„Marzy mi się, by w homiliach..."

Ks. Wiesław Przyczyna

20.11.2006

Czyta się kilka minut

ARTUR SPORNIAK: - Nuda, schematyzm, oderwanie od życia i moralizatorstwo - czy to główne grzechy kaznodziejstwa w Polsce?

KS. WIESŁAW PRZYCZYNA: - Nie chcę mówić o "grzechach" kaznodziejstwa - takie narzekanie zniechęca księży i ich nie mobilizuje. Wolę mówić pozytywnie, czego jeszcze brakuje do doskonałości homiliom wygłaszanym w polskich kościołach. Marzy mi się np., by było w nich więcej odniesień do konkretu. Chodzi o to, by nie mówić tylko o ideach, teoretycznych problemach, abstrakcjach, ale o wydarzeniach, którymi ludzie żyją.

- Na przykład?

- Ostatnio takim wydarzeniem była pierwsza tura wyborów samorządowych. To wydarzenie jest ważne dla lokalnej społeczności, w której przecież także żyje duszpasterz. W homilii powinien zatem roztropnie odnieść się do wyborów - pokazać potrzebę obywatelskiej odpowiedzialności za wspólne dobro.

- Czyli jednak polityka?

- Tak, ale odpowiednio przedstawiona. Nie wolno z ambony czynić trybuny ideologicznej, miejsca agitowania za jakąś konkretną partią. Ponieważ jednak sprawy polityczne, czyli dotyczące dobra wspólnego, zajmują ważne miejsce w naszym życiu, ich omawianie podczas homilii w świetle Ewangelii jest jak najbardziej na miejscu.

Owe wydarzenia, do których homilia powinna się odwoływać, nie powinny być czasowo i przestrzennie odległe od uczestników liturgii. Jak wynika z badań nad komunikacją międzyludzką, silniej oddziałują wydarzenia, które wydarzyły się wczoraj i w miejscu zamieszkania parafian niż np.w XIX wieku na Filipinach.

- W zbiorach homilii funkcjonuje zasada, by głoszone prawdy ilustrować przykładem "z życia wziętym". Zwykle jednak są to historie ckliwe i naiwne, które mają emocjonalnie wzruszyć słuchaczy. Czy to nie jest sztuczne?

- Ksiądz nie musi sięgać do zbiorów homilii. Wystarczy, że weźmie do ręki codzienną gazetę - tam znajdzie mnóstwo przykładów ilustrujących problemy życia współczesnych ludzi. Obecnie homilię coraz częściej pojmuje się jako interpretację ludzkiego życia - z jego konkretnymi problemami, pytaniami i potrzebami - w świetle objawionego Słowa Bożego i w kontekście sprawowanej liturgii.

Istota z innej planety

- Czy to nie są wymogi zbyt ambitne? W Polsce ksiądz wciąż jest jakby "istotą z innej planety", żyjącą we własnym kapłańskim świecie, doświadczającą własnych smutków, cierpień i radości. Czy taka osoba jest zdolna zrozumieć problemy świeckich?

- Nie przesadzajmy, przecież ksiądz także jest człowiekiem. Dostrzegam inny problem. Czasem kapłani siadając w konfesjonale czy wchodząc na ambonę, jak gdyby zapominają o swoim ludzkim doświadczeniu. Przecież ja, jako ksiądz, także grzeszę i doświadczam tego, jak trudno jest się przyznać do własnego grzechu i ile wysiłku kosztuje pokonanie własnego wstydu. Powinienem o tym doświadczeniu pamiętać, kiedy słucham spowiedzi w konfesjonale. Powinienem być tak miłosierny, wyrozumiały i cierpliwy, jak tego oczekuję od mojego spowiednika.

Oprócz tego w teologii pastoralnej mówi się o tzw. socjalnym doświadczeniu. Ksiądz powinien próbować włączać się w pewne typowe dla świeckich sytuacje i uświadamiać sobie własne reakcje. Np. podczas urlopu podjąć się opieki nad małymi dziećmi swojej siostry; zostać z nimi sam na sam przez pół dnia, czyli w sytuacji niewątpliwie nowej dla księdza. Bez względu na to, czy sobie poradzi, czy nie, zdobywa ważne doświadczenie. Kiedy zatem będzie głosił homilię do rodziców, podejdzie do problemu wychowania z większym zrozumieniem i z innej, nie abstrakcyjnej perspektywy: wychowywać, to nie takie proste!

- Obecna formacja kleryków raczej nie zapewnia takiego kontaktu z wiernymi...

- Nawet jeśli nie zapewnia, od woli i nastawienia duchownego zależy, czy będzie unikał takich sytuacji, czy ich szukał. Wiele zależy też od podejścia samych świeckich. Nie powinni bać się księży i czuć się wobec nich onieśmieleni. Powinni otwierać przed nimi drzwi swoich domów. Choć zdaję sobie sprawę, że w Polsce bardzo trudno jest jeszcze przełamywać stereotypy w myśleniu o drugiej stronie. Dotyczy to tak samo księży, jak i świeckich.

Innym ważnym dla księdza obszarem doświadczeń antropologicznych jest ogólnie rozumiana kultura: literatura, kino, teatr. Dobry film potrafi zwięźle zdiagnozować kondycję współczesnego człowieka. Księża zatem powinni bywać w kinach, w teatrach, powinni czytać dobrą literaturę.

- Jak rozumiem, ksiądz nie powinien pouczać wiernych z wysokości ambony, stawiając siebie ponad ich życiowe doświadczenie. Z drugiej jednak strony - ma mówić "z mocą" jak prorok. Czy to się da pogodzić?

- Głoszenie homilii jest trudnym wyzwaniem, gdyż kaznodzieja wchodzi w różne role: ma być zarówno heroldem ogłaszającym Dobrą Nowinę, prorokiem, który diagnozuje sytuację wiernych i pokazuje drogi zbawienia, nauczycielem nauczającym Bożych prawd, jak i świadkiem obecności Boga...

- ...pozostając jednym z wiernych, potrzebującym na równi z innymi Bożego miłosierdzia. Ale jest chyba jedna cecha niezwykle ważna dla kaznodziei: autentyczność. Właśnie nie odgrywanie jakiejś roli przed wiernymi, tylko stanięcie w bezradności i zarazem zaufaniu wobec czegoś, co nas wszystkich przerasta. Niedawno w krakowskim kościele dominikanów wysłuchałem homilii o Bożym ojcostwie wygłoszonej gościnnie przez salezjanina opiekującego się narkomanami. Choć homilia była nieco chaotyczna, autentycznie poruszała. Kaznodzieja mówił o dramacie młodych ludzi, którzy wpadając w nałóg, są przekreślani przez własnych rodziców. Cytował ojca, który do własnego dziecka powiedział straszne słowa: - Nie jesteś już moim synem. "Bóg jest tego przeciwieństwem!" - wołał ów salezjanin i, prawdę powiedziawszy, ciarki przechodziły po plecach...

- Potwierdza to moją intuicję, że kaznodzieja powinien sięgać do własnego doświadczenia i interpretować problemy ludzi w świetle Ewangelii. Mamy pokusę, by wchodzić w rolę wszystkowiedzącego nauczyciela, który abstrakcyjnie poucza innych, jak mają żyć.

- Może księża, podobnie jak rodzice, bojąc się utraty autorytetu, odruchowo udają innych, niż są w rzeczywistości?

- Nie muszą udawać, bo to, jacy są, przecież widać. Potrzebny jest dystans do samego siebie albo, mówiąc językiem religijnym, pokora. Człowiek uczy się pokory w doświadczeniach życiowych, głównie w porażkach. Z czasem poznaje swoje możliwości i oswaja się z myślą, że nie wszystko zawsze mu się uda. Ważne jest, by wciąż na nowo podejmować ryzyko przepowiadania.

Żelazna logika

Obok trzymania się konkretu drugim elementem, o który powinniśmy dbać, głosząc homilię, jest logika wypowiedzi. Zauważmy, że w przypadku przekazu pisemnego, nawet jeśli on nie jest całkiem spójny, mając go cały czas przed oczami, sami możemy go uporządkować. W przekazie ustnym nie ma na to czasu. Dlatego wypowiedź musi być uporządkowana i przejrzysta. To znaczy: powinna mieć jasno określony temat, jasno postawiony cel i przebiegać w taki sposób, aby słuchacz łatwo mógł się zorientować, jak mówca do niego zmierza. W praktyce chodzi o to, żeby kaznodzieja od razu zarysował jedną myśl, którą chce rozważyć i żeby kolejne kroki tych rozważań były rozpoznawalne i logicznie ze sobą powiązane.

- Ale czy przykład wspomnianego salezjanina takiego podejścia nie podważa? Homilia była niespójna, a mimo to mną poruszyła. Poza tym, przecież nie chodzi o zapamiętanie całego wywodu. W praktyce nawet z najdoskonalszej homilii zapamiętujemy zwykle tylko jedną myśl.

- Jedno drugiego nie wyklucza. Rzeczywiście najważniejszy jest autentyzm. Jeżeli ksiądz karmi ludzi tym, czym sam szczerze żyje, jeśli mówi z głębi serca, zostaje to przyjęte, choćby było przekazane w nieporadnej formie. Ale nie oznacza to, że nie powinniśmy wciąż doskonalić warsztatu. Mamy ludziom ułatwiać dostęp do Boga, a nie utrudniać go przez błędy językowe, bałagan myślowy czy nudny wywód. Homilia nie powinna się kojarzyć ze środkiem usypiającym. Warsztat pozwala księdzu pięknie przekazać to bogactwo, które sam odkrył. Do takiego ideału powinniśmy dążyć.

- Wśród księży krąży anegdota o kaznodziei, do którego po Mszy przyszedł człowiek i zaczął mu bardzo dziękować za homilię. Okazało się, że otworzyła przed nim nowe perspektywy - zrozumiał, że musi zmienić swoje życie. Gdy uradowany ksiądz zapytał, co go tak w jego homilii poruszyło, ów człowiek powiedział, że zdanie: "Pozostawmy za sobą ten temat i przejdźmy do zupełnie nowego".

- Nie śmiejmy się, bo ta anegdota pokazuje ważny psychologiczny mechanizm, który daje się naukowo wyjaśnić. Każdy człowiek przychodzi na Mszę z osobistymi problemami, które go nurtują i które chce rozwiązać. Dlatego na słowo, które słyszy, nakłada własne doświadczenia i oczekiwania. Zdarza się więc, że słyszy więcej, niż mówca chciał powiedzieć albo uderzy go szczególnie mocno jakieś mało istotne dla mówcy słowo. Patrząc z teologicznej perspektywy, podczas homilii działa Duch Święty, który posłużył się tym ludzkim nieporadnym słowem. Nie zwalnia to jednak mówcy od obowiązku mówienia na temat i w sposób logicznie uporządkowany.

Powinniśmy mieć świadomość, że nie występujemy we własnym imieniu, tylko w imieniu Kościoła, a przez niego - w imieniu Chrystusa; że to nie my mówimy, tylko to Chrystus przemawia do swojego ludu; że tym, co możemy ofiarować, są nasze zdolności, mowa i wiedza. To zobowiązuje.

- Ale może też przytłaczać i paraliżować. Czy nie lepiej powiedzieć: - Jezu, znasz moją nieporadność; wiesz, że orłem nie jestem; zrób z tym, co chcesz; przygotowałem się najlepiej, jak umiałem?

- Jeśli się przygotowałem... Obawiam się, że typowe podejście jest takie: "A, coś tam powiem, a Pan Bóg i tak to wykorzysta po swojemu". Nie zwalniajmy się z trudu przygotowywania homilii. Pamiętajmy, że pierwszym słuchaczem naszych homilii jest Chrystus. Czy nie powinniśmy się wstydzić, jeśli o towarzyszącej nam osobie mówimy byle jak?

Pytanie o kłamstwo

- Czy jeszcze jakiś brak Ksiądz Profesor dostrzega we współczesnych homiliach?

- Tak: sposób, w jaki argumentujemy. Niektórzy uważają, że w wierze najważniejsze są religijne przeżycia, argumentacja zaś jest mało istotna. A jednak wiara jest aktem całej osoby - ten akt obejmuje rozum, wolę i emocje. Rozum poznaje przedmiot wiary i skłania, by go przyjąć aktem woli. Argumenty zatem pełnią ważną rolę, zwłaszcza w sytuacjach kryzysowych. Ważne są i dla mnie, i dla tych, którym głoszę Chrystusa.

- Chyba jednak sztucznie brzmiałaby homilia, gdyby ksiądz na ambonie przedstawiał pięć dróg św. Tomasza?

- Nie o takie argumenty chodzi. Chodzi o to, by każda przedstawiana przeze mnie teza miała swoje uzasadnienie. Nieustannie ważne jest więc pytanie: dlaczego? Na przykład, jeśli mówię o roli uczciwości dla naszego religijnego życia, w słuchaczu od razu budzi się pytanie: dlaczego mam być uczciwy, skoro wszyscy kradną i im się dobrze powodzi? Nie mogę go zostawić bez odpowiedzi. Nie wystarczy powiedzieć: bo tak naucza Kościół.

- Mój syn, chodzący do trzeciej klasy, ostatnio otrzymał zadanie domowe: odpowiedzieć na pytanie, czy kłamstwo jest pożyteczne. Trudne zadanie. Wspólnie ustaliliśmy, że nie jest ważne, czy kłamstwo jest pożyteczne, czy nie jest, człowiek nie powinien kłamać, ponieważ to go poniża. Chyba zrozumiał, bo sytuacje poniżania jednych uczniów przez drugich - jak wiemy - niestety zdarzają się w szkołach.

- Właśnie o takie argumenty chodzi.

- Słowo "argument" brzmi jednak bardzo racjonalistycznie, lepiej chyba mówić o ukazaniu sensu jakiejś tezy.

- Zgoda. Człowiek myślący niczego nie powinien przyjmować "na wiarę". Ale mówiąc o uzasadnieniu, mam na myśli, obok argumentacji intelektualnej, także argumentację emocjonalną, która skłania do podjęcia jakiejś decyzji. Człowiek to nie tylko rozum, ale także emocje. Boga nie tylko mamy rozpoznać, ale także odczuć Jego bliskość i Go pokochać. Ważne są oba typy argumentacji - użycie tylko emocjonalnej argumentacji może prowadzić do demagogii.

Chrześcijańskie science fiction

Czwartym dostrzeganym przez mnie brakiem naszych homilii jest przedstawianie chrześcijaństwa jako czegoś nierealnego, trochę ze świata baśni. W takim chrześcijaństwie Bóg dokonuje co chwilę cudów, Jezus nie doświadczył nigdy żadnej porażki, święci sami idealni. Takie kaznodziejstwo wspomaga olbrzymia literatura pobożnościowa zajmująca się objawieniami prywatnymi czy...

- ... cudami Jana Pawła II.

- Właśnie. Na taką pobożność nie ma miejsca w homilii. Uczestniczenie w niedzielnej Mszy nie powinno kojarzyć się z pójściem na seans filmu science fiction. Przychodzimy do kościoła z realnymi problemami i powinniśmy wychodzić wzmocnieni realną pomocą.

- Odpowiedzialność, jaka ciąży na kaznodziejach, wymaga chyba specjalnej łaski. Nie wiem, czy każdemu jest ona dana. Są kaznodzieje, którzy potrafią człowieka rzeczywiście uratować. Znana jest homilia bp. Jana Pietraszki o umywaniu uczniom nóg przez Jezusa. Jak pamiętamy z Ewangelii, Piotr zaczął się wzbraniać, gdyż czuł się niegodny. Jezus jakby na nim wymusił zgodę. Pietraszko komentuje: musisz pozwolić Bogu, by pochylił się nad twoim... brudem.

- Bóg jest realny. Nie ma dystansu wobec nas. Jest obecny w każdej naszej sytuacji życiowej. Nie ma nic wspólnego z bajkami. Odnajdywanie Boga w niedzielnej liturgii - w słowie, gestach, obrzędach - ma nas uwrażliwić, byśmy odnajdywali Go w codzienności: w płaczu dziecka, w kłopotach rodzinnych czy zawodowych, w miłości bliskich, drobnych radościach, w doświadczeniu przebaczenia. Ewangelia jest Dobrą Nowiną - jest zawsze czymś nowym i czymś dobrym, podnoszącym na duchu.

KS. PROF. WIESŁAW PRZYCZYNA jest przewodniczącym Sekcji Homiletów Polskich oraz Komisji Języka Religijnego PAN, kieruje Katedrą Komunikacji Religijnej Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2006