Luzowanie i badanie

Rząd Andreja Babiša chce zakończyć lockdown równie szybko, jak go wprowadził. Ku zaniepokojeniu Czechów: ci przez półtora miesiąca znosili w zamknięciu niekonsekwentne decyzje władz. Teraz mają dość.
z Pragi

11.05.2020

Czyta się kilka minut

Happening Miliona Chwil, park Letna. Praga, 29 kwietnia 2020 r. /  / FOT. ULA  IDZIKOWSKA
Happening Miliona Chwil, park Letna. Praga, 29 kwietnia 2020 r. / / FOT. ULA IDZIKOWSKA

Mikuláš Minář nie przebierał w słowach: „Gdy widzę to zamieszanie, które sieje rząd, to nie wiem, czy mam się śmiać, czy płakać. Muszę to »wydychać« na świeżym powietrzu – pójdę się przejść na Letną. Kto idzie ze mną?”. Sfrustrowanym Czechom więcej nie trzeba było mówić. Za Minářem, aktywistą z prodemokratycznego stowarzyszenia Milion Chwil, poszliby zresztą wszędzie. Nawet w czasie pandemii.

Na apel Minářa zareagowały setki ludzi. W środowy wieczór pod koniec kwietnia zjawili się w praskich Letenskich sadach uzbrojeni w pstrokate roušky (maseczki) i transparenty. U niektórych przekaz był wyszyty na maseczce: „Babišu, odejdź!”. Inni wymalowali pytania do premiera na kurtkach. Jedno trzeba przyznać: półtoramiesięczny lockdown – powszechna kwarantanna – nie tylko wyzwolił w Czechach kreatywność, ale jeszcze bardziej podburzył przeciwników premiera.

Drastyczne decyzje

Gdy 2 marca w Czechach stwierdzono pierwsze przypadki zakażeń koronawirusem, eksperci uspokajali, że nie ma powodów do paniki: „są procedury, rząd dokładnie wie, jak postępować w przypadku pandemii”. Wkrótce okaże się, że plan może jest, ale nikt się go nie trzyma. Nikt nie przedstawia też konkretnej strategii. W pewnym momencie rząd zaczyna po prostu podejmować drastyczne decyzje z dnia na dzień. 11 marca szkoły i uczelnie przerywają naukę, dzień później obowiązuje już stan wyjątkowy, od 13 marca godziny otwarcia restauracji i kawiarni zostają ograniczone, a 16 marca zostają zamknięte granice.


CZYTAJ WIĘCEJ: AKTUALIZOWANY SERWIS SPECJALNY O KORONAWIRUSIE I COVID-19 >>>


Wiadomość o lockdownie zastaje mnie na greckiej wyspie Lesbos: „Kiedy wraca Pani do domu? I jak?”. Ministerstwo transportu uspokaja mnie w esemesie, że do Czech „da się łatwo wrócić”. Powrót okazuje się jednak bardziej stresujący, niż sugeruje to rząd. Lot do Pragi – już trzeci, odwołany. Do Katowic też się nie można dostać, bo w międzyczasie Polska zamyka granice. Na szczęście zostaje lot do Wiednia. I perspektywa wędrowania przez granicę na piechotę, bo transport międzynarodowy już wstrzymano. Ale następnego dnia zmieniają się przepisy i mój partner może mnie jednak odebrać z lotniska. Pod warunkiem, że oboje poddamy się dwutygodniowej domowej izolacji.

Na granicy strażak przepuszcza nas niemal bez słowa. Rzuca tylko mimochodem: „Pani ma podwyższoną temperaturę”. A gdzie pouczenie o kwarantannie? Spoglądamy na siebie ze zdziwieniem. Tego samego dnia mój partner dostanie esemesa z informacją o izolacji; do mnie esemes nie dociera.

Tego typu przykładów niekonsekwencji i niejasności będzie w ciągu marcowych i kwietniowych tygodni mnóstwo. Tylko jedna rzecz się nie zmieni: od 19 marca wszyscy mają obowiązek zakrywania ust i nosa. Na początku mają nawet miejsce kontrole w komunikacji miejskiej i sklepach. Na krążącym w sieci filmiku widać, jak pasażer bez maseczki zostaje wyrzucony z tramwaju.

Premier, jak to premier

Andrej Babiš – jak na Babiša przystało – od początku pandemii prezentuje się jako zdecydowany przywódca, który działa szybko i skutecznie. W chaosie podejmowanych naprędce decyzji nikt nie staje mu na drodze. Do czasu. Pod koniec marca prawnik Ondřej Dostál pozywa państwo do sądu. Bo premier omija prawo: nie postępuje zgodnie z „Pandemicznym planem Republiki Czeskiej”, utworzonym w 2006 r., lecz działa na własną rękę. Początkowo nie powołuje nawet centralnego sztabu kryzysowego. Bo po co, skoro „personelem kryzysowym jest rząd” – wyjaśnia Babiš po ogłoszeniu stanu wyjątkowego, gdy pada pytanie, kiedy zbierze się kadra kryzysowa.

Babiš wie też, kiedy się wycofać. Gdy społeczeństwo zaczyna wyrażać niezadowolenie z powodu drakońskich ograniczeń, premier coraz rzadziej pokazuje się publicznie, a szefem sztabu kryzysowego mianuje wiceministra zdrowia, epidemiologa Romana Prymulę. Choć zgodnie z przepisami na jego czele miałby stanąć minister spraw wewnętrznych. „Przeniesienie odpowiedzialności na ministerstwo zdrowia utrudnia dochodzenie roszczeń odszkodowawczych” – zaznaczał Dostál w swoim pozwie. Bo ministerstwo zdrowia wprowadza środki nadzwyczajne zgodnie z ustawą o ochronie zdrowia, a nie ustawą kryzysową.

Dostál zaznaczał, że „nie kwestionuje władzy państwa w zakresie ograniczania swobód podczas tak nadzwyczajnej sytuacji, jaką jest pandemia”, ale walczy „z osobami, które prowadzą działalność na własny użytek”. Prawnik dopiął swego: 23 kwietnia Miejski Sąd w Pradze uznał cztery obostrzenia wprowadzone przez ministerstwo zdrowia, które ograniczały swobodny przepływ osób i sprzedaż detaliczną, za nielegalne.

Co nie oznacza, że wszystko wróciło do stanu przedpandemicznego. Zgodnie z instrukcjami sądu rząd ponownie przyjął wszystkie obowiązujące środki nadzwyczajne. Tylko tym razem we właściwej formie prawnej, tj. w ramach ustawy kryzysowej.

Czeski film

Gdy dzień później minister zdrowia Adam Vojtěch (z partii Babiša ANO) w pojedynkę ogłasza szybsze zniesienie ograniczeń, Czechów ponownie ogarnia konsternacja. „Wielu ludzi zastanawiało się, czy wierzyć ministrowi, czy czekać na dalsze zmiany, ponieważ władza w ostatnich tygodniach nie mówi jednym głosem” – komentował sytuację tygodnik „Respekt”.

Komunikacja nie była zresztą mocną stroną rządzących od początku pandemii. „Nieprzemyślane i zagmatwane komunikaty prasowe władzy wywołują chaos” – stwierdził Ondřej Koutník na łamach portalu Seznam Zprávy. Ponieważ niektóre przepisy zmieniają się w ciągu kilku godzin – jak ten o (bez)płatnym parkowaniu w tzw. niebieskich strefach w Pradze – zdezorientowane społeczeństwo nie wie do końca, co (już) można, czego (jeszcze) nie można. Nic dziwnego, że pytanie „Czy mamy jakiś plan?” pojawiło się wielokrotnie podczas happeningu na Letnej.

Jeszcze na początku pandemii władze twierdziły, że obostrzeń nie można znieść na podstawie przypuszczeń, i że potrzebne są dane. Ale jak się po raz kolejny okazało, były to słowa rzucone na wiatr. Bo już 14 kwietnia rząd zaprezentował plan stopniowego odstępowania od środków nadzwyczajnych, choć dopiero pod koniec miesiąca miało się zacząć badanie zbiorowej odporności na COVID-19.

Oblężenie placu Pokoju

W ramach tej akcji ministerstwo zdrowia postanowiło przeprowadzić masowe testy na obecność przeciwciał przeciwko koronawirusowi na grupie 27 tys. mieszkańców (uczestników nie dobierano, zgłosić mógł się każdy) – aby w ten sposób oszacować, jaka część społeczeństwa mogła mieć już styczność z wirusem.

Okazało się, że w pięciu miastach objętych badaniem chętnych do testowania było znacznie więcej niż miejsc. Na placu Pokoju w centrum Pragi ludzie ustawiali się w kolejkach już od szóstej rano, choć testowanie zaczynało się o dziesiątej. W efekcie w Brnie oraz Pradze wprowadzono system numerkowy, aby ludzie nie musieli godzinami wystawać w kolejce – tak jak Polak Michał Plewka, który po sześciu godzinach został odprawiony z kwitkiem. Chociaż instrukcje wyraźnie mówiły, że również obcokrajowcy, mający stały lub tymczasowy pobyt w Czechach, mogą wziąć udział w badaniu.

W Litomerzycach, 70 km od Pragi, było luźniej. Martin Jabčanka przeszedł test w piątek 24 kwietnia. – Ludzie utrzymywali dwumetrowy odstęp. Nie było żadnych konfliktów, a kolejka posuwała się sprawnie naprzód. Zarejestrowałem się o czternastej, a półtorej godziny później szedłem już do domu z negatywnym wynikiem – opowiada mi przez aplikację Messenger. Jabčanka jest rozczarowany: – Gdyby test wyszedł pozytywnie, wiedziałbym, że przeszedłem COVID-19 i nic mi się nie stało. A tak, nadal nie wiem, jak może przebiegać choroba, gdybym się zaraził…

Ci, którzy chcieli przeczekać największe oblężenie, nie załapali się już na test. Po trzech dniach w Pradze przebadano docelową liczbę 5 tys. dorosłych. W pozostałych miastach ludzie zareagowali na apel ministerstwa zdrowia równie szybko: cała akcja trwała tylko tydzień.

Inteligentna kwarantanna

Przedstawiając wstępne wyniki badania na konferencji prasowej w środowy poranek, 6 maja, minister Adam Vojtěch przyznał, że nie spodziewał się tak „olbrzymiego zainteresowania”. Natomiast nie zdziwiły go same wyniki. „Immunizacja [reakcja odpornościowa organizmu na koronawirusa – red.] czeskiego społeczeństwa jest niezmiernie niska, oscyluje w granicach jednego promila. Odsetek ten będzie w niektórych regionach wyższy, jak w regionie litovelskim, gdzie jest więcej przypadków zachorowań. Ale to nie powód, aby sklepy były nadal zamknięte” – mówił minister. Tego dnia w kraju odnotowano 7896 zakażonych, 4017 wyleczonych i 257 zgonów. „Liczba zakażeń podskoczyła trochę na początku maja, ale nie ma powodów do obaw. Jak widać na wykresach, ogólna tendencja jest spadkowa” – wyjaśniał prof. Ladislav Dušek, ekspert z Uniwersytetu Masaryka.

Vojtěch przypomniał, że Czechy chcą przechytrzyć koronawirusa za pomocą tzw. inteligentnej kwarantanny. To system, który ma przyczynić się do wczesnego lokalizowania i testowania osób potencjalnie zakażonych oraz ich izolację. O znaczeniu tego eksperymentu dla skuteczniejszego zwalczania epidemii dyskutuje się już od początku kwietnia, ale jego start jest mozolny. Dopiero od 1 maja działa aplikacja eRouška (e-Maseczka) – jeden z elementów chytréj karantény. Aplikacja, działająca przez sieć Bluetooth, wykrywa i zapamiętuje napotkane na swej drodze inne eRouški – założenie jest takie, że jeśli okaże się, iż ktoś został zakażony, będzie można prześledzić jego wcześniejsze kontakty.

Teraz trzeba tylko przekonać Czechów, aby ściągnęli aplikację. I mieli przy sobie telefon z włączonym Bluetoothem. Tak jak nieodłączną teraz maseczkę. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 20/2020