Lubią go, choć mówi prawdę

Andrej Kiska był biznesmenem z sukcesami. Od 2014 r. jest prezydentem Słowacji. W czasach zniechęcenia polityką wydaje się jednym z nielicznych, którzy widzą ją jako służbę.

11.12.2016

Czyta się kilka minut

Prezydent Kiska z vlogerem GoGo w drodze do pracy. Nagranie opublikowane 2 grudnia 2016 r. / Fot. GOGOMANTV / YOUTUBE
Prezydent Kiska z vlogerem GoGo w drodze do pracy. Nagranie opublikowane 2 grudnia 2016 r. / Fot. GOGOMANTV / YOUTUBE

Możemy sobie mówić na ty?” – starszy mężczyzna pyta młodego chłopaka, wsiadając do jego auta. „Oczywiście. Pan wszystko może, jest pan prezydentem” – odpowiada chłopak. Obaj są na Słowacji znani i popularni. Starszy to Andrej Kiska, prezydent kraju. Młodszy to GoGo, najbardziej znany vloger, gwiazda internetu i idol wielu młodych ludzi. Niedawno zaproponował prezydentowi, że podwiezie go do pracy, do pałacu prezydenckiego, a Kiska się zgodził.

Adres URL dla Zdalne wideo

Niespełna dziewięciominutowy film z ich przejażdżki trafił szybko do internetu. Rozmowa o muzyce, grach komputerowych, życiu, wyzwaniach. Ciepła, z dobrą energią. Komentarze – jednoznaczne. Słowacy są ze swego prezydenta dumni i go lubią. Na tyle, że wysłuchują od niego rzeczy, których inni politycy, w trosce o słupki popularności, wyborcom nie mówią. Ale kontrastów między nim i innymi postaciami ze słowackiej i europejskiej polityki jest więcej.

Człowiek spoza układów

Kiska urodził się pod Tatrami, w Popradzie, w 1963 r. Studia w Bratysławie, potem powrót do rodzinnego miasta, praca... Gdy upadł komunizm, i on postanowił skorzystać z możliwości, jakie otworzyły się dla mieszkańców tej części Europy. W 1990 r. wyjechał do USA, gdzie pracował na stacji benzynowej i na budowie (ciekawe, czy jego dawni koledzy z pracy wiedzą, że ten imigrant został prezydentem – ładny dowód na American dream).

Gdy wrócił, z różnym szczęściem zakładał firmy, dalej wierząc, że każdy ma swój los we własnych rękach. Dorobił się na usługach finansowych, zwłaszcza kredytach konsumenckich, po czym w 2005 r. dokonał pierwszej wolty: sprzedał wszystkie udziały w firmie i poświęcił się działalności charytatywnej, założył fundację Dobry Anioł.

W 2012 r. nastąpiła kolejna wolta. Kiska uznał, że jeśli naprawdę chce pomagać ludziom, to jako prezydent może zrobić więcej niż filantrop – i zgłosił swą kandydaturę jako niezależny kandydat w wyborach. Niewielu wierzyło w jego sukces.

– W pierwszej turze słowacka inteligencja, tzw. bratysławska kawiarnia, go nie poparła. Był mało znanym biznesmenem z Popradu. Nie była to rekomendacja do wielkiej polityki. Ale uważano, że jeśli zostanie prezydentem, tragedii nie będzie – mówi „Tygodnikowi” socjolog Michal Vašečka.

W drugiej turze Kiska zmierzył się z wieloletnim premierem Robertem Fico. Perspektywa koncentracji władzy – parlament był zdominowany przez SMER, partię Fica – podziałała tak, że Kiska zdecydowanie wygrał: dostał prawie 60 proc. głosów. Dla Słowaków był człowiekiem spoza układu, niedotkniętym korupcją. Ale jako polityk był zagadką. Choć zdarzają się tak nagłe narodziny politycznej gwiazdy, to jednak kandydaci znikąd, spoza „systemu”, często niosą tyleż obietnic, co rozczarowań.

Fenomen spod Tatr

Nowy prezydent zaczął rozsądnie: od stworzenia zespołu doradców, który określił jako „siedmiu odważnych”. Znalazł się wśród nich np. Martin Bútora, wcześniej doradca prezydenta Václava Havla.

– Oni pomogli Kisce wytyczyć kierunek prezydentury. A on się go konsekwentnie trzyma, choć nie oznacza to schlebiania rozpowszechnionym wśród Słowaków poglądom i sentymentom – mówi Vašečka. – Wręcz przeciwnie. Np. zdecydowanie opowiada się po stronie ukraińskiej w konflikcie z Moskwą i krytykuje rosyjską agresję. Choć wie, że większości Słowaków to się nie spodoba. Podobnie, gdy mówi o potrzebie solidarności z uchodźcami czy pomocy dla mniejszości romskiej. W pewien sposób to fenomen: jest politykiem, który mówi ludziom rzeczy, których wcale nie chcą słyszeć, a nie traci popularności.

Kiska szedł do polityki pod hasłem przywrócenia zaufania obywateli do państwa i jego instytucji. Uważał, że politycy zapominają o ludziach. Ten cel udało mu się częściowo zrealizować: jako prezydent cieszy się największym zaufaniem społecznym.

Zaufanie dla niego w sondażu agencji SITA deklarowało wiosną 2016 r. ponad 75 proc. pytanych. Do rządu i parlamentu – po około 45 proc. Tych, którzy obu tym instytucjom nie ufają, było nieco więcej. Podobny odsetek, bo ok. 70 proc., twierdzi też, że są zadowoleni z tego, jak Kiska sprawuje urząd (dane agencji FOCUS z sierpnia 2016 r.). Fico jako premier dostał dobrą ocenę jedynie od 36 proc. pytanych.

Dziś, niemal na półmetku kadencji, znakiem rozpoznawczym jego prezydentury pozostaje bliski kontakt z ludźmi. Na spotkaniach z obywatelami jest najbardziej naturalny, przekonujący i wydaje się, że autentycznie się nimi cieszy.

– Nawet jeśli to jest otwarcie szkoły w wiosce w Spiszu, prezydent chętnie tam jedzie. A jeśli nie może pojechać, to choć porozmawia z zebranymi na Skypie – mówi Vašečka.

Dziedzictwo Havla

W tym roku organizowana w Pradze konferencja Forum 2000 była szczególna: jej pomysłodawca, Havel, skończyłby w październiku 80 lat (zmarł w 2011 r.). Co roku w Pradze gromadzą się intelektualiści, działacze praw człowieka, politycy, dziennikarze; rozmawiają o problemach świata. Nie brakuje znanych nazwisk. W tym roku jeden z mówców dostał owację na stojąco, co podobno wcześniej się nie zdarzyło. Był to słowacki prezydent.

Mówił o tym, jakim osiągnięciem jest pokój w Europie i jakimi zagrożeniami są rosnące rasizm, nacjonalizm i ekstremizm – oraz jak wielu polityków, wzmacniając te nastroje, igra z ogniem. „Myślę, że to bardzo źle: to arogancja, niczym nieusprawiedliwiona duma ludzi, którzy myślą, że mogą kontrolować mroczne nastroje w naszych społeczeństwach, jakby to był kontrolowany eksperyment w laboratorium” – mówił Kiska. Podkreślał odpowiedzialność za słowa, bo mogą prowadzić do przemocy. Komentator wpływowego tygodnika „Economist” Edward Lucas napisał potem, że słowacki prezydent powinien przemawiać częściej.

„W ciągu tych ostatnich dwóch lat [prezydent] nabrał wiele doświadczenia, spotkał wielu ludzi i rozwiązywał różne problemy – i to go tylko upewniło w jego przekonaniach. Niekiedy mam wrażenie déjà vu, nie tylko dlatego, że pracowałem również dla Havla, ale i z powodu fascynujących listopadowych chwil [chodzi o czas aksamitnej rewolucji w 1989 r. – red.]. Andrej Kiska dziś w jasnych słowach powtarza to, co było mocne i wtedy. Europejscy przywódcy muszą wracać do podstawowych wartości i przypominać o nich ludziom” – mówił doradca prezydenta Martin Bútora w wywiadzie dla słowackiego tygodnika „Týždeň”.
I rzeczywiście, w Europie brakuje dziś głosów, które przypominałyby, co stało u podstaw demokratycznej transformacji w Europie Środkowej po upadku komunizmu. Kiedyś takim głosem był właśnie Havel. O Kisce mówi się czasem jako o jego kontynuatorze.

– Jest politykiem, kolejnym po Havlu, który ma tendencje, by przypominać o znaczeniu praw człowieka, o tym, że liberalna demokracja związana jest z pewnymi wartościami. Czy kontynuuje przesłanie Havla? Dokładnie tak, on kontynuuje jego dziedzictwo – mówi „Tygodnikowi” Marián Leško, słowacki publicysta.

Duchowa ścieżka

Przed wystąpieniem w Pradze Kiska zdążył spotkać się w Bratysławie z Dalajlamą, o którym potem na konferencji mówił jako o swoim najlepszym nauczycielu. „Pomógł mi zrozumieć jedno z najtrudniejszych pytań, pytanie o cel życia. Co więcej, dzięki Dalajlamie zrozumiałem, że jeśli znajdziesz cel w pomaganiu, służeniu społeczeństwu, będzie to cel najlepszy” – mówił.

– Ich relacja ma swoją historię. Kiska od dawna zajmuje się duchowością, religijnością: interesuje go i buddyzm, i chrześcijaństwo. Gdy w 2012 r. Dalajlama miał przyjechać na Słowację, organizatorzy jego wizyty mieli jakieś finansowe problemy. Kiska sam, przez nikogo nieproszony, zgłosił się z ofertą pomocy. To było jeszcze, zanim postanowił zająć się polityką – opowiada Marián Leško.

Zważywszy, że z Dalajlamą przyjaźnił się również Havel, spotkanie słowackiego prezydenta z tybetańskim przywódcą zdawać się może naturalne. Tak też podszedł do niego Kiska – choć Chiny nasilają od dawna presję na zachodnich polityków, by Dalajlamę ignorowali. Pretensje o to spotkanie miał potem do niego premier Fico. Jednak na tym m.in. polega inność Kiski, że nie boi się iść za własnym poczuciem sprawiedliwości – stąd spotkanie z Dalajlamą, stąd też krytyka Rosji.

Kontrast z codzienną pragmatyką innych polityków był tym większy, że w tym samym czasie w Czechach doszło do wielkiej awantury, gdy minister kultury Daniel Herman i kilku innych polityków spotkało się prywatnie z Dalajlamą. Czeski prezydent Miloš Zeman się wściekł i stwierdził, że minister szkodzi interesom narodowym i powinien podać się do dymisji. Z Pragi do Pekinu przesłano też zapewnienia, iż Republika Czeska uważa Tybet za część Chin.

Rykoszet tej sprawy miał uderzyć w stryja ministra, byłego więźnia Auschwitz, który miał być odznaczony na Hradzie, a potem nie znalazł się rzekomo na liście. Ale że obie strony zarzucają tu sobie kłamstwa, ustalenie faktów jest trudne. W każdym razie takie przepychanki nie czynią męża stanu.

Po spotkaniu ze słowackim prezydentem Dalajlama zdecydował przekazać swoje honorarium za wystąpienie w Pradze założonej przez Kiskę fundacji Dobry Anioł. Sumę 2 tys. euro rozdzielono między chore dzieci i ich rodziny. Sam Kiska też oddaje swoją pensję potrzebującym.

Recepta na przyszłość

Kadencja Kiski przypada na trudny czas. W wyborach parlamentarnych w 2016 r. po raz trzeci wygrał Fico i jego SMER, ale do parlamentu weszły też formacje skrajne: nacjonalistyczna Słowacka Partia Narodowa (SNS) i radykalna Partia Ludowa Nasza Słowacja (ĽSNS). A co do zaufania: to właśnie Słowacka Partia Narodowa cieszy się największym zaufaniem wśród partii.
Kraj boryka się też z korupcją, na wyjaśnienie czekają kolejne skandale. Z drugiej strony gospodarka rośnie, bezrobocie spada.

– Problem jednak w tym, że społeczeństwo jest coraz bardziej spolaryzowane. Te różnice są już niemal nie do przełamania, właściwie niemożliwa staje się jakakolwiek debata publiczna o sprawach dla Słowacji ważnych. Zmienić ten stan rzeczy to prawdziwe wyzwanie – mówi Leško.

Jeśli chodzi o niepewną przyszłość, swoją receptę prezydent Kiska przedstawił wtedy w Pradze. Mówił: „Na Słowacji jednym z najlepszych ludzi, których miałem szansę spotkać i porozmawiać, był ojciec Srholec [Anton Srholec – pisaliśmy o nim w „TP” nr 03/2016]. Ten słowacki ksiądz spędził w czasach totalitarnych wiele lat w więzieniu. Zawsze mówił, że musimy trzymać się swoich wartości, a ludzie z tymi samymi wartościami powinni się jednoczyć.

Ojciec Srholec lubił mówić: »Nie wiem, co się stanie w przyszłości, co się stanie jutro, ale już dziś wiem, jak się zachowam«. A zatem, trzymajmy się swoich wartości, a będziemy wiedzieć, jak zachować się w przyszłości”. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 51-52/2016