Książę pan i pustynna zasadzka

Wyprawa wojenna do leżącego za miedzą Jemenu miała dowieść, że Mohammed ibn Salman, wyznaczony na koronnego księcia i następcę saudyjskiego tronu, nadaje się na króla. Po pięciu latach wojny książę stara się z niej wycofać, by dowieść, że… nadaje się na króla.
w cyklu Strona świata

21.04.2020

Czyta się kilka minut

Portrety księcia Mohammeda (z lewej) i jego ojca, króla Salmana ibn Abdulaziza przed rozpoczęciem rajdu Dakar, zorganizowanego w tym roku w Arabii Saudyjskiej, styczeń 2020 r. / Fot. FAYEZ NURELDINE / AFP / EAST NEWS /
Portrety księcia Mohammeda (z lewej) i jego ojca, króla Salmana ibn Abdulaziza przed rozpoczęciem rajdu Dakar, zorganizowanego w tym roku w Arabii Saudyjskiej, styczeń 2020 r. / Fot. FAYEZ NURELDINE / AFP / EAST NEWS /

Kiedy w 2015 roku w Jemenie wybuchła kolejna wojna domowa, książę Mohammed miał trzydzieści lat i obejmował urząd ministra wojny w rządzie kierowanym przez jego ojca, Salmana ibn Abdulaziza, który niewiele wcześniej wstąpił na tron po śmierci starszego brata, Abdallaha. Saudyjskie królestwo, największe i najbogatsze z krajów Półwyspu Arabskiego oraz ojczyzna islamu, już choćby z tego tytułu uważa się za regionalne mocarstwo i żandarma. Uzurpując sobie prawo wściubiania nosa w cudze sprawy i narzucania własnej woli sąsiadom, Saudyjczycy tak czy siak wtrąciliby się w jemeńską awanturę. Młodemu księciu, awansowanemu na ministra wojny i szykowanemu na następcę tronu, rebelia w Jemenie wydała się zesłaną z nieba okazją, by się wykazać: pokazać, kto rządzi zarówno w królestwie, jak na całym Półwyspie.

Pobity żółtodziób

Wojna w Jemenie, najbiedniejszym i najbardziej zacofanym z krajów Półwyspu, zapowiadała się na błahostkę. Saudyjska armia, uzbrojona w najnowocześniejszą broń przez Amerykanów i dowodzona przez doświadczonych pakistańskich oficerów, miała się zmierzyć z plemiennym pospolitym ruszeniem. Wynik tej potyczki wydawał się oczywisty. Potem zaś wystarczyło, tradycyjnie, rozdzielić między skłóconych jemeńskich plemieńców worki pieniędzy, by kupić pokój.

Tym razem należało jednak jeszcze dać nauczkę rebeliantom, szyitom Huthim (nazwa bierze się od Badruddina al-Huthiego, duchowego przywódcy jemeńskich szyitów, stanowiących jedną trzecią ludności, i jego syna Husejna, zabitych w 2004 roku podczas wcześniejszego powstania przeciwko dyskryminacji przez rządzących sunnitów), ponieważ podnieśli rękę na saudyjskiego pomazańca, prezydenta Abdrabbaha Mansura Hadiego. Inną, niewybaczalną w oczach Saudyjczyków przewiną Huthich było przymierze, w jakim od lat pozostają z Iranem. Odkąd muzułmańska rewolucja w Teheranie obaliła tamtejszego szacha i wyniosła do władzy ajatollahów, Saudowie uważają Iran za swojego najgroźniejszego rywala i nieprzyjaciela. 

Mimo to zadanie nie wydawało się trudne nawet dla księcia żółtodzioba, stawiającego dopiero pierwsze kroki w wielkiej polityce. Wszystko poszło jednak nie tak, jak życzył sobie książę i jego generałowie, a wojenna wyprawa do Jemenu okazałą się pustynną pułapką, z której Saudyjczycy do dziś nie mogą się wyzwolić. Zamiast błyskawicznego zwycięstwa, potwierdzającego wielkość księcia i dominację saudyjskiego królestwa na Półwyspie, ugrzęźli w jemeńskiej wojnie, jak Amerykanie, ich najważniejsi sojusznicy, w wojnach afgańskiej czy irackiej.

Powstańcy Huthich nie tylko zdobyli jemeńską stolicę, Sanę, ale pomaszerowali dalej i stanęli pod bramami Adenu, najważniejszego portu i dawnej stolicy jemeńskiego Południa (jako jedno państwo Jemen powstał w 1990 roku ze zjednoczenia konserwatywnego i religijnego Jemenu Północnego, dawnej prowincji imperium osmańskiego, oraz Jemenu Południowego, byłego brytyjskiego protektoratu, który uzyskawszy niepodległość, wzorów ustrojowych szukał na komunistycznym Wschodzie). Powstrzymali ich dopiero Saudowie, którzy wraz z szejkami ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich oraz kilkoma innymi muzułmańskimi krajami skierowali do Jemenu wojska (Saudów i ich sprzymierzeńców wspierają także Amerykanie).


Czytaj także: Wojciech Jagielski: Czas synów, czas wnuków, czyli wojna pałacowa w Arabii Saudyjskiej


W obawie, że wojna lądowa przeciwko znającym teren i zaprawionym w bojach powstańcom okaże się zbyt kosztowna i krwawa, Saudowie posłali do Jemenu głównie lotnictwo, które bombardując miasta, drogi, porty, koszary i wojskowe obozowiska stara się trzymać Huthich w szachu. Wspierane przez Saudów jemeńskie wojsko rządowe poszło jednak w rozsypkę (prezydent od lat mieszka w Rijadzie, a jego ministrowie w Rijadzie, Dżuddzie, Dubaju i Kairze) i nawet przy pomocy sąsiadów nie było w stanie przejść do kontrnatarcia. Huthi wciąż kontrolują Sanę i północ kraju, strona rządowa – południe.

W ostatnich latach dawny obóz rządowy rozpadł się na tuziny frakcji i partii, od muzułmańskich radykałów, sympatyzujących z dżihadystami z Al-Kaidy, po separatystów z południa, marzących o secesji i reanimacji dawnego państwa ze stolicą w Adenie. W zeszłym roku w Adenie doszło do otwartej wojny między sponsorowanymi przez Saudyjczyków jemeńskimi wojskami rządowymi a separatystami z Adenu, którzy za mecenasa mają szejków z Abu Zabi, Szardży i Dubaju. Tamten konflikt udało się zażegnać, ale Saudowie ponieśli bolesną, kto wie, czy nie boleśniejszą od militarnej, porażkę dyplomatyczną. Nie widząc szans na zwycięstwo w jemeńskiej wojnie, Zjednoczone Emiraty Arabskie, najważniejszy sojusznik Saudów, postanowiły się z niej wycofać i ograniczyć się do pomocy dla jemeńskiego południa. Co gorsza, szejkowie wyciągnęli rękę na zgodę do Irańczyków i zawarli z nimi rozejm.

Zbrodnie zamiast reform

Po pięciu latach wojny po stronie zysków saudyjski książę Mohammed może zapisać jedynie swój awans na księcia koronnego. Straty zaś poniósł ogromne. Zamiast umocnić dominację saudyjskiego królestwa na Półwyspie, jemeńska wyprawa tylko mu zaszkodziła. Saudyjska armia okazała się kolosem na glinianych nogach. Wyposażona za miliardy petrodolarów w najnowsze wojskowe wynalazki nie była w stanie pobić obszarpanych partyzantów w terenowych toyotach. Rijad nie potrafił wymusić pokoju na swoich warunkach ani nikogo przekonać do swoich racji. Co gorsza dla Saudów, widząc, jak saudyjski książę sam pakuje się w kłopoty, irańscy ajatollahowie zwietrzyli okazję, by utrzeć nosa wrogom i zaczęli podsyłać Huthim nie tylko więcej broni, ale także doradców z libańskiego Hezbollahu, stworzonej przez Iran najpotężniejszej partyzantki na całym Bliskim Wschodzie. W rezultacie Huthi nie tylko nie cofnęli się, ale zaczęli zagrażać samej Arabii Saudyjskiej, atakując z wyrzutni rakietowych i bezzałogowych samolotów znajdujące się na jej terytorium pola i instalacje naftowe (we wrześniu uderzyli w rurociągi koncernu Aramco, ale Saudowie i Amerykanie, nie chcąc przyznać się, że znaleźli się na celowniku powstańców, oskarżyli o atak Irańczyków), a nawet stołeczny Rijad. Jeśli saudyjska wyprawa wojenna do Jemenu miała pokazać światu, kto rządzi na Bliskim Wschodzie, to pokazała, że z całą pewnością nie jest to Arabia Saudyjska.

Jemeńska wojna popsuła więc reputację młodego księcia, który chciał uchodzić w świecie za nowoczesnego reformatora, myślącego o przyszłości, walczącego z religijnymi fanatyzmami i obskurantyzmem, marzącego o otwarciu królestwa na świat i postęp oraz uniezależnieniu jego gospodarki od naftowej monokultury. Zamiast tego był oskarżany o niepotrzebne okrucieństwo (nieżyczliwych utwierdził w tym przekonaniu mord saudyjskiego dysydenta Jamala Khashoggiego w królewskim konsulacie w Stambule) i wojenne zbrodnie (w pięcioletniej wojnie zginęło co najmniej 100 tys. ludzi, a miliony stały się uchodźcami, saudyjskie lotnictwo bombarduje głównie obiekty cywilne, trzy czwarte 30-milionowej ludności żyje z pomocy humanitarnej, cierpi głód i jest dziesiątkowana przez zarazy – w zeszłym roku cholery).

Saudyjski książę, który sposobi się do przejęcia od sędziwego ojca władzy w królestwie (stanie się w ten sposób pierwszym władcą z pokolenia wnuków założyciela Arabii Saudyjskiej, króla Abdulaziza, a żeby nic nie przeszkodziło sukcesji, aresztuje potencjalnych konkurentów spośród krewnych, a także liberalnych dziennikarzy i działaczy praw człowieka oraz konserwatywnych duchownych) również w końcu zrozumiał, że jemeńskiej wojny nie wygra, a żeby ograniczyć jej koszty (wojskowe, finansowe, polityczne, wizerunkowe), powinien się z niej jak najprędzej wykręcić.

Za świetną okazję uznał wywołaną przez wirusa epidemię zapalenia płuc, która dotarła także na Bliski Wschód (według gazety „New York Times” wirusem zaraziło się co najmniej 150 osób z liczącej około 10 tys. członków rodziny panującej, a książę Mohammed i 84-letni król Salman zamknęli się w położonym na wyspie pałacu w Dżuddzie). W pierwszym tygodniu kwietnia saudyjskie władze obwieściły światu, że w trosce o zdrowie jemeńskich sąsiadów (którym od pięciu lat zrzucają bomby na domy i szpitale) ogłaszają jednostronne dwutygodniowe zawieszenie broni (właśnie dobiega końca). Saudowie liczyli, że rozejm stanie się dobrym pretekstem, by nawiązać z jemeńskimi powstańcami rozmowy, zacząć ustalać warunki pokoju.

Czas go goni

Saudyjczycy gorzko się jednak przeliczyli, bo sukcesy wojenne Huthich (nacierają na Marib, dawne, starożytne królestwo Saby, będące dziś ostatnim bastionem wspieranego przez Saudów prezydenta Hadiego; zdobycie Maribu da partyzantom także kontrolę nad tamtejszymi polami naftowymi) sprawiły, że nie tylko zignorowali rozejm i nie przestali walczyć, ale sami zaczęli dyktować warunki zakończenia wojny.


Polecamy: Strona świata - specjalny serwis z reportażami i analizami Wojciecha Jagielskiego


Przywódca Huthich Abdul Malik al-Huthi domaga się, żeby Saudyjczycy wycofali wojska z Jemenu i znieśli powietrzną i morską blokadę kraju, zapłacili odszkodowania i reparacje wojenne oraz uznali Huthich za prawowite władze Jemenu. Jeśli Saudowie na to nie przystaną, Huthi ostrzegają, że przeniosą wojnę za miedzę, na saudyjską stronę, a znawcy Półwyspu Arabskiego wskazują, że celem jemeńskich partyzantów może być na początek saudyjskie miasto Nadżran na południu królestwa, gdzie mieszka wielu szyitów.

Pokój na takich warunkach byłby faktyczną kapitulacją i upokorzeniem Saudów, i szykujący się do wstąpienia na tron książę Mohammed raczej na to nie przystanie. Pogodził się już chyba z tym, że w Jemenie władzę przejmą Huthi, a stawką w negocjacjach pokojowych będzie uzyskanie od nich gwarancji, że zadowolą się Saną i Adenem, nie sięgną po saudyjskie ziemie ani nie będą knuć z Irańczykami przeciwko królestwu. 

Saudyjski książę spieszy się, by wydostać się z pustynnej zasadzki wojennej. Chce sobie zapewnić spokój podczas sukcesji, a także epidemii, która może zniweczyć jego ambitne plany unowocześnienia królestwa. Gospodarka i dochody Arabii Saudyjskiej wciąż w ponad trzech czwartych zależą od zysków ze sprzedaży ropy naftowej. Epidemia, która sparaliżowała światową gospodarkę, sprawiła, że zapotrzebowanie na ropę gwałtownie spadło, a wraz z nim ceny tego surowca i dochody Saudów. Zagrożenie ze strony Huthich może dodatkowo odstraszyć naftowych kupców i inwestorów. Zamiast szastać pieniędzmi, by przed sukcesją zapewnić sobie życzliwość i poparcie poddanych, koronnemu księciu przyszło wzywać rodaków, by zacisnęli pasa, a jego minister finansów zażądał od kolegów z rządu, by zmniejszyli budżety swoich ministerstw co najmniej o jedną czwartą.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej