Lekkość słowa

To najnowsza - i niestety najgorsza chyba - powieść znanego japońskiego pisarza, którego dziesięć innych przetłumaczonych już książek zapełnia półki z bestsellerami. Literatura dobrze zrobiona i wciągająca, pozbawiona jednak ciężaru.

06.12.2007

Czyta się kilka minut

"Po zmierzchu" można przeczytać w jeden wieczór. I będzie to wieczór w zasadzie udany. Przeskakując w co ciekawszych momentach nawet całe akapity, regularnie omijając fragmenty niektórych linijek, będziemy zapewne przebiegać prędko wzrokiem od lewej do prawej. Na skróty. Na skos. Byle szybciej. Byle się dowiedzieć, jak skończyła się ta dziwna tokijska noc. Dlaczego Mari czyta książkę w restauracji, sama, w środku nocy? Czy Takahashi zrozumie sens ich zaskakującego spotkania? Jak się skończy historia w love hotelu? Niecierpliwie oczekujemy odpowiedzi na pytania zadane przez wydawcę - dla podsycenia czytelniczego apetytu - na okładce książki.

A jednak nie żal nam niedoczytanych zdań, ominiętych przymiotników i przysłówków, utraconych słów. O udanym wieczorze uda się zapewne równie szybko zapomnieć. To literatura dobrze zrobiona, wciągająca. Ale słowa Murakamiego nie mają ciężaru, łatwo mogłyby być zastąpione innymi, nie są gotowe, by w pełni zaistnieć w wyobraźni czytelnika. Być może zresztą dlatego, że nigdy nie zaistniały naprawdę także w wyobraźni samego autora. Ta lekkość słowa - jak się przekonamy - nie pozostanie bez konsekwencji. Bowiem słowa, które nie mają ciężaru, zbyt łatwo pomnożyć. A to szkodzi literaturze.

"Po zmierzchu" to najnowsza - i niestety najgorsza chyba - powieść znanego japońskiego pisarza, którego dziesięć innych przetłumaczonych już na polski i opublikowanych w wydawnictwie Muza książek zapełnia półki z bestsellerami. W "Przygodzie z owcą" (trzeciej powieści pisarza, napisanej we wczesnych latach 80.) bajkowe sceny, jak z dziecięcego snu, przeplatają się z realistycznymi scenami z "normalnego" życia bohatera. Utrzymany w podobnej konwencji "Koniec Świata i Hard-boiled Wonderland" zaludniły baśniowe jednorożce, których futra zmieniają kolor zależnie od pory roku. Siłą powieści "Norwegian Wood" i "Tańcz, tańcz, tańcz" stała się melancholia, sentyment za tym, co minione. Bohaterem "Na południe od granicy, na zachód od słońca" jest kolejny "normalny" mężczyzna, przeciętniak, którego dziwaczne cechy wychodzą na jaw w miarę rozwoju akcji. Najdłuższa, najbardziej zróżnicowana i dopracowana literacko, uwielbiana przez wielu czytelników "Kronika ptaka nakręcacza" (wydanie oryginalne w połowie lat 90.) opowiada o pewnym - oczywiście zupełnie z początku "normalnym" - bezrobotnym, który od ptaka, co dzień na nowo "nakręcającego sprężynę świata", przejmuje przezwisko "ptak nakręcacz"... "Sputnik Sweetheart" i "Kafka nad morzem" przypominają trochę powieści kryminalne: ucieczki, gonitwy, nagłe zwroty akcji. Po polsku wyszły także niezłe opowiadania Murakamiego "Wszystkie boże dzieci tańczą" i "Tony Takitani".

Ulubiony bohater japońskiego pisarza to właśnie ów przeciętniak. "Moja rodzina była zupełnie zwykła. Właściwie to tak zupełnie normalna, że nie wiem od czego zacząć" ("Sputnik Sweetheart"). Ale przeciętniak, który na skutek zwykle dość dziwacznych wydarzeń odkrywa w sobie coś poza przeciętnością. Odkrywa - i tu jednak widać pewną klasę pisarską Murakamiego - bez entuzjazmu i nadmiernej egzaltacji. Zdarza mu się co prawda płakać długo i znacząco pod koniec powieści ("Tańcz, tańcz, tańcz"; "Przygoda z owcą"), ale jego status przeciętniaka nie ulegnie zmianie, on w sobie tę właśnie przeciętność ceni. Takahashi - bohater powieści "Po zmierzchu" - z typową dla postaci Murakamiego poczciwą, choć chłodną szczerością mówi o sobie: "Nie lubię być w centrum uwagi. Pasuje do mnie rola przystawki. Jak surówka z kapusty, frytki".

Ale w najnowszej powieści nie ma ani fantazji dziecięcego snu, ani dobrze wyważonego melancholijnego tonu, ani sympatycznej różnorodności świata "nakręcanego" co dzień przez "ptaka nakręcacza", ani precyzyjnego rytmu powieści kryminalnej. Sporo tu za to pseudofilozoficznych rozważań, prób nawiązania kontaktu z czytelnikiem ponad - i poza - poziomem toczącej się powieści, niezbyt udanych chwytów filmowych.

Murakami świetnie konstruuje dialogi, w odpowiednich proporcjach łączy realizm z fantastyką, potrafi ze stosowną delikatnością opisać poranek ("Może nawet dosłyszałoby się szelest przypalanych grzanek") i księżyc ("taki duży obiekt wisi gratis na niebie"), z wprawą buduje postać bohatera - anonimowego mieszkańca nowoczesnego miasta, który nie wysila się, żeby żyć, a sam ten brak wysiłku staje się jego - zupełnie niezłym - sposobem na życie. Ale pisarz nie potrafi przenieść swoich dobrych pomysłów na grunt rozważań teoretycznych, rozważań na meta-poziomie powieści. I zupełnie niepotrzebnie próbuje to zrobić. Co gorsza - być może nieświadomie - przy okazji tych zabiegów doprowadza do infantylizacji czytelnika. Za wiele mówi mu wprost, za wiele tłumaczy, jakby nie wierzył, że czytelnik potrafi zrozumieć jego zabiegi. Jakby nie ufał własnemu słowu.

Oto Mari w restauracji. Czyta książkę. Wiemy już, że zamierza tu spędzić całą noc. Przed nią "talerz z prawie nieruszonymi kanapkami z pomidorem i ogórkiem". Nieruszone kanapki budują napięcie wokół dziwnego powodu jej nocnego posiedzenia. Niestety pisarz dla jasności dodaje: "Wyglądają jak coś zamówionego po to, żeby zyskać na czasie, a nie żeby zaspokoić głód". I napięcie zmienia się w nachalną oczywistość.

Poprzedni rozdział - pokój Eri, siostry Mari, która zapadła w dziwną, niekończącą się śpiączkę. Ostatnie dwa zdania uniemożliwiają jednak skutecznie stopniowe narastanie tajemnicy. Podają ją na tacy: "Na pewno coś ma się w tym pokoju zdarzyć. Prawdopodobnie coś ważnego".

Parę godzin później - inny pokój. Mężczyzna pracuje przy biurku. Tylko to miejsce jest oświetlone. Reszta pokoju w półmroku. Zapewne dlatego narrator dodaje: "Tę scenę mógłby namalować Edward Hopper i zatytułować ją »Samotność«".

Otóż nie. Hopper nie mógłby zatytułować tej sceny "Samotność". Raczej "Pokój" albo "Trzecia nad ranem". Na obrazie amerykańskiego malarza zatytułowanym "Samotność" nie ma ludzi. Tylko dom i droga. Hopper wiedział, że podpisanie w taki sposób obrazu przedstawiającego samotnego człowieka w pokoju byłoby wulgarną dosadnością, zbędnym dopowiedzeniem i wyrazem braku zaufania do siły własnej twórczości. Dowodem braku wiary w ową subtelną - ale niekoniecznie wątłą - nić porozumienia łączącą pisarza z czytelnikiem, malarza z tym, który obraz ogląda i nie potrzebuje, żeby prowadzić go za rękę. Im mniej artysta dopowiada, tym być może - to tylko pozorny paradoks - więcej odbiorca zrozumie. I - przede wszystkim - tym głębiej zrozumie.

Murakami w najnowszej powieści zlekceważył tę ważną regułę. Należałoby mu życzyć powrotu do stylu z poprzednich książek. Do poczciwych i niegłupich przeciętniaków, fantastycznych stworów błąkających się po ulicach miast i wartko toczącej się akcji wspartej naturalnymi, nigdy do końca niedopowiedzianymi dialogami. Taka - dobrze zrobiona i nieschodząca poniżej pewnego poziomu - literatura jest bardzo czytelnikowi potrzebna.

Haruki Murakami, "Po zmierzchu", przeł. Anna Zielińska-Elliott, Warszawa 2007, Muza.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2007

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (46/2007)