Maluchy są wszędzie

Silne wrażenie robią ludzie w czarnych kapturkach, walczący rykiem o tradycyjny model rodziny polskiej.

04.06.2013

Czyta się kilka minut

Ani oni, ani nikt nie chce nam objaśnić, na czym ich model polega, i w czym jest on tak bardzo unikatowy w skali globu. Możliwe, że te detale są bardzo krępujące, bowiem ludzie w kapturkach wyglądają, na oko przynajmniej, na szalenie zaniedbanych wychowawczo. Bardzo brzydko mówią i są nad wyraz pobudzeni. Wiele wskazuje, że są owocami modelu, którego instynkt macierzyński każe za wszelką cenę unikać. Dawanie ich za przykład czy branie przykładu z ich rodziców może wiązać się z koniecznością wydłubywania naszych maluchów z komisariatów i aresztów miejskich. Maluch jest w ogóle tematem dominującym w tutejszej i dzisiejszej aktywności obywatelskiej. Najpewniej dlatego, że maluchy są przyszłością narodu. Cóż z tego, że nie wszystkie. Pojawiają się zatem pytania towarzyszące rozważaniom o modelu rodziny, a część z nich dotyczy kształcenia malucha polskiego.

Widać tu jak na dłoni dwa fronty. Zewsząd słychać, że reżim Tuska nasraża się barbarzyńsko i dąży do „odbierania dzieciństwa”, próbując posłać do szkoły dzieci sześcioletnie. Groza tej wizji powoduje biegunkę emocjonalną, z której wydobycie wymaga zaiste heroizmu. Sześciolatek w szkole jest dla setek tysięcy ludzi obrazem strasznym. Łzy leją się rodakom, próbującym zahamować ten szkaradny proces. Sześciolatek uczący się pisania, czytania i życia, czasem – owszem – w odrażającej grupie podobnych mu wrzaskliwych smarkaczy, okazał się figurą dzisiejszego męczeństwa. Intuicja podpowiada, że aktywiści akcji trzymania sześciolatków w przedszkolu pójdą dalej – do ustanowienia dzieciństwa przynajmniej do pełnoletności. Troska mamusina bowiem granic nie zna. Maluch po dorosłość – oto model idealny. Maluch w rodzinie maluchów to ideał.

Teoria ta wydaje się trudna do pojęcia, praktyka jednak wskazuje, że to się stało, w dodatku jakiś czas temu. Widać to wyraźnie po kształtowaniu się frontu drugiego. Opiera on swe tyły o opinię, że maturzysta nie musi dziś wiedzieć absolutnie niczego, bowiem ma on w swej bluzie z kapturkiem ukryty smartfon z wyszukiwarką. Wyszukiwarka, póki jest prąd, rozwiąże każdą zagadkę świata tego i dostarczy wiedzy zarówno zbędnej, jak i niezbędnej. Rozum zatem może być pusty jak fistuła, a uczenie się jest kompletnie zbędne. Dodać należy, że maluch dostaje smartfon z wyszukiwarką z okazji pierwszej komunii, czyli na progu procesu edukacyjnego.

Łatwo więc logicznie przyjąć i to forsować, że szkoła karmicielka jest niepotrzebna w ogóle. Jest smartfon – nie ma szkoły. Dziwią w tej sytuacji liczne jak Polska długa i szeroka akcje protestacyjne wobec prób zamykania szkół. Inicjatorzy zamykań są po prostu w awangardzie wymarzonej przez rzesze modernizacji edukacyjnej – co trzeba przyjąć za pewnik. Szkoła – co słychać już zewsząd – jest salą tortur nudziarstwa i zbędności, a więc maluchy przystępujące do matury przekonuje się, że owo minimum wiadomości, jakie szkoła wgrywa im do głowy, jest „zaśmiecaniem mózgu”. Mózg – co ciekawe – jest nieoczekiwanie traktowany jak pendrajw, dysk czy coś w tym rodzaju. Jednym słowem należy roztropnie go nasycać, by się nie spocił i nie zapełnił. To jedna z najdziwniejszych opinii, wynikłych najpewniej ze skrajnego niedouczenia.

Nawet móżdżki zwane ptasimi są w istocie bezbrzeżnie pojemne, o czym bez trudu dowiadujemy się podczas transmisji obrad parlamentu. Nie zdarzyło się w historii stworzenia – od pantofelka po człowieka, by mózgi czy coś, co niektóre zwierzęta mają w tym miejscu, powiedzmy: rodzaj bryłki-galaretki, wypełniły się ponad fabryczną specyfikację. Nawiasem, nigdy przez nikogo stuprocentowo nie obliczoną. W znacznym stopniu populacji organizmów żywych napełniają się one bez przeszkód, przez całe życie, do najwyżej jednej piątej pojemności. Problemem jest tak naprawdę coś odwrotnego – zgoda na zdziecinnienie i nieuctwo. Są to nowe cnoty, w powszechnej opinii – zgodne z naturą. Mimo że skądinąd wiadomo, iż natura nie wybacza ani jednego, ani drugiego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2013