Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Szanowna Pani Poseł,
Pani list mnie zasmucił i ucieszył.
Zasmucił, bo dowodzi, że nie zrozumiała Pani mojego artykułu.
Ucieszył z tego samego powodu. Dowodzi, że nie zrozumiała Pani mojego artykułu.
Tym samym bowiem dodała Pani kolejny argument, który potwierdza jedną z głównych tez tamtego tekstu. Otóż spór o miejsce Telewizji Trwam na cyfrowym multipleksie osiągnął już tak wysoką temperaturę, że gorączka nie pozwala niektórym dostrzegać rzeczywistości.
Przez szacunek dla posła reprezentującego Rzeczpospolitą, a przede wszystkim dla 6990 obywateli, którzy głosowali na Panią w zeszłorocznych wyborach, odpowiem jednak na wszystkie zarzuty, wszystkie co do jednego nieuzasadnione. Pominę tylko inwektywy pod moim adresem. Te bowiem nie są problemem moim, ale Pani sumienia.
1
W moim artykule nie atakowałem kard. Stanisława Dziwisza. Między pamfletem a laurką rozciąga się jeszcze wielka przestrzeń, którą my, dziennikarze, nazywamy publicystyką. Zastanawiałem się, dlaczego hierarcha, który pięć lat temu wyrażał miażdżące opinie o Radiu Maryja, ostatnio tyle ciepłych słów poświęcił Telewizji Trwam. Jak rozumiem, w Pani te wydarzenia wzbudzają przede wszystkim radość – jak słowa metropolity krakowskiego podczas Bożego Ciała, albo irytację – jak moje pisanie. Mnie natomiast skłaniają do myślenia.
Z myślenia nie zwalnia mnie także jubileuszowy list z Watykanu ani stanowisko Rady Stałej Episkopatu, które zresztą w artykule wspomniałem dwukrotnie. Czyżby za mało? Na marginesie chciałbym zapytać, czy kiedykolwiek – wieloletnia posłanka na pewno zna dyplomatyczne niuanse – zastanawiała się Pani, że pod papieskim listem z okazji dwudziestolecia Radia Maryja podpisał się nie Papież, lecz sekretarz stanu?
Oskarża też Pani, że usiłuję narzucić krakowskiemu metropolicie, o czym ma mówić. To następne nieporozumienie, zza którego wyziera inna fundamentalna różnica między nami. Pani zakłada, że dziennikarze narzucają. Ja uważam, że informują i interpretują. A czytelnicy, słuchacze czy widzowie – również Pani albo kard. Dziwisz – samodzielnie decydują, czy pogląd publicysty przyjąć, czy odrzucić.
Nasza wrażliwość – jak widać – kształtowała się w różnych mediach.
2
Jako stały odbiorca potwierdzam, że o biedzie, bezrobociu i innych problemach społecznych często mówi się na antenie Radia Maryja i Telewizji Trwam. A także pisze na łamach „Tygodnika Powszechnego”, który Pani – jak się wydaje – czyta bardzo rzadko. Gdyby czytała Pani częściej, zapewne zaszokowałoby Panią odkrycie, że krakowskie pismo np. nie wyrażało sprzeciwu dla miejsca Telewizji Trwam na cyfrowym multipleksie.
Braki w lekturze nie tłumaczą jednak faktu, że z obszernego, liczącego cztery strony wywiadu z premierem, dotyczącego wielu spraw ważkich i aktualnych, zapamiętała Pani jedynie pytania o instrumentalistę Jordiego Savalla i piłkę nożną. Na szczęście inni potrafią czytać ze zrozumieniem i wspomniana rozmowa była m.in. przedmiotem obrad biskupów zgromadzonych we Wrocławiu na 358. posiedzeniu plenarnym Konferencji Episkopatu Polski. Podczas spotkania z dziennikarzami kard. Kazimierz Nycz podkreślił, że hierachowie uznali wywiad z Donaldem Tuskiem za przejaw „ewolucji poglądów” po stronie rządu w negocjacjach wokół Funduszu Kościelnego.
Dlatego też sądzę, że Pani retoryczne pytania o didżeja, sportowca i rzetelne dziennikarstwo świadczą jedynie, jak słuszna była Pani decyzja, aby zrezygnować z pracy w mediach i zająć się polityką.
3
Zarzuca mi Pani, że oświadczenie kard. Kazimierza Nycza z 10 maja tego roku, w którym metropolita warszawski zadał kłam oskarżeniom, jakoby był przeciw przyznaniu Telewizji Trwam miejsca na cyfrowym multipleksie, opatrzyłem tendencyjnym komentarzem. Otóż myli się Pani.
Na początek warto przypomnieć tamten fragment: „Tak oto jeden z najważniejszych ludzi Kościoła w Polsce, który nigdy ani o milimetr nie wyszedł poza jego nauczanie i starał się zachować neutralność między skonfliktowanymi na śmierć i życie siłami politycznymi, musiał udowodnić, że nie jest wielbłądem. Pytanie, z jak wielką niechęcią i agresją musiał się spotkać, by zdecydować się na taki krok? I czy w takim razie nie powinniśmy może nieco otrzeźwieć?”.
Moja diagnoza nie została wyssana z palca. Napisanie tekstu poprzedziła rozmowa z człowiekiem podpisanym pod kardynalskim oświadczeniem, ks. Rafałem Markowskim. Od rzecznika Archidiecezji Warszawskiej dowiedziałem się, że do kurii docierały głosy, czasem bardzo nieprzyjemne, jakoby metropolita miał być wrogi Telewizji Trwam. Co smutniejsze, nie ustały nawet po opublikowaniu oświadczenia.
W artykule postanowiłem – w poczuciu odpowiedzialności za Kościół – nie umieszczać zbyt wielu szczegółów i nie powoływać się na źródło informacji. Zamierzałem wskazać problem, a nie dodatkowo podgrzewać temperaturę niezdrowych emocji. Cóż, Pani napastliwe słowa wymusiły odsłonięcie kulisów.
By od razu uprzedzić ewentualne dalsze oskarżenia o kłamstwo i manipulację, cytuję autoryzowaną wypowiedź ks. Markowskiego: „Odbieraliśmy w kurii listy i telefony, w których wyrażano nieprawdziwe, czasem napastliwe opinie, że Ksiądz Kardynał Kazimierz Nycz jest wrogi Telewizji Trwam. Do tego doszło jeszcze jedno: poseł Anna Sobecka zaczęła nagłaśniać, że członek KRRiTV, pan Krzysztof Luft, mówił na korytarzach sejmowych, że Ksiądz Kardynał jest przeciw przyznaniu Telewizji Trwam miejsca na cyfrowym multipleksie. To była kropla, która przelała czarę. Zdecydowaliśmy się wydać oświadczenie, ale nawet po tym fakcie wciąż docierają do nas głosy dla Księdza Kardynała krzywdzące”.
Jak na początku usiłowałem Pani wytłumaczyć, że nie atakowałem kard. Dziwisza, tak teraz otwarcie przyznam – bronię kard. Nycza.
4
Przez długie fragmenty listu zajmuje się Pani sprawami, których napisany przeze mnie artykuł nie dotyczył, m.in. stosunkiem Jana Pawła II do „Tygodnika Powszechnego” i Radia Maryja. O obu tych kwestiach, wcale nie tak czarno-białych jak w Pani ujęciu, napisano tysiące zdań. Chętnie jednak podejmę rękawicę i znowu skomplikuję Pani uproszczony obraz świata.
Posyłam bowiem Pani w rewanżu za książkę „Spotkania z Ojcem Świętym. Ojciec Święty do Radia Maryja” dodatek do „Tygodnika Powszechnego” z prywatną, ciągnącą się przez dziesięciolecia korespondencją między Jerzym Turowiczem i Karolem Wojtyłą, a potem Janem Pawłem II. Na wszelki wypadek od razu wyjaśnię, co kryje się za jego tytułem: „Miłość, dialog, spór”. Otóż przyjaźń dwóch ludzi szczerze kochających Kościół nie wyklucza różnicy zdań i polemiki. By nie musiała już Pani następnym razem cytować dyżurnych fragmentów papieskiego listu z 1995 r., uprzejmie donoszę, że Jan Paweł II spierał się z „Tygodnikową” publicystyką także w tych wcześniejszych, osobistych listach.
Jeżeli jednak chciałaby Pani rzetelnie opisać całą rzecz, proszę nie przeoczyć też np. fragmentu korespondencji Papieża do naczelnego „Tygodnika” sprzed dziewiętnastu lat, następującego właśnie po wymianie krytycznych opinii: „Jeśli chodzi o »miłość Kościoła« – Panie Jerzy – gdybym nie wiedział o tym, jak Pan miłuje Kościół, nie odważyłbym się napisać tego, co poprzednio napisałem. Wiem o tym i jestem o tym przekonany na podstawie długiego doświadczenia, że Pan miłuje Kościół i pragnie służyć jego posłannictwu. To, co zaczęło się w Krakowie wraz z powstaniem »Tygodnika Powszechnego« zaraz po wojnie, świadczy o tym. Jeżeli napisałem tak, jak napisałem, to nie, by sprawić Panu przykrość, ale – no po prostu dlatego, że ja sam czuję się związany z tym tygodnikowym dziedzictwem”.
5
Na zakończenie znowu trafiła Pani kulą w płot. Akurat zwraca się Pani do publicysty, który zawsze krytykował tezę o podziale na Kościół łagiewnicki i toruński. Zawsze też przeciwstawiam się wszelkim próbom upolityczniania wiary – przez PO, przez PiS czy jakiekolwiek inne ugrupowanie. W tym kontekście Pani absolutne milczenie o tych fragmentach artykułu, które poświęciłem związkom polityków prawicy z mediami o. Rydzyka, pozwalam sobie przyjąć jako niewypowiedziane uznanie ich słuszności.
Kościół jest jeden, Chrystusowy. Tu pełna zgoda. A fascynujące w Kościele jest i to, że żyjemy w nim pod jednym dachem – Pani, ja i moi przyjaciele z „Tygodnika Powszechnego”.