Mamy Konstytucję

Unia Europejska - dzisiaj 25 państw, jutro 27, pojutrze 30 - ma Konstytucję. Traktat, którego mogłoby nie być, skoro do tej pory Wspólnota obchodziła się bez niego - twierdzą krytycy. Traktat potrzebny - mówią ci, którzy w ostatnich dniach uzgodnili jego treść. I chyba oni mają rację. Czy gdyby było inaczej, szefowie europejskich państw poświęciliby mu choć minutę?.

27.06.2004

Czyta się kilka minut

To był dopiero pierwszy krok. O wejściu w życie Konstytucji zadecydują ratyfikacje: przez parlamenty albo w referendach. Trudno przesądzać ich wyniki, ale doświadczenie uczy, że referendum to zły pomysł. Zwolennikom Traktatu trudno będzie innych do niego przekonać, bo argumentacja, że Konstytucja jest dobra i potrzebna, może nie wystarczyć. Nagonkę na dokument rozpętać zaś łatwo. Przy okazji ratyfikacji kolejny raz dowiemy się, kto jest kim w “naszym europejskim domu", nasłuchamy się obelg i raz jeszcze pokłócimy.

Wszystko zaczęło się od stanowiska Polski, umocowanego w politycznym zgiełku w kraju. Byliśmy tak uparci, że nawet do UE wchodziliśmy bez satysfakcji, jakby wejście do Wspólnoty było kolejnym kłopotem dla Polaków i tak mocno już zniechęconych do polityki. W Europie szybko utraciliśmy pozycję partnera, na którego można liczyć, i nimb promotora europejskiej jedności. W Brukseli trudno było i jest wytłumaczyć, skąd wziął się polski paraliż, jak długo potrwa, czy to przypadłość stała czy przejściowa. Kropkę nad i postawiły wybory do Parlamentu Europejskiego: niemrawa kampania wyborcza, 20-proc. frekwencja i wyniki.

Polacy odwrócili się od Europy - wspólnoty, która dziesięć lat temu za strategiczny cel uznała integrację z Polską, czyli ostateczne pokonanie podziałów i historycznych niechęci. Konkluzja powyborcza, jaka do tej pory odbija się od ścian brukselskich korytarzy, jest dla Polaków bolesna: może popełniono błąd? Może rozszerzenie nie było potrzebne, bo Polska rozpocznie proces dezintegracji Wspólnoty? Gdzie niegdzie odżyły już pomysły stworzenia Europy dwóch lub trzech prędkości. Brakowało jeszcze tylko polskiego “nie" podczas szczytu w Brukseli, by obrazu Europy, której zjednoczenie jakoby straciło sens, symbolicznie dopełnić. Na szczęście Polacy zajęli bardziej elastyczne stanowisko, a po drugiej stronie zwyciężył duch solidarności. Polska, sprzeciwiając się systemowi głosowania ustalonemu w Traktacie Konstytucyjnym, stała sama przeciw Unii. Rzadko kiedy zdarza się w polityce taka figura. Polsce się udała. Znowu byliśmy na reducie, za którą już tylko śmierć...

To, co ustalono 17-18 czerwca w Brukseli można było załatwić w pokojach dyplomatów. Gdyby rok temu w Polsce była inna atmosfera polityczna, zwolennicy integracji byli bardziej odważni, a ruchami rządu kierowała nie antyeuropejska opozycja a wizja pozycji Polski w UE, nie byłoby kryzysu ani niechęci do Polski w Europie. Byłoby porozumienie.

Traktat Konstytucyjny pisali idealiści. Tacy w Europie jeszcze są. Wyciągnęli wnioski z przeszłości, a zwłaszcza z tego, co wydarzyło się w Nicei. Francja - obawiająca się wzmocnienia pozycji Niemiec po przyjęciu nowych członków i świadoma, że punkt ciężkości Unii przesunie się w stronę Berlina - nałożyła na system głosowania kalkę narodowych uprzedzeń. Powiększona UE potrzebowała systemu głosowania, więc przyjęto to, co ustalono na Lazurowym Wybrzeżu. Nim jednak przywódcy rozjechali się do domów przyrzekli, że system uproszczą. I tak się stało.

Zaproponowano najprostszą z możliwych zasadę: każde państwo ma tylko jeden głos, a decyzja jest ważna, jeżeli opowiada się za nią, co najmniej 50 proc. państw, w których mieszka przynajmniej 60 proc. ludności. Zasadę jednomyślności zamieniono na zasadę podwójnej większości, w której o porozumienie łatwiej. Polska, wspierana przez konserwatywny rząd José Aznara, temu właśnie się sprzeciwiła na szczycie w Brukseli w grudniu 2003 r.

System podwójnej większości zmodyfikowano. Progi większościowe podniesiono o pięć procent, wprowadzono zasadę, że decyzję musi popierać przynajmniej 15 państw. W wielu dziedzinach utrzymano jednomyślność. W sprawach kluczowych dla UE - polityka zagraniczna, wymiar sprawiedliwości, strategia gospodarcza - wprowadzono wymóg zgody aż 72 proc. państw. Do Traktatu zostanie dołączona deklaracja zawierająca tzw. hamulec bezpieczeństwa (postulat Polski) polegający na tym, że co najmniej cztery kraje, w których mieszka przynajmniej jedna czwarta unijnej ludności, mogą wymusić kontynuowanie negocjacji. Zasada będzie obowiązywać przejściowo. Integralną częścią Konstytucji będzie Karta Praw Podstawowych, czemu sprzeciwiała się Wielka Brytania.

Akceptacja zasady podwójnej większości przez Polskę przełamała impas i pozwoliła zakończyć spór. Wszystkie dodatkowe uzgodnienia są tylko konsekwencją zmiany polskiego stanowiska.

Przeciętnego mieszkańca UE, w tym Polski, szczegóły systemu podejmowania decyzji mało obchodzą. Ważenie głosów w procentach to sprawa dyplomatów. Wyborca z reguły nie traci czasu na analizę siły głosu kraju. Modyfikacje, klauzule, deklaracje - to sprawy specjalistów, a mimo to będą o nich w referendum decydować ludzie, którzy nie mają o nich zielonego pojęcia. Czy Polacy w ewentualnej kampanii przedreferendalnej sięgną po argumenty, aby podjąć decyzję? Aby wyborcy w ogóle poszli do urn, politycy posłużą się skrótem: jedni powiedzą, że ten system dla Polski jest dobry, inni będą przekonywać, że jest zły. Wygra strona, której więcej ludzi uwierzy.

A że z wiarą w konstytucjach nie jest najlepiej, przekonuje fiasko starań o wpisanie do preambuły zapisu o chrześcijańskich korzeniach tradycji europejskiej. Podczas ostatniej rundy rozmów w Brukseli lewicowy polski rząd przekonywał rządy katolickich krajów, że takie odniesienie jest potrzebne, ale nikt nie podał mu ręki.

Unijni przywódcy porozumieli się co do procentów. Wychodzi na to, że ofiarą nieporozumień w sprawie Konstytucji padł jedynie Bóg.

MAREK ORZECHOWSKI jest korespondentem TVP w Brukseli.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2004