Kurdyjski znak zapytania

Prezydent Recep Erdogan chce, by jego partia AKP zdobyła większość konstytucyjną i zmieniła ustrój Turcji. Kurdowie mogą mu w tym przeszkodzić. Albo pomóc.

24.05.2015

Czyta się kilka minut

Zwolenniczka prokurdyjskiej lewicowej Ludowej Partii Demokratycznej – z wizerunkiem jej lidera Selahattina Demirtaşa – protestuje przeciwko napaściom i zamachom bombowym na biura tej partii, Stambuł, 18 maja 2015 r.  / Fot. Murad Sezer / REUTERS / FORUM
Zwolenniczka prokurdyjskiej lewicowej Ludowej Partii Demokratycznej – z wizerunkiem jej lidera Selahattina Demirtaşa – protestuje przeciwko napaściom i zamachom bombowym na biura tej partii, Stambuł, 18 maja 2015 r. / Fot. Murad Sezer / REUTERS / FORUM

Nad skąpanym w słońcu nadbrzeżem stambulskiej dzielnicy Kadiköy wisiał gigantyczny billboard z wizerunkiem Kemala Kılıçdaroğlu – lidera głównej siły opozycyjnej w Turcji, kemalistowskiej Ludowej Partii Republikańskiej (CHP). Płynąłem tam promem z Beyoğlu, po europejskiej stronie Bosforu. Tam dla odmiany wszędzie widać było uśmiechniętego premiera Ahmeta Davutoğlu, z rządzącej islamistycznej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP).

Nad ulicami dawnej otomańskiej stolicy, po obu stronach cieśniny, przewieszono liczne chorągiewki głównych ugrupowań, startujących w wyborach do parlamentu 7 czerwca. Poza AKP i CHP są to prokurdyjska lewicowa Ludowa Partia Demokratyczna (HDP) i nacjonalistyczna Partia Ruchu Narodowego (MHP).

Stawka tych wyborów jest wysoka. Rządząca AKP chce zdobyć większość konstytucyjną, by wprowadzić ustrój prezydencki, sankcjonując jedynowładcze aspiracje prezydenta Recepa Tayyipa Erdoğana. Ale może też nie zdobyć nawet bezwzględnej większości, która od 13 lat pozwala jej na samodzielne rządy. Wszystko zależy od tego, czy do parlamentu wejdzie HDP.

– Liczymy na około milion głosów w Stambule – mówi Bülent Uluer, jeden z kandydatów HDP w azjatyckiej części Stambułu. Rozmawiamy na Kadiköy, gdzie rok temu w wyborach lokalnych HDP zdobyła niespełna 2 proc., zaś CHP ponad 70 proc. Biura obu partii dzieli tylko wąska uliczka, tak że przez okna – w tę ciepłą już, majową porę zwykle otwarte – widać wszystko, co się dzieje u sąsiadów.

– W czasie tej kampanii na nasze biura było już 66 napadów, najczęściej podpalenia lub ostrzał – narzeka Büluent Uluer. – To bojówki związane z władzami lub nacjonaliści z MHP, którzy chcieliby nas eksterminować. Policja doskonale zna sprawców, ale ich nie ściga – dodaje.

Podzielona Turcja

Tu, na Kadiköy, jest jednak spokojnie.

W południe dzielnica przypomina śródziemnomorskie miasteczko. Brukowane uliczki wypełniają się stolikami restauracyjek, gdzie posiłkowi często towarzyszy piwo. Nie ma tu turystów, tak licznych na obfitującym w zabytki Sultanahmet – dzielnicy paradoksalnie znacznie bardziej konserwatywnej. Kadiköy to jedno z „gett” tutejszej klasy średniej.

Dzisiejsza Turcja jest pełna kontrastów, co wpływa na polaryzację polityczną. Konserwatywni i przeważnie gorzej sytuowani Anatolijczycy głosują na AKP, która w czasie swych rządów poprawiła sytuację materialną wielu rodzin i doprowadziła do wzrostu gospodarczego. Ale ostatnio wzrost wyhamował. – Mały wstrząs wystarczy, by doszło do załamania takiego jak w Grecji – twierdzi Uluer. – Ponadto trzeba zlikwidować outsourcing w gospodarce, który doprowadził do katastrofy w kopalni w Somie – podkreśla.

Tamta katastrofa często wraca w rozmowach. Spowodowana fatalnymi warunkami bezpieczeństwa, pochłonęła ponad 300 istnień ludzkich. – Za bezpieczeństwo odpowiadała związana z AKP zewnętrza firma widmo. Odtąd nic się nie zmieniło. A dziś jest rocznica tej tragedii – mówi Uluer.

Jednocześnie AKP zaczęła powolny demontaż świeckiego modelu państwa, stworzonego niespełna sto lat temu przez Kemala Atatürka. Spuścizny kemalistowskiej broni opozycyjna CHP. Ale mało kto w Turcji wierzy, by CHP mogła przejąć władzę.

– Oni zawsze przegrywają – tak Shirwan mówi o CHP, gdy spotykamy się na placu Taksim. – Teraz jest nowa partia Selahattina Demirtaşa, HDP, i na nią trzeba głosować.

Zabawa i opór

Shirwan pochodzi z kurdyjskiego miasta Diyarbakır w południowo-wschodniej Turcji. To bastion HDP – i nielegalnej kurdyjskiej PKK, która do niedawna walczyła zbrojnie z tureckim wojskiem.

Dwa lata temu rząd Erdoğana zaczął negocjacje z uwięzionym na wyspie Imralı liderem PKK Abdullahem Öcalanem, które doprowadziły do wycofania się partyzantów PKK w góry i zaprzestania działań zbrojnych. Jednocześnie kurdyjska Partia Pokoju i Demokracji (BDP) – związana z PKK i będąca jakby oficjalną, legalną reprezentacją Kurdów – po wyborach lokalnych w 2014 r. przejęła władzę w 10 prowincjach południowo-wschodniej Turcji (inaczej: tureckiego Kurdystanu). Obecnie znaczna część tego terenu jest de facto pod kontrolą równoległych struktur państwowych, stworzonych przez PKK.

Shirwan ma około trzydziestki i do Stambułu przeprowadził się wraz z rodzicami, gdy na początku lat 90. tureckie wojsko, w ramach walki z PKK, paliło kurdyjskie wsie. Teraz, elegancko ubrany, przyszedł na Taksim, aby razem z kolegą się zabawić.

– Pracujemy w Arabii Saudyjskiej, a tam jest nudno – narzeka. Tymczasem Taksim i główna ulica Beyoğlu, Istiklal Caddesi, to centrum stambulskiej rozrywki. Nocą zapełniają ją tłumy nietrzeźwej tureckiej młodzieży, a z licznych nocnych klubów dochodzi huk dyskotekowej muzyki. Shirwan zmierza do jednego z nich. – Chodź, zobaczymy „taniec brzucha” – zachęca, choć lokal wygląda bardziej na elegancki burdel z prostytutkami z Europy Wschodniej.

Plac Taksim to dla lewicującej młodzieży również symbol oporu przeciw rządom Erdoğana. A dla prezydenta – siedlisko demoralizacji i społecznych wyrzutków, ateistów, terrorystów i zoroastrian (to jego najnowszy epitet, stosowany wobec nacjonalistycznych Kurdów). Dwa lata temu, gdy władze postanowiły zlikwidować niewielki park Gezi przy placu Taksim, wybuchły tu krwawe protesty młodzieży i alewitów.

Narodowe przebudzenie

– W tamtych demonstracjach uczestniczyli alewici, bo w tym samym czasie zaczęto też budowę nowego mostu na Bosforze, który ma nosić imię sułtana Selima. Wsławił się on wyjątkowo krwawymi prześladowaniami alewitów – mówi Barish, młody dziennikarz ze Stambułu.

Alewici to szyicka sekta, do której należy kilkanaście milionów Turków. Dokładna liczba nie jest znana, bo prześladowano ich także w republikańskiej Turcji, a ich domy modlitw, cemevi, były zakazane; do dziś ich status nie został uregulowany.

– My chcemy to zmienić – deklaruje Bülent Uluer. – Chcemy likwidacji Diyanetu (Ministerstwa Religii) i wprowadzenia pełnej wolności wyznania.

Na oknie biura CHP wisi zdjęcie Berkina Elvana, 14-letniego alewickiego chłopca, który w czasie protestów w Gezi został postrzelony przez policję, gdy szedł na zakupy; zmarł po kilku miesiącach w śpiączce. – Alewici dotąd masowo popierali CHP – przyznaje Uluer. – Chcemy to zmienić, wielu z nich startuje dziś z naszych list. CHP rządziła, gdy odbywały się masakry alewitów w Dersim i Sivas, więc to jakiś syndrom sztokholmski...

Podobnie jak islamska AKP, także lewicowa HDP chce zburzyć kemalistowski model Turcji. Ale na tym podobieństwa się kończą. – Chcemy decentralizacji, stworzenia federacji wielojęzycznych kantonów na wzór Szwajcarii – mówi Uluer. – Turcja zawsze była wieloetniczna.

Po I wojnie światowej Atatürk postanowił stworzyć nowoczesny naród turecki, w którym nie było miejsca dla mniejszości narodowych. Ale ożywienie narodowe Kurdów powoduje, że również inne mniejszości się budzą. – HDP to platforma dla wszystkich prześladowanych i wykluczonych – podkreśla Uluer, który jest Czerkiesem. – Czerkiesów jest w Turcji 6 mln, choć tylko 600 tys. zna język czerkieski. Rosja wygnała nas do Turcji z naszej kaukaskiej ojczyzny w 1864 r. Chcemy, by czerkieski był nauczany w szkole, tak jak języki innych narodów zamieszkałych w Turcji. A to tylko początek.

Wszystko na jedną kartę

HDP powstała w 2012 r. z inspiracji Öcalana jako projekt polityczny, który miał przyciągnąć głosy lewicowych Turków i innych mniejszości. Dotychczasowa reprezentacja PKK – partia BDP – była bowiem czysto kurdyjska. HDP do swego programu włączyła punkty dotyczące praw kobiet, a nawet mniejszości seksualnych. – W Kurdystanie to wywołuje czasem negatywne emocje, bo ludzie są tam bardzo religijni i część popiera PKK z pobudek nacjonalistycznych – przyznaje Barish.

Erdoğan stara się za to wykorzystywać kurdyjski konserwatyzm do agitacji przeciw HDP.

– Dotąd w wyborach większość religijnych Kurdów popierała AKP, a kandydaci związani z PKK zbierali może jedną trzecią głosów kurdyjskich. Dawało im to wynik 5-6 proc. w skali całej Turcji, co nie pozwalało na wejście do parlamentu – mówi Barish.

W Turcji obowiązuje bowiem wysoki, aż 10-procentowy próg wyborczy. Jest też furtka, dzięki której mogą startować kandydaci niezależni – i właśnie w ten sposób w poprzednich wyborach BDP zdobyła 29 mandatów w 550-osobowym parlamencie. Ale po tym, jak w ubiegłorocznych wyborach prezydenckich 42-letni lider HDP Selahattin Demirtaş zdobył 9,8 proc. głosów, HDP postanowiła pójść va banque i wystawić listę partyjną. – Jeśli HDP uzyska 9,9 proc., to za sprawą tego brakującego ułamka procentowego nie zdobędzie ani jednego mandatu i wszystko przejmie AKP. A mówimy o ok. 60 miejscach w parlamencie – zaznacza Barish.

– Od przekroczenia progu wyborczego przez HDP mogą zależeć losy konstytucyjnych planów Erdoğana – mówi Tansu, dziennikarka opozycyjnego dziennika ze stołecznej Ankary, która podobnie jak Barish woli nie podawać nazwiska; w ostatnich miesiącach wielu dziennikarzy zostało aresztowanych za „obrazę prezydenta”. – Jeśli HDP wejdzie, to być może AKP będzie musiała znaleźć koalicjanta, aby rządzić. Najpewniej zaprosi nacjonalistów z MHP – dodaje.

Tymczasem szanse HDP rosną, bo pasywna postawa rządu tureckiego w czasie bitwy o Kobane w syryjskiej części Kurdystanu sprawiła, że sympatie wielu Kurdów, nawet tych o poglądach bardzo tradycjonalistycznych, przesunęły się w stronę HDP.

– Kurdowie od dawna oskarżają turecki rząd o wspieranie tzw. Państwa Islamskiego, a każdy tutaj ma rodzinę po tamtej stronie Kurdystanu – mówi Barish. – Nawet kilku lokalnych kurdyjskich przywódców plemiennych poparło ostatnio HDP, choć wcześniej zawsze byli za AKP, bo dostawali od niej pieniądze.

Wtedy komisje spłoną

Tymczasem w końcówce kampanii Erdoğan postanowił uderzyć w proces pokojowy z PKK, nazywając go niepotrzebnym, choć wcześniej sam go inicjował. – Chodzi o pozyskanie przez AKP nacjonalistycznego elektoratu i odebranie paru procent MHP – tłumaczy Tansu.

Wcześniej niektórzy sądzili, że po wyborach może dojść do cichego układu między AKP i HDP: za poparcie zmiany konstytucji Erdoğan miałby zaoferować większe prawa dla Kurdów i przeniesienie Öcalana do aresztu domowego.

– Po ostatnich wypowiedziach Erdoğana to nierealne – ocenia Barish. – Zresztą Demirtaş publicznie to wykluczył.

Uluer jest bardziej ostrożny: – Polityka polega na handlu. Choć zawsze trzeba wziąć pod uwagę własne sumienie i odpowiedzialność przed wyborcami.

– Szanse HDP rosną także dlatego, iż wielu Turków uważa, że tylko jej wejście do parlamentu może zablokować przyznanie wręcz dyktatorskiej władzy Erdoğanowi – twierdzi Tansu. – A są obawy, że wybory mogą zostać sfałszowane. AKP ma tu doświadczenie z wyborów lokalnych.

Żeby nie dopuścić do fałszerstw, HDP chce wysłać obserwatorów do wszystkich komisji. Choć jej działacze przyznają, że brakuje im ludzi. – HDP nie ma przedstawicieli na wyższym szczeblu, tam mogą podmieniać urny – uważa Tansu.

Dziennikarka sądzi, że w tureckim Kurdystanie zagrożenie jest mniejsze, bo lokale będą chronić bojownicy PKK: – W przypadku fałszerstw komisje po prostu spłoną.

A co będzie, jeśli HDP nie wejdzie do parlamentu? Tansu: – Wtedy PKK może wrócić do działań zbrojnych i proklamować autonomię w południowo-wschodniej Turcji, tworząc tam własny parlament na bazie samorządów zdominowanych przez BDP. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2015