Luty w czerwcu

Czy to już choroba, europejska i ponadpartyjna? Najpierw wyników wyborów długo nie akceptował przegrany kanclerz-socjaldemokrata Gerhard Schröder. Potem przed odejściem z fotela premiera Włoch bronił się prawicowy populista Silvio Berlusconi. Teraz odejść nie chciał szef czeskiego rządu, socjaldemokrata Jiří Paroubek...

14.06.2006

Czyta się kilka minut

Po wrzuceniu kartek do urny, pojechaliśmy na obiad do wiejskiej restauracji. Do zamknięcia lokali wyborczych zostawała godzina, pierwsze szacunki poznamy pewnie w trakcie obiadu, myśleliśmy. Ale niestety: telewizory w czeskich knajpach włączane są obowiązkowo tylko w trakcie igrzysk olimpijskich lub mistrzostw świata w hokeju i futbolu. Jedyny głos na temat padł od sąsiedniego stołu. Mężczyzna, krytykujący głośno finansowanie służby zdrowia i system emerytalny oraz miło wspominający czasy socjalizmu, zakończył monolog zdaniem: "Ale na wybory zawsze te miliony znajdą, łajdaki!". Zwolennika demokracji ucieszy fakt, że piwosz należał do 35-procentowej mniejszości, która głosowanie zignorowała.

Skończyła się w Czechach pierwsza na taką skalę kampania negatywna: większość billboardów rządzącej dotąd socjaldemokracji (ČSSD) wprost polemizowała z bill­boardami rywala, Obywatelskiej Partii Demokratycznej (ODS).

Kampania ta miała trzy etapy. Pierwszy, najdłuższy, był "marketingowy": mowa była o podatkach. Na plakatach ODS każdy mógł przeczytać, ile zarobi na realizacji jej programu. ODS podawała za wzór liberalną reformę gospodarki na Słowacji. Socjaldemokraci ripostowali, że na Słowacji przeprowadzono nieodpowiedzialny eksperyment na ludziach. W Bratysławie wywołało to poruszenie i zgrzyt w stosunkach rozwiedzionych, ale jednak bratnich narodów - i gdy okazało się, że wygrała centroprawica, słowacki premier Mikuláš Dzurinda jako pierwszy polityk zagraniczny złożył ostentacyjnie gratulacje szefowi ODS.

Drugi etap, krótki i brutalny, odznaczał się zaangażowaniem elitarnych policyjnych jednostek antykryminalnych. Przeciek medialny rzucił podejrzenia na szefa ODS, Mirka Topolánka, ale jeszcze gorzej wypadł lider ČSSD, premier Jiří Paroubek, w policyjnym sprawozdaniu dla posłów, które natychmiast przeciekło do mediów. Wyborca, któremu udało się utrzymać adrenalinę na zdrowym poziomie, mógł tylko nie brać tych informacji pod uwagę - parę dni przed wyborami nie było szans na rzeczowe wyjaśnienia. Wyborca bardziej uczuciowo zaangażowany wybierał wiadomości, które odpowiadały jego partyjnym preferencjom.

Pewna znajoma lekarka stwierdziła parę dni przed wyborami: "Nie przepadam za ODS, ale muszę na nich głosować, inaczej sprywatyzują mi przychodnię". Podobnie mówił pewien hydraulik o zagrożonych losach swego warsztatu. Ma się rozumieć - jeżeli powtórzy się powojenny scenariusz: zbliżanie się socjaldemokracji i komunistów, następnie "zjazd zjednoczeniowy" i przejęcie pełni władzy przez skrajną lewicę.

Trzeci etap zdominował po prostu antykomunizm w postaciach jak najbardziej dziwacznych, nieznajdujący pociechy w zmienionych warunkach geopolitycznych. Odpowiadając na niego w pierwszym powyborczym przemówieniu przegrany (lekko, ale jednak) lider socjaldemokratów Jiří Paroubek dowodził emocjonalnie, że wygrana ODS to cios dla demokracji, a sposób działania ODS przypomina... luty 1948 r. Czyli historyczne dla Czech wydarzenie, jakim było ostateczne przejęcie władzy przez komunistów. Nic dziwnego, że z drugiej strony prędko został porównany do Klementa Gottwalda, wtedy przewodniczącego Komunistycznej Partii Czechosłowacji.

Ten antykomunizm jest pełen prawdziwego, choć przesadnego strachu, ale też demagogii i hipokryzji: to prawda, że w minionych latach rządząca socjaldemokracja nieraz wygrywała głosowania z pomocą komunistów (także przegłosowując własnych partnerów koalicyjnych). Ale prawdą jest też, że konserwatysta Václav Klaus nie zostałby prezydentem bez głosów komunistów. Podobnie na szczeblu województw i samorządów: komunistów nie wypada zapraszać do koalicji, ale są "pacyfikowani" członkostwem w radach nadzorczych i innymi posadami. Komunistyczni liderzy kierują swą radykalną retorykę do nostalgicznego elektoratu, zaś w konkretnej polityce rzadko zachowują się jak partia skrajnie opozycyjna. A ich głosami nikt nie gardzi.

Jednak emocjom nie ma się co dziwić. Socjaldemokracja (z mniejszymi koalicjantami: chadecją i liberałami) rządziła Czechami przez dwie kadencje i miała ochotę na trzecią. To zrozumiałe, także ze względu na dobry stan gospodarki czy rosnące inwestycje zagraniczne. Wprawdzie wszyscy są zgodni co do potrzeby reform, zwłaszcza systemu emerytalnego, ale żaden kryzys nie zmuszał do podjęcia radykalnych kroków. A ČSSD miała jeszcze jeden argument, by przekonać do siebie wyborców: skoro ODS ma już wszystkich wojewodów (poza jednym), większość w Senacie i prezydenta, to warto zrównoważyć jej wpływy. Ale wyborcy nie posłuchali.

W tym miejscu cofnijmy się o 14 lat. Obywatelska Partia Demokratyczna zdominowała czeską politykę po wyborach 1992 r. Sama trwałość tej centroprawicowej partii jest godna zazdrości (przynajmniej w Polsce i na Słowacji). To ODS decydowała o kształcie transformacji gospodarki, to ona z czeskiej strony przejęła odpowiedzialność za podział Czechosłowacji. W oczach jednych zostanie to zasługą, w oczach innych winą. Przeciwnicy będą pamiętać, że "kuponowa prywatyzacja" i inne próby prywatyzacji bez zagranicznego kapitału kosztowały dużo, i że podział federacji odbył się bez referendum. Obrońcy ODS powiedzą, że nikt inny nie potrafił przeforsować podejścia alternatywnego i że pokojowy rozwód był jedynym wyjściem. W każdym razie potem powyborcza arytmetyka nie umożliwiła już żadnej partii takiej dominacji. Koalicja, która właśnie odchodzi, miała w 200-osobowej niższej izbie parlamentu większość jednego tylko głosu.

Teraz jest sto na sto: sto głosów mają w sumie socjaldemokraci z komunistami, sto głosów ma też zwycięska ODS z chadeckimi ludowcami i Partią Zielonych. Czysto ideowa koalicja jest więc niemożliwa: nikt nie chce zawierać sojuszu z komunistami, zaś miara lewicowości lub prawicowości chadecji i Zielonych nie jest jasna (w dominującej retoryce są to partie prawicowe, ale dla większości czeskich mediów nie znaczy to więcej niż "nasi" lub "właściwi"; zresztą prawicowa Partia Zielonych byłaby ewenementem). Tak czy inaczej, marzenie o stabilnym i ideowo spójnym rządzie pozostanie w Czechach marzeniem - przynajmniej dopóki nie zostanie zmieniona ordynacja (z dziś obowiązującej proporcjonalnej na większościową).

No i komuniści wprawdzie trzecie miejsce utrzymali, ale głosów zdobyli mniej. Może piwosz z wiejskiej knajpy nie zagłosował na nich właśnie dlatego, że są już zbyt zintegrowani w systemie politycznym, a ich głos protestu brzmi coraz mniej przekonująco?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2006