Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nie dość, że obawy się nie sprawdziły, to główne partie odbyły spektakularny pojedynek na liczbę takich podpisów. Patrząc na imponujący wynik zwolenników Jarosława Kaczyńskiego, warto jednak zwrócić uwagę, że czym innym jest mierzony przez sondaże udział zwolenników w całym społeczeństwie, czym innym zaś - ich zaangażowanie. Nie są to sprawy niezwiązane - rzesza aktywnych zwolenników to jeden z kluczy do przekonywania niezdecydowanych, utwierdzenia wątpiących i mobilizacji sympatyków.
Ten pojedynek to kolejny - po prawyborach w PO - krok polskich partii w zupełnie nowym kierunku. Dotąd wydawało się, że polityka to w coraz większym stopniu domena wąskiego grona liderów partyjnych, którzy zamawiają spoty w profesjonalnej agencji i debatują w studiach telewizyjnych, zaś cała reszta ma do wyboru najpierw pilota do telewizora, a później kartkę do głosowania. Ten trend się odwrócił.
Nie znaczy to jednak, że media nie mają tu nic do powiedzenia. Są niezbędne w tym klasycznym już wzorcu komunikacji społecznej, który się pojawił w polskiej rzeczywistości za sprawą Jana Pawła II, a który teraz się upowszechnia i przechodzi "do cywila". Składa się na niego wydarzenie angażujące masowo pojedynczych ludzi poprzez zorganizowane struktury, w tym przypadku poprzez partie. Wszystko po to, by później pokazać to w mediach i dać wszystkim poczucie współuczestnictwa: "to myśmy zebrali te podpisy i to jest teraz omawiane w telewizji".
To taki schemat jak organizacja Mszy papieskiej: parafie organizują grupy wiernych, grupy te zapełniają miejsce celebry, telewizja pokazuje milion ludzi, potwierdzając sens całego wydarzenia. To coś bardzo pozytywnego: wydarzenia medialne nie zastępują aktywności, tylko ją stymulują. To na pewno bardziej szlachetna rywalizacja niż pyskówki partyjnych harcowników.