Kto tu jest nieomylny: głosy

Ks. Tomasz Jaklewicz

zastępca redaktora naczelnego "Gościa Niedzielnego"

List Hansa Künga przypomina mi dokumenty PRL--owskiej propagandy. Posługiwanie się przez autora przymiotnikiem "reakcyjny" jest bardzo charakterystyczne. Küng powtarza z nieukrywaną satysfakcją wszystkie oskarżenia wobec Benedykta XVI, które nagłaśniają media. Autor w kilku punktach krytykuje nie tyle osobę papieża, co raczej nauczanie Kościoła (np. w kwestii interkomunii czy etyki małżeńskiej).

Czynienie zarzutu z faktu, że Benedykt XVI jest wierny doktrynie katolickiej, ociera się o groteskę. Ponadto w liście znajdujemy wezwanie biskupów do nieposłuszeństwa papieżowi oraz zachętę dla księży, by zignorowali ślubowanie celibatu. Taki manifest jest w gruncie rzeczy nawoływaniem do schizmy w Kościele. To nic nowego. Hans Küng kontestuje od lat znaczenie urzędu papieskiego oraz kwestionuje niektóre prawdy wiary i moralności katolickiej. To z tych powodów cofnięto mu prawo nauczania w imieniu Kościoła. Tych faktów nie można ignorować.

Z tych względów uważam za niewłaściwe podejmowanie dyskusji o jego krytyce obecnego pontyfikatu. Rozmowa o Kościele, o jego problemach, nadziejach i sposobach pokonywania trudności jest potrzebna, ale nie jest słuszne (mądre i dobre) reagowanie na każdy krytyczny głos. Tym bardziej, jeśli istnieją uzasadnione obawy, że nie płynie on z troski o dobro wspólnoty Kościoła, ale z innych źródeł.

Zbigniew Nosowski, redaktor naczelny "Więzi"

Zatrzymam się tylko na poziomie statystyki. Słowo "Kościół" pada w liście otwartym Hansa Künga 40 razy. Słowo "Bóg" ­- jedynie wtedy, gdy autor pisze, że tylko Jemu należy się bezwarunkowe posłuszeństwo. Imienia Jezusa nie da się znaleźć ani razu. O Mesjaszu mowa tylko raz, i to gdy papież jest nazwany "absolutystycznym »namiestnikiem Chrystusa«". Duch Święty też jest wielkim nieobecnym tego dramatycznego wystąpienia.

Ta statystyka bardzo wiele mówi. Küngowi wcale nie chodzi o Boga. To nie Dobrą Nowinę o zbawieniu chce głosić. Jego celem jest reformowanie Kościoła - pozornie, żeby był bliższy światu, ale faktycznie: samo dla siebie. Kościół tak bardzo skoncentrowany na samym sobie - de facto Kościół bez Boga - nie jest jednak nikomu potrzebny, chyba że samym "reformatorom".

W liście Künga trzy razy pada epitet "reakcyjny". Takie traktowanie oponentów od dawna odstręcza mnie od publicystycznych wypowiedzi tego wybitnie zdolnego teologa. Kościół potrzebuje reformy, ale innej...

Będąc w Berlinie na ekumenicznym Kirchentagu w 2003 r., przypuszczałem, że wykładu Hansa Künga, medialnego teologicznego dysydenta, będą słuchać tłumy. Było dość dużo słuchaczy. Ale kilkakrotnie więcej osób przyszło posłuchać benedyktyna Anselma Grüna, mówiącego o duchowości chrześcijańskiej. Całe szczęście!

Jan Turnau

redaktor "Arki Noego" w "Gazecie Wyborczej"

Ks. Küng jest zanadto przekonany o własnej nieomylności, a jego tekst jest zbyt emocjonalny. Mimo to myślę, że w kwestii stosunku Benedykta XVI do wyznań protestanckich Küng ma rację.

Odmówienie Kościołom protestanckim statusu Kościoła w deklaracji "Dominus Iesus" (będącej dziełem kardynała Josepha Ratzingera jako prefekta Kongregacji Nauki Wiary) było błędem. Niestety, Benedykt XVI ma raczej charakter profesora, który twardo stawia swoje własne tezy, niż duszpasterza tłumaczącego wiernym podstawowe przesłanie Ewangelii bez nadmiernego wdawania się w teologię. Można było przecież powiedzieć, że Kościół katolicki ma inną koncepcję Kościoła, nie wdając się w drażliwą kwestię nazewnictwa. Zresztą uważam, że nie ma między naszymi Kościołami aż tak dużych różnic, ale może jestem w tej mierze półprotestantem. Moim zdaniem relacje z protestantami podczas pontyfikatu Benedykta XVI nie poprawiły się, raczej zepsuły, co wynika z niezręczności papieża, ale również z jego obawy przed bardziej radykalną odnową teologiczną.?h

Redakcja tygodnika "Niedziela"

Jeśli prof. Hans Küng na początku swej wypowiedzi określa się jako krytyk Papieża, to dalsze jego dywagacje co najmniej tracą na wiarygodności. Nie chodzi o to, by sprzeciwiać się debacie teologicznej, ale jeśli u jej podstaw leży krytyka będąca zasadą dla zasady, to i tak w przypadku jej autora zawsze przyświecać będzie hasło: "im gorzej, tym lepiej". Jeśli Küng z krytyki Papieża czyni podstawę swej aktywności, nigdy nie będzie zadowolony z poczynań Kurii Rzymskiej, a takie podejście dyskwalifikuje go jako partnera: zawsze będzie krytykował dla samej krytyki.

Odnieśmy się jednak do tekstu. Poglądy profesora mają w nim charakter roszczeniowy, bo każdy życzyłby sobie np. zbliżenia z protestantami, ale co ma na to poradzić Papież, skoro nasi bracia odłączeni mają taką, a nie inną koncepcję Eucharystii? Czy można bez kompromisu z prawdą dopuścić do Stołu Pańskiego osoby, które wierzą inaczej? Podobnie z nauczaniem Kościoła o etyce małżeńskiej. Przecież ono nie wynika z akademickiej czy politycznej kalkulacji, ale z tego, co napisano w Biblii.

Küng formułuje też swoje postulaty pod adresem księży biskupów. Podstawową kwestią musi tu być jednak odpowiedź na pytanie o Kościół. Za mało jest stwierdzić, że my jesteśmy Kościołem, bo Kościół to my... i Duch św. Bez uwzględnienia ostatniej konstatacji Küng w naszych oczach będzie może człowiekiem uczonym. Co jednak z jego wiarą i dobrą wolą? ?h

Dariusz Kowalczyk SJ

współpracownik tygodnika "Idziemy"

List Hansa Künga do biskupów świata przypomina mi listy, jakie otrzymywałem jako prowincjał jezuitów od różnych tzw. nawiedzonych. Z tą różnicą, że w przypadku Künga jego manifesty są nagłaśniane przez media na całym świecie. Z listem szwajcarskiego teologa mam ten sam problem, co z happeningami skandalistów. Z jednej strony trudno nie zareagować na to, czym starają się szokować, z drugiej strony jakakolwiek reakcja jest wodą na ich młyn.

Küng oskarża Benedykta XVI, że zmarnował wiele szans odnowy Kościoła. Nie zgadzam się prawie z żadnym jego stwierdzeniem. Zgadzam się natomiast z opinią, że to, co proponuje, zostało już zrealizowane np. we wspólnocie anglikańskiej. Z opłakanymi skutkami! Küngowi jednak, przekonanemu o własnej nieomylności, rzeczywistość nie przeszkadza…

Niestety, w liście znajdujemy także oszczerstwo. Tym słowem określam sugestię Künga, że podpisany przez Ratzingera w 2001 r. dokument "De delictis gravioribus" miał na celu ukrywanie ciężkich przestępstw duchownych, za co teraz Benedykt XVI powinien prosić o przebaczenie. Trzeba złej woli, by ten, dostępny w internecie, dokument tak właśnie interpretować.

Küng proponuje zwołanie nowego soboru powszechnego. To jedyny jego postulat, nad którym warto się zastanowić. Tyle że duch ewentualnego soboru na pewno nie będzie duchem Künga, ale Duchem Bożym.

Abp Józef Życiński

W liście otwartym Hansa Künga często pojawiają się wyrażenia emocjonalne i rozmyte treściowo. Kiedy czytamy o "najgłębszym kryzysie wiarygodności Kościoła" od czasów Reformacji albo o "spadku jakości" powołań, narzuca się nieuchronnie pytanie: w jaki sposób mierzyć głębię kryzysu i jakość powołań, aby te mocne zdania wartościujące były czymś więcej niż retoryczną formułą? Emocje dominują we frazach orzekających, że podróże papieskie są "pokazowe", natomiast wykład do Ratyzbony był "źle przygotowany". Narzuca się wtedy pytanie: jak - zdaniem Künga - powinna wyglądać podróż niepokazowa? Czy wyrazem szacunku dla papieskiego wykładu z kontrowersyjnym cytatem z Manuela II Paleologa nie jest to, że w kręgach intelektualistów wykład ten uchodzi za najmocniejszą obronę racjonalności poznawczej przedstawioną w nauczaniu papieży w XX wieku?

Opisywane przez Künga bolesne zjawiska współczesnego odejścia od religii występują nie tylko w Kościele katolickim. Świadczy to o zachodzącym obecnie głębokim przełomie kulturowym, w którym przyjmuje się model życia "jak gdyby Bóg nie istniał". Czy za podobną praktykę można obarczać odpowiedzialnością Benedykta XVI? Obawiam się, że stanowiłoby to wyraz łatwego poszukiwania kozłów ofiarnych. Kiedy

Jan Paweł II usiłował przeciwdziałać kulturowej ucieczce od religii, proponując ambitną wizję nowej ewangelizacji, jego propozycje usiłowano krytykować za próbę wprowadzania nowej kontrreformacji. Obciążanie Benedykta XVI przez Künga odpowiedzialnością za laicyzacyjne ukierunkowanie współczesnej kultury jest czasem bezpodstawne, czasem zaś rażąco niezgodne ze znanymi faktami, dotyczącymi choćby działań Kongregacji Nauki Wiary w okresie, gdy kierował nią kard. Ratzinger.

Nie istnieją proste rozwiązania, które byłyby w stanie rozwiązać trudne problemy niesione przez przemiany kulturowe przełomu tysiącleci. Wśród propozycji, do których Küng zachęca "miliony katolików", pozbawionych ? w jego opinii - "możliwości wypowiedzi", znajdują się działania praktykowane już obecnie przez większość środowisk katolickich. Krytyczny dystans zachowałbym natomiast wobec sugestii szwajcarskiego teologa, kiedy proponuje on: "szukajcie rozwiązań lokalnych".

Wprowadziłbym wtedy ograniczającą klauzulę: szukajcie ich wtedy, gdy nie wchodzi to w konflikt z uniwersalizmem Kościoła, dzięki któremu jest to Kościół Jezusa Chrystusa, nie zaś wspólnota wiary budowana przez lokalny autorytet absolutyzujący swe reformatorskie propozycje. Istnieją pewne podstawowe pojęcia, które wykluczają odwołanie do lokalnych uwarunkowań. Nie można mówić o lokalnym Dekalogu, lokalnej arytmetyce czy lokalnej godności człowieka. Zaskakująco brzmią propozycje Künga, gdy wyraża on pretensje, że Kościół nie zaakceptował badań nad komórkami macierzystymi. Nie zaakceptował dlatego, że piąte przykazanie zobowiązujące do ochrony życia embrionów nie może mieć charakteru lokalnego. Prowadzone w tej dziedzinie badania, w których nie zabija się embrionów - choćby program ANT-OAR Williama Hurlbuta - spotkały się natomiast z życzliwą aprobatą Kościoła.

Nie sposób zaprzeczyć, że głęboki kryzys obecnej kultury ma swój odpowiednik w życiu Kościoła. Podobnego kryzysu doświadczał Kościół od swych początków, choćby w wieczór Wielkiego Piątku. Niedopuszczalnym nadużyciem byłyby jednak sugestie, że wszystkiemu winien jest Szymon Piotr. Poszukiwanie winnych stanowi nierzadko wyraz psychologicznych mechanizmów, w których lokalne uwarunkowania dominują nad poczuciem uniwersalizmu Kościoła. Wyrazem chrześcijańskiej nadziei pozostaje natomiast przekonanie, że z kryzysów można wyjść dzięki zespoleniu łaski Ducha Świętego z naszą odpowiedzialnością.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2010