Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Gdy tylko telewizor przestał być dobrem luksusowym, pojawiły się przepowiednie końca ery druku, zmierzchu czytelnictwa jako sposobu spędzania wolnego czasu oraz generalnego upadku świadomości kulturalnej społeczeństwa. Książka miała pozostać domeną elit, zaś pozostałe grupy społeczne opanowałaby telewizja - medium z natury masowe, bo łatwe w odbiorze i mitologizujące, a jednocześnie upraszczające rzeczywistość zgodnie z potrzebami statystycznego odbiorcy, tyle że merytorycznie miałkie i infantylne.
Okazało się, że obawy nie do końca się potwierdziły. Po pierwsze, popularność przekazu telewizyjnego póki co nie wywołała bezpośrednio drastycznego spadku czytelnictwa. To, że coraz mniej ludzi sięga dziś po książkę wynika z wielu procesów kulturowych: “zmiany standardów życia codziennego, społecznych wyobrażeń na temat modelu egzystencji, rozmnożenia się sposobów uczestnictwa w kulturze (pisma kolorowe, gazeta codzienna, Internet, a w nim czat i serwisy tematyczne, uczestniczenie »naoczne« w wydarzeniach kulturalnych, coraz bardziej sfragmentaryzowany układ obiegów treści kulturalnych, specjalizacja zawodowa jako czynnik ograniczający udział w życiu kulturalnym itd.)". Telewizja nie jest zatem “naturalnym", ani tym bardziej wyłącznym likwidatorem kultury druku.
Po drugie, telewizja dysponuje środkami przekazu, które atrakcyjniej niż książka przemawiają do tzw. szarego konsumenta kultury. Dlatego rozmaite gatunki telewizyjne skutecznie zastępują różne gatunki literackie (telenowela obyczajowa - powieść, reportaż - literaturę faktu itp.). Rzeczywiście: sondaże wykazują, że większość obecnej populacji poza okresem przymusowych lektur szkolnych po książkę sięga co najwyżej sporadycznie (lub wcale). Oglądają za to telewizję, która oferuje im ogólną informację, wiedzę na poziomie popularnym, porady tyczące życia codziennego (często z podtekstem komercyjnym) oraz proste, lecz intensywne emocje. Telewizja przemawia więc nie tylko innym językiem, ale też zaspokaja innego rodzaju potrzeby niż książka.
Tym samym jednak pojawia się pytanie: czy postulat promowania książek w telewizji ma w ogóle sens? I do kogo mają być adresowane ewentualne telewizyjne programy o książkach? Wszak nałogowego telewidza trudno chyba skłonić do zmiany przyzwyczajeń, równocześnie zaś nałogowi czytelnicy są zwykle niechętni telewizji.
Na dodatek, książka “jest wyjątkowo niefotogeniczna: fatalnie wypada przed kamerą". Skuteczne propagowanie czytelnictwa wymaga więc przemyślanej strategii realizacyjnej. Odczytywanie fragmentów jest bowiem oczywiście nużące, inscenizacja oznacza kompletną zmianę poetyki, a najczęściej stosowana formuła, czyli dyskusja w studio, ma - upraszczając w oparciu o branżowe powiedzenie - tę wadę, że oglądają ją jedynie osoby, które same mogłyby w niej uczestniczyć.
Jednak choć “świat druku" istnieje obok “świata audiowizualnego", to jednocześnie są one powiązane licznymi i skomplikowanymi relacjami - m.in. zależnością między oczytaniem widzów a ich preferencjami programowymi. Już choćby dlatego, abstrahując od idei misji, telewizja publiczna musi poświęcić książce więcej miejsca.
KB