu terroryzmu, stawiane mu przez opozycję, Amerykanów i międzynarodową prasę.

Dla większości Hiszpanów odwołanie z Nadżafu 1400 żołnierzy brygady “Plus Ultra" i polityczne wycofanie się Madrytu z operacji, w której zginęło 13 Hiszpanów (11 wojskowych i dwóch dziennikarzy), jest jednak dowodem konsekwencji. Tak myśli również 26-letni prawnik Oriol Escalas, który zdążył już pracować w Parlamencie Europejskim w biurze deputowanej z PSOE. - Zapatero realizuje wolę społeczeństwa, nie bojąc się międzynarodowej krytyki i utraty przyjaźni USA - przekonuje Escalas. - To symboliczny gest, zwłaszcza dla młodych ludzi. Odzyskują wiarę w politykę, której pozbawiły ich poprzednie rządy.

Escalas powtarza słowa nowego ministra obrony José Bono Martineza: “Wojska, które wracają z Iraku, nigdy nie powinny się tam znaleźć". Pogląd ten podzielają wszystkie frakcje parlamentarne z wyjątkiem konserwatystów. Ich lider i następca Aznara, Mariano Rajoy, zarzuca premierowi“brak solidarności nie tylko z sojusznikami, ale też narodem irackim", bo decyzja premiera “nie przyczynia się do rozwiązania problemów Iraku".

Zapatero deklaruje wprawdzie, że jego celem jest “usunięcie Hiszpanii z fotografii z Wysp Azorskich" - chodzi o zdjęcie ze spotkania Busha, Blaira i Aznara w marcu 2003 r., na którym zapadła decyzja o postawieniu Husajnowi ostatniego ultimatum - ale zarazem liczy na utrzymanie dobrych stosunków z USA. Napięć na linii Madryt-Waszyngton uniknąć jednak nie sposób, zwłaszcza że planowane na koniec czerwca wycofanie hiszpańskiej brygady zostało zakończone już pod koniec kwietnia - i dziś w Iraku nie ma już żołnierzy z jednostek bojowych; pozostali logistycy i kwatermistrze, zajmujący się ewakuacją sprzętu.

Decyzję o przyspieszeniu odwrotu z Iraku Zapatero uzasadnia niewiarą w nową rezolucję ONZ i rosnącym napięciem i chaosem w Iraku. Biorąc pod uwagę fakt, że pociąga ona za sobą ewakuację także kontyngentów z Hondurasu, Dominikany i Nikaragui (łącznie 800 żołnierzy; pozostało natomiast kilkuset Salwadorczyków), można było przewidzieć rozczarowanie Busha i chłodne przyjęcie w Białym Domu nowego ministra spraw zagranicznych Miguela Ángela Moratinosa. Bo choć tych 1400 żołnierzy stanowiło zaledwie 1 proc. sił koalicyjnych w Iraku, to decyzja o ich wycofaniu ma znaczenie polityczne i symboliczne.

Tym większe, że opuszczając w pośpiechu nieformalny sojusz z USA i Wielką Brytanią, tak pielęgnowany przez Aznara, Zapatero ogłosił, że od tej pory Hiszpania będzie ściśle współpracować z Paryżem i Berlinem w formułowaniu takiej polityki wobec Iraku, w której kluczową rolę odegra ONZ. Odwrót hiszpański nastąpił wprawdzie akurat w chwili, gdy w szukanie rozwiązania politycznego coraz mocniej angażują się Narody Zjednoczone w osobie ich wysłannika Lakhdara Brahimiego. Ale Hiszpanie, liczący na przejęcie politycznej i militarnej kontroli przez ONZ, nie wierzą w powodzenie misji Brahimiego.

Amerykańskim zarzutom wobec Zapatero towarzyszą jednak deklaracje woli współpracy. A na niej zależy także hiszpańskiemu rządowi, który - obojętne, prawicowy czy lewicowy - musi podjąć walkę z grożącym dziś Hiszpanii terrorem.

11-M do uniknięcia?

Tymczasem ujawniane przez media kulisy śledztwa po 11 marca pokazują, że państwo hiszpańskie ma ogromnie dużo do nadrobienia na polu walki z Al-Kaidą. W miarę, jak wychodzą na jaw zaniedbania i błędy popełnione przez instytucje zajmujące się bezpieczeństwem - wywiad i policję - coraz częściej stawia się pytanie, czy zamachów można było uniknąć? Niewykluczone, że tak. Przecież pięciu z 25 podejrzanych o udział w zamachu pozostawało od dawna pod obserwacją policji w związku ze śledztwem w sprawie komórek Al-Kaidy, prowadzonym od 1995 r. Jeden z nich, Amer Azizi, któremu przypisuje się kluczową rolę w organizacji madryckiej masakry, zdołał nawet dwa razy wymknąć się policji w 2001 r. Inny zaskakujący fakt: Jamal Zougan - jeden z tych siedmiu terrorystów, którzy zginęli śmiercią samobójczą podczas próby aresztowania ich przez policję 3 kwietnia - podejrzewany był od dawna o związki z Al-Kaidą, ale śledztwo nie objęło należącego do niego sklepu, skąd (jak się później okazało) pochodziły telefony komórkowe, które 11 marca posłużyły do zdetonowania bomb.

Przed 11 marca zaniedbaniom tym towarzyszył błąd strategiczny: założenie, że podstawowe zagrożenie dla Hiszpanii stanowi baskijska ETA, a nie islamski terroryzm. Co jest tym bardziej niezrozumiałe, jeśli pamięta się o sąsiedztwie krajów Północnej Afryki, o obecności w kraju społeczności muzułmańskiej, stanowiącej oparcie dla ekstremistów czy o zaangażowaniu Hiszpanii w światową walkę z terroryzmem.

A także o pewnej książce, wydanej wiosną 2003 r. pod na pozór banalnym tytułem “Globalny terroryzm". Jej autor, hiszpański politolog Fernando Reinares, ekspert do spraw międzynarodowego terroryzmu, wykładający w przeszłości w Oxfordzie i Stanford, przeanalizował informacje na temat hiszpańskich wątków w działaniach Al-Kaidy (w tym sposobów, jakimi organizacja tworzyła swe komórki w Hiszpanii) i doszedł do wniosku, że już od połowy lat 90. Al-Kaida zapuściła korzenie w wielu rejonach Hiszpanii (Madryt, Katalonia, Andaluzja), wchodząc głęboko w świat miejscowych meczetów, grup religijnych czy w działalność gospodarczą środowisk muzułmańskich, wykorzystując te miejsca jako bazę logistyczną. Reinares stwierdził też, że jest prawdopodobne, iż z czasem na celowniku znajdą się też Hiszpanie i hiszpańskie władze.

Taką tezę potwierdzają dochodzenia, prowadzone w USA i krajach Europy po zamachach z 11 września 2001 r. Ujawniły one znaczenie działających w Hiszpanii komórek Al-Kaidy, która istotnie do 11 marca traktowała kraj jako zaplecze; świadczą o tym kontakty między hiszpańskimi ekstremistami a wykonawcami ataku na WTC.

Ale władze uznały najwyraźniej, że aresztowanie kilkudziesięciu podejrzanych o członkostwo w Al-Kaidzie (którzy od lat czekają w hiszpańskich więzieniach na procesy) zażegnało niebezpieczeństwo zamachów na Półwyspie Iberyjskim. Złudne poczucie bezpieczeństwa doprowadziło też do zlekceważenia raportów UCE2 - jednostki Guardia Civil (Gwardia Obywatelska; policyjna jednostka o charakterze zmilitaryzowanym, odpowiednik włoskich karabinierów - red.) do walki z terrorem islamskim - czy ostrzeżeń izraelskiego wywiadu o rosnącym zagrożeniu ze strony Al-Kaidy, zwłaszcza po rozpoczęciu wojny w Iraku. Sygnałem, że Hiszpania może być celem ataków, był też zamach w maju 2003 na hiszpańskie centrum kulturalne w marokańskiej Casablance, gdzie zginęło 45 osób, w tym troje Hiszpanów. “Nie był to atak przeciw Hiszpanii" - twierdziła ówczesna minister spraw zagranicznych Ana Palacio.

O braku właściwej oceny sytuacji świadczą wreszcie liczby: w policji i Guardia Civil kilka razy więcej funkcjonariuszy zajmowało się do niedawna ETA niż islamskim terroryzmem. Szwankowała koordynacja między instytucjami. To niewystarczająca współpraca między policją, Guardia Civil i wywiadem była przyczyną licznych zaniedbań, których listę opublikował “El Mundo". Mowa jest np. o niedostatecznej analizie dostępnych danych albo o braku profesjonalizmu podczas obławy z 3 kwietnia, co doprowadziło do wysadzenia się w powietrze podejrzanych i zabicia policjanta.

Euro-islam kontra garaż

Zapatero zapowiada utworzenie organu, koordynującego działania sił bezpieczeństwa i zwiększenie środków na walkę z Al-Kaidą. Ale rząd hiszpański musi zmierzyć się także z problemami społecznymi, wykorzystywanymi przez ekstremistów, na które Hiszpanom otworzył oczy dopiero 11 marca. Liczbę mieszkających tu muzułmanów ocenia się na pół miliona do 800 tysięcy. Większość to imigranci; niewielka mniejszość - autochtoni, którzy mogą się chwalić największym w Europie meczetem i bogatą historią obecności - także kulturalnej - islamu na Półwyspie Iberyjskim, który przez kilkaset lat pozostawał w rękach Arabów; ostatnia arabska twierdza, Granada, została zdobyta przez chrześcijańskich królów Kastylii dopiero w 1492 r.

Jednak dla rządu Aznara islam ograniczał się do “kwestii policyjnej". Nie przywiązywano wagi do problemów środowisk muzułmańskich: społecznej izolacji, życia w “gettach", kafkowskich procedur w urzędach imigracyjnych i rosnącej liczby tzw. sin papeles (ludzi bez papierów), którzy przebywając w kraju nielegalnie są eksploatowani przez pracodawców. Ocenia się, że państwowy rejestr obejmuje zaledwie 200 z około 600 wspólnot islamskich. Rozprzestrzenia się “islam garażowy": duchowni islamscy głoszą kazania w prywatnych mieszkaniach, piwnicach, garażach. - Ci imamowie to często ludzie pozbawieni prawa do legalnego pobytu - tłumaczy Mohamed Chair, sekretarz barcelońskiego Stowarzyszenia Społeczno-Kulturalnego IBN BATUTA, zajmującego się pomocą imigrantom. - Nie rejestrują wspólnot, bo nie znają hiszpańskich procedur prawnych albo lękają się kontaktów z urzędami.

Sytuację pogarsza umowa z 1991 r. między państwem a Unią Hiszpańskich Wspólnot Islamskich (UCIDE; jedną z dwóch federacji islamskich w kraju), przewidująca finansową niezależność islamu od państwa i muzułmanie zdani są na siebie (Chair: “Wiele meczetów, zamiast normalnie funkcjonować, walczy o przetrwanie") albo na zagraniczne dotacje. Takie rozwiązanie okazuje się błędne: większość funduszy pochodzi bowiem z Arabii Saudyjskiej, co idzie w parze z “eksportem" radykalnej wersji islamu wahhabickiego, której orędownikiem jest też bin Laden.

Uregulowanie prawnego statusu islamu utrudniają podziały wśród jego wyznawców. W Hiszpanii są dwie konkurencyjne federacje, skupiające gminy muzułmańskie: UCIDE, kierowana przez obywateli hiszpańskich pochodzenia syryjskiego, którym bliższy jest islam w tradycyjnym wydaniu oraz Federacja Islamskich Organizacji Religijnych (FEERI). W tej drugiej dominują rdzenni Hiszpanie. Propaguje ona nowoczesną wersję islamu, akceptującą demokrację i nazywaną czasem euro-islamem. Brak porozumienia między obiema organizacjami uniemożliwił realizację porozumień z 1992 r., które regulowały całościowo relacje państwo-islam.

Mediator, nie przedmurze

Po 11 marca społeczność muzułmańska zgodnie potępiła zamach: na meczetach, sklepach i rytualnych rzeźniach zawisły czarne wstęgi. “To może być początek nowego islamu w Hiszpanii" - ocenia optymistycznie komentator “El País". Pojawiają się nowe inicjatywy: FEERI postuluje zwołanie ogólnoeuropejskiej rady islamskiej; stowarzyszenie imigrantów z Maroka (ATIME), którzy stanowią większość wśród przybyszów, proponuje utworzenie wzorowanej na modelu francuskim narodowej rady islamskiej; jej zadaniem byłby nadzór nad meczetami i desygnowanie imamów.

Ponieważ 17 z 25 podejrzanych o udział w zamachu z 11 marca to obywatele Maroka, kwestią o kluczowym znaczeniu jest też odbudowanie dobrych relacji z tym krajem, “sąsiadującym" z Hiszpanią przez Morze Śródziemne, a nadwerężonych za Aznara. Już w pierwszym tygodniu urzędowania nowy premier poleciał do Casablanki, co dziennik “Aujourd’hui Le Maroque" komentował entuzjastycznie: “Zapatero to Hiszpania, którą kochamy" (ta sama gazeta pisała wcześniej o Aznarze, że “nienawidzi Maroka").

Sąsiedztwo z krajami Maghrebu (północno-zachodniej Afryki) oraz islamskie dziedzictwo kulturalne na Półwyspie zdają się predestynować Hiszpanię do roli “mediatora" między Europą a przynajmniej tą częścią świata arabskiego. A także do walki nie tylko z terroryzmem, lecz z pokusą islamo-fobii - i z przekonaniem o “wojnie cywilizacji".

Rektor Universitat Autňnoma w Barcelonie, Lluis Ferrer, mówił w wywiadzie prasowym: “Nigdy jeszcze przed Hiszpanią nie stała taka odpowiedzialność".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2004