Liberalne pokusy

Od niedawna demokracja podlega liberalnemu atakowi z dwóch nieco odmiennych pozycji. Pierwsza z nich to neoliberalizm, czyli - jak się dawniej mówiło - lesseferyzm. Neoliberałowie są przekonani, że każda ingerencja w gospodarkę, a zwłaszcza ingerencja państwa stanowi zagrożenie, gdyż gospodarka najlepiej się rozwija w warunkach całkowitej wolności. Argumenty teoretyczne pochodzą przede wszystkim od Friedricha von Hayeka, argumenty praktyczne też nie są błahe - przecież niewątpliwie neoliberalne (a nie konserwatywne) reformy Margaret Thatcher uratowały na początku lat osiemdziesiątych gospodarkę i społeczeństwo Wielkiej Brytanii.

18.07.2004

Czyta się kilka minut

Ponadto państwo opiekuńcze, rozwijające się przede wszystkim w kontynentalnej Europie, osiągnęło swój kres, przekroczyło granice rozsądku, ale przede wszystkim zabrakło mu pieniędzy. Kolosalne wydatki na cele socjalne powodują, że obecnie, kiedy koniunktura gospodarcza jest nieco gorsza, po prostu budżetom takich państw jak Niemcy czy Szwecja nie starcza pieniędzy. Stąd argument, że nadmiar państwa szkodzi nie tylko gospodarce, ale i społeczeństwu, bowiem państwo stwarza nadzieje i formułuje obietnice, z których nie potrafi się potem wywiązać, chyba że podniesie podatki, co - jak wiadomo - nikomu nie służy.

Równie ważny jest drugi argument liberalny skierowany przeciwko demokracji, który pojawił się stosunkowo niedawno. Otóż kilku znanych publicystów i myślicieli politycznych - przede wszystkim amerykańskich - zaczęło wskazywać na zagrożenie, jakie dla gospodarki, ale także dla struktur władzy i wolnego życia społecznego, stwarza demokracja pozorowana.

W niektórych krajach głos ludu, który stanowi podstawę demokracji, nie jest wcale jego głosem, lecz tylko formą narzucenia władzy przez najczęściej skorumpowane elity. Mowa tu o pewnych krajach afrykańskich, azjatyckich i innych, także europejskich. Lepiej - powiadają tamtejsi krytycy demokracji - zapewnić podstawowe wolności liberalne, czyli prawa człowieka, wolność słowa, wolność od tortur czy przemocy, pewność własności, niż cenić wysoko populistyczne i pozornie tylko demokratyczne rządy.

Jest w tym wiele racji, ale wspomniani krytycy posuwają się dalej i zaczynają kwestionować wartość demokracji, czy raczej jej skuteczność, także w tak zwanych starych demokracjach. Chodzi im o to, że demokracja spowalnia skuteczność działania, że obywatele, którzy dysponują licznymi uprawnieniami - albo się nie interesują sferą publiczną, albo nie mają odpowiednich kompetencji, żeby sensownie się na jej temat wypowiadać. Takie zagrożenie liberalni krytycy demokracji dostrzegają nawet w Stanach Zjednoczonych. Lepiej zatem byłoby, gdyby obywatele cieszyli się wolnością, jaka jest im konstytucyjnie i faktycznie zagwarantowana, a nie wtrącali się do spraw wagi państwowej. Wreszcie - i ten argument nie jest pozbawiony podstaw - demokracja i kultura masowa wymuszają zachowania polityczne, które są w gruncie rzeczy szkodliwe, bo politycy więcej myślą o popularności i o tym, jak się “sprzedadzą", niż o meritum spraw.

Wszystkie te formy liberalnej krytyki demokracji mają więc sporo słuszności, ale trzeba pamiętać o tym, co najważniejsze. Jest tylko jedno rozwiązanie tego dylematu, a mianowicie sprawiedliwy absolutyzm oświecony. Wyjście to w naszych czasach zostało skutecznie zrealizowane w jednym tylko państwie i to raczej odległym, czyli w Singapurze. Wiemy, że uprawianie polityki w demokracji jest trudne, bo trzeba się liczyć z głosem społeczeństwa, czyli wyborców, ale wiemy też, że nie ma innej formy kontroli nad władzą. Dlatego sądzę, że liberalna krytyka demokracji może być przydatna do poprawiania demokracji, jeżeli jednak zmierza do jej ograniczenia, to jest to droga i fałszywa, i niesłychanie niebezpieczna. Demokracja zawsze sprawiała rządzącym kłopoty, ale też często zapominali oni o tym, że istnieją jako politycy tylko dzięki demokratycznemu wyborowi i są zobowiązani demokracji służyć. Tylko demokracja może stanowić legitymizację władzy, liberalizm takiej legitymizacji nie dostarcza.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 29/2004