Kałasznikow w przestworzach

Drony to broń XXI wieku. Używane nie tylko przez regularne armie, ale też partyzantów i ekstremistów, samoloty bezzałogowe wpływają na charakter współczesnych konfliktów.
z Jerozolimy

23.09.2019

Czyta się kilka minut

Szczątki dronów i rakiet, które uderzyły w rafinerie koncernu Saudi Aramco, na konferencji prasowej w Riadzie, 18 września 2019 r. / HAMAD I MOHAMMED / REUTERS / FORUM
Szczątki dronów i rakiet, które uderzyły w rafinerie koncernu Saudi Aramco, na konferencji prasowej w Riadzie, 18 września 2019 r. / HAMAD I MOHAMMED / REUTERS / FORUM

Byłoby dziwne, gdyby to, co wydarzyło się w sobotę 14 września, nie stało się teraz przedmiotem wnikliwych analiz – zarówno wszystkich szanujących się armii świata i agencji wywiadowczych, jak też instytucji odpowiedzialnych za bezpieczeństwo tzw. infrastruktury krytycznej. Nie tylko rafinerii, ale także np. elektrowni atomowych.

Oto kilkanaście niewielkich samolotów bezzałogowych było w stanie uderzyć w samo serce Arabii Saudyjskiej. Dosłownie i w przenośni: dwie wielkie rafinerie, należące do państwowego koncernu Saudi Aramco, które zostały precyzyjnie zaatakowane i podpalone przez drony (wedle niektórych wersji w ataku brało też udział kilka tradycyjnych pocisków manewrujących), są położone niemal pośrodku kraju – setki kilometrów od Jemenu i Iranu.

Cios w podbrzusze

Okazało się, że tak niewielka siła jest w stanie nie tylko podważyć ekonomiczny fundament, na którym zasadza się Arabia Saudyjska – produkcja ropy spadła na pewien czas o połowę – ale też obnażyć jej polityczno-militarną słabość. Choć Riad wydaje wielkie sumy na obronność (w 2016 r. było to ponad 80 mld dolarów), nie jest w stanie chronić swojej najważniejszej infrastruktury.

Okazało się również, że tak niewielkim nakładem środków Iran jest w stanie politycznie osiągnąć tak wiele. Bo nawet jeśli to nie Irańczycy przeprowadzili ów atak (o co obwiniają ich Stany Zjednoczone), jeśli nawet jego wykonawcami byli partyzanci Huthi – wspierani przez Iran jemeńscy rebelianci przyznali się do tego ataku i zagrozili kolejnymi – to i tak politycznie najbardziej korzysta Teheran.

I to korzysta podwójnie. Odsuwając od siebie wszelką odpowiedzialność, Irańczycy wymierzyli cios w podbrzusze Saudyjczyków, swoich wrogów w regionie. Po drugie: pokazali prezydentowi USA, jak wysoka może być cena za jego antyirański kurs. Ten, którego elementem jest embargo na eksport irańskiej ropy. Teheran pokazał, że jest gotów użyć wszelkich środków, byle doprowadzić do zdjęcia tego embarga.

Jednak niektórzy eksperci twierdzą, że nawet gdyby Saudyjczycy posiadali słynny izraelski system obrony przeciwlotniczej (kiedyś Riad zabiegał o jego zakup, ale do tego nie doszło), to nawet wówczas nie byłoby pewności, że owa „Żelazna Kopuła” – skuteczna w zwalczaniu rakiet Hamasu, odpalanych ze Strefy Gazy – będzie w stanie odeprzeć atak niewielkich aparatów bezzałogowych, poruszających się bardzo nisko nad ziemią.

Eksplozja nad trybuną

Nie jest to pierwsza sytuacja w regionie Bliskiego Wschodu, gdy drony pokazują swoje możliwości.

Był styczeń 2019 r., gdy dowódcy jemeńskiej armii rządowej postanowili zorganizować pokaz siły. Zdawało się, że nic nie może go zakłócić – wszak wielką defiladę z udziałem 8 tys. żołnierzy zaplanowano na terenie bazy lotniczej Al-Anad, blisko portowego Adenu. A więc, jak sądzono, w bezpiecznej odległości od linii frontu i od Huthich. Na trybunie honorowej zasiedli liczni dowódcy wojskowi (wśród nich szef sztabu generalnego armii), pracownicy tajnych służb, a także lokalni prominenci.

Świadkowie opowiadali, że parada właśnie się zaczęła, gdy na niebie pojawił się niewielki aparat latający. Zniżył lot, po czym eksplodował – dokładnie nad trybuną honorową. Zginęło co najmniej siedem osób, wśród nich zastępca szefa sztabu generalnego armii i szef jemeńskiego wywiadu.

Użycie dronów od dawna już należy do codzienności wojny w Jemenie. Jako pierwsi zastosowali je Amerykanie. W 2002 r. amerykański dron zabił jednego z dowódców jemeńskiej odnogi Al-Kaidy, tej terrorystycznej międzynarodówki.

Od 2010 r. armia USA oraz CIA przeprowadziły setki ataków z użyciem dronów, wymierzonych w kierownictwo Al-Kaidy. Jest to praktyka bardzo kontrowersyjna, gdyż w atakach ginęli co chwila cywile.

W międzyczasie dronów zaczęła używać też koalicja krajów regionu pod wodzą Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratów Arabskich, która w Jemenie prowadzi wojnę przeciwko Huthim. W kwietniu tego roku, w pobliżu portowego miasta Al-Hudajda, dron należący do Emiratów zabił szefa politycznej organizacji rebeliantów.

Latające mini-bomby

Przez długi czas to regularne siły zbrojne posiadały monopol na drony. Jednak w ciągu ostatnich lat zmieniło się to radykalnie.

Dziś samoloty bezzałogowe należą do arsenału wszelkiej maści powstańców, partyzantów i ekstremistów. Posiadają je i palestyński Hamas, i libański Hezbollah, i rebelianci oraz ekstremiści w Syrii i Iraku, i kartele narkotykowe w Ameryce Południowej. Tak zwani aktorzy niepaństwowi używają najczęściej dronów, które wyprodukowano z myślą o ich cywilnym użytkowaniu – przebudowują je tak, aby uczynić z nich np. latające mini-bomby.

I tak, na terenie Syrii bojownicy związani z Al-Kaidą wielokrotnie atakowali dronami rosyjską bazę wojskową. Od końca 2016 r. używali ich ekstremiści Państwa Islamskiego (IS) w Iraku i potem w Syrii. Punkt kulminacyjny miał miejsce wiosną 2017 r., gdy ekstremistom z IS udało się na pewien czas zatrzymać ofensywę wojsk irackich na Mosul – właśnie dzięki dronom.

Według opracowania autorstwa amerykańskiej akademii wojskowej West Point w tym czasie Państwo Islamskie przeprowadzało miesięcznie od 60 do 100 ataków z użyciem dronów jako „latających bomb”, wymierzonych w ich przeciwników na terenie Iraku i Syrii.

Eksperci wojskowi uważają, że styczniowy atak na trybunę honorową w Al-Anad, do którego przyznali się Huthi (fetując go jako wielki triumf), był pierwszym takim precyzyjnym uderzeniem z użyciem drona w ich wykonaniu.

To także Huthi są pierwszą grupą rebeliancką, która jest zdolna do przeprowadzania ataków z użyciem dronów poza obszarem frontowym, na głębokim zapleczu wroga. Bo zanim doszło do ostatniego nalotu na saudyjskie rafinerie, Huthi przeprowadzili wiele ataków na cele w Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratach Arabskich; ich drony atakowały czasem cele położone w odległości wielu setek kilometrów.

Huthi mówią, że drony to ich lotnictwo. Brzmi to buńczucznie, ale to przesada. Przestrzeń powietrzną Jemenu kontroluje koalicja pod wodzą Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratów Arabskich, a nawet najlepsze modele dronów, będących w rękach Huthich, nie mogą się równać z wysoko rozwiniętą technologią produkcji amerykańskiej i chińskiej, którą posiadają Riad i Abu Zabi. Choć atak z 14 września pokazał, że przewaga technologiczna nie musi być tu kryterium rozstrzygającym.

Kałasznikow XXI stulecia

Gdyby szukać jakichś historycznych porównań, można by powiedzieć, że drony są swego rodzaju „kałasznikowem przestworzy”.

Tak jak kałasznikow – pistolet maszynowy produkcji sowieckiej, nieskomplikowany technicznie i sprawdzający się w trudnych warunkach terenowych – stał się w drugiej połowie XX w. symbolem, jako najbardziej popularna broń w rękach wszelkich możliwych partyzantów (tych wspieranych przez Związek Sowiecki i tych walczących przeciw niemu), tak dzisiaj to właśnie aparat bezzałogowy staje się wszechstronnym orężem, przy pomocy którego rozmaici rebelianci i ekstremiści są w stanie sprawiać kłopoty swoim przeciwnikom, nawet jeśli ci mają nad nimi przewagę w klasycznych, rzec można, środkach pola walki.

Eksperci twierdzą, że to drony będą bronią przyszłości w wojnach asymetrycznych. W opracowaniu West Point czytamy, że podczas walk w Mosulu Państwu Islamskiemu udało się na pewien czas zakwestionować (albo inaczej: obejść) amerykańską przewagę w powietrzu za pomocą „zabójczych pszczół”: całych „rojów” niewielkich dronów własnej konstrukcji, wyładowanych materiałem wybuchowym.

Autor z West Point konkluduje, że zapewne także inni aktorzy nie-państwowi odnotowali ten fakt.

Jaką rolę odgrywa Iran?

Rebelianci Huthi mają na wyposażeniu zarówno drony komercyjne (niektóre są dostępne na rynku nawet w cenie kilkudziesięciu dolarów), jak też drony wojskowe. Już wkrótce po tym, jak w marcu 2015 r. Riad i Abu Zabi zaczęły interwencję w Jemenie, Huthi rozpoczęli operacje rozpoznawcze przeciwko swym wrogom z użyciem tanich dronów. Pod koniec 2016 r. zaczęli używać też dronów wojskowych do ataków na wrogie wojska.

Huthi twierdzą, że sami produkują cztery typy dronów wojskowych. Najważniejszy to Kasef-1 – tzw. dron-kamikadze, który nie bombarduje celu, lecz niszczy go, rozbijając się o niego. Eksperci sądzą, że Kasef-1 bazuje na irańskiej konstrukcji Ababil-2 lub Ababil-T. Iran zaprzecza, jakoby dostarczał drony i inną broń Huthim. Ale niezależna brytyjska organizacja Conflict Armament Research dowiodła, że liczne drony Kasef-1, które w październiku 2016 r. przechwyciły Emiraty, pochodziły z irańskiej produkcji (zgadzały się nawet numery seryjne).

Przez długi czas najważniejszą bronią Huthich, wykorzystywaną do ataków na cele w Arabii Saudyjskiej i Emiratach oraz do ataków na statki płynące przez Zatokę Perską – były rakiety balistyczne. Ale dwa lata temu zaczęli używać tu po raz pierwszy dronów.

Wiosną i latem tego roku ataki tego rodzaju nabrały intensywności. W maju Huthi zbombardowali – jak twierdzili – saudyjski ropociąg z użyciem siedmiu dronów, na pewien czas wyłączając go z obiegu. Potem przeprowadzili co najmniej trzy takie uderzenia na saudyjskie lotnisko wojskowe w Nadżran. Atak na ropociąg to odwet za agresję koalicji – pisał na Twitterze Abdulsalam Saleh, rzecznik Huthich. Kilka dni później Huthi zagrozili szeroko zakrojonymi atakami na 299 militarnych i strategicznych celów w Arabii Saudyjskiej i Emiratach.

O ile użycie dronów na froncie jemeńskim miało niewielki wpływ na przebieg tej wojny, o tyle już latem tego roku eksperci wskazywali, że ataki na saudyjskie instalacje pozyskiwania, przetwarzania i transportu ropy stanowią punkt zwrotny. Drony, które uderzyły wtedy w dwie przepompownie ropy, przeleciały setki kilometrów.

W tym samym czasie w Zatoce Perskiej narastały napięcia między Waszyngtonem i Teheranem. Zaatakowane zostały cztery tankowce – nieznani sprawcy uszkodzili je minami magnetycznymi. W obu przypadkach – ataków na przepompownie i tankowce – Saudyjczycy i Amerykanie winą obarczali Iran. Teheran odrzucał te oskarżenia.

„Wysuszyć przeciwnika”

Jeszcze kilka lat temu Huthi szmuglowali swoje drony i rakiety balistyczne z zagranicy, zwłaszcza z Iranu; dziś produkują je sami. Eksperci ONZ uważają, że Huthi importują kluczowe komponenty, jak silniki i systemy sterowania, aby móc produkować drony o dużym zasięgu. ONZ wskazywało przy tym na podobieństwo między modelem Kasef-1 a irańskimi Ababilami.

W kwietniu i maju 2018 r. Huthi zaatakowali kasefami cywilne lotnisko w saudyjskim mieście Abha. Ponadto, jak sami twierdzili, między kwietniem i sierpniem 2018 r. atakowali rafinerię koncernu Aramco w miejscowości Jazan i cywilne lotniska w Abu Zabi i Dubaju (władze w Riadzie i Abu Zabi zaprzeczały, że takie ataki miały miejsce). „Jemeński naród zneutralizuje Aramco” – groził wtedy Mohammed Ali al-Huthi, polityczny przywódca rebeliantów. I dodał: „Prowadzimy długofalową politykę i pracujemy nad tym, aby wysuszyć przeciwnika”.

Wtedy zdawało się, że do osiągnięcia tego celu Huthi mają jeszcze bardzo długą drogę. Jednak już w drugiej połowie 2018 r. eksperci ONZ odnotowali, że rebelianci użyli po raz pierwszy nowych modeli dronów, które sami nazwali Samad-2 i Samad-3. Ich głowica bojowa mogła zostać wyposażona w 18 kg materiału wybuchowego i metalowe kulki, co czyniło ten model znacznie bardziej niebezpiecznym niż kasefy. W raporcie ONZ czytamy, że zasięg samadów mógłby wynosić nawet 1500 km. Choć Huthi twierdzili, że produkują te drony samodzielnie, większość ekspertów wojskowych wychodziła z założenia, że otrzymują przy tym wsparcie od irańskich Strażników Rewolucji.

Wprawdzie nie było tutaj mocnych dowodów, jednak pasowało to strategii Teheranu. Polega ona na tym, aby sojusznicy Iranu w regionie Bliskiego Wschodu byli w stanie samodzielnie produkować różne systemy uzbrojenia.

W ten sposób władze Iranu stwarzają swego rodzaju szarą strefę, która pozwala im dystansować się od konkretnych ataków i unikać otwartego konfliktu ze swoimi regionalnymi konkurentami – oraz z Amerykanami. ©

Przełożył WP

Autorka jest reporterką szwajcarskiego dziennika „Neue Zürcher Zeitung”, specjalizuje się w tematyce Bliskiego Wschodu. Pracowała w Bagdadzie i Stambule, obecnie mieszka w Jerozolimie. Stale współpracuje z „TP”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 39/2019