Krzyż pański z trybunałem

Wielowiekowa praktyka chrześcijańskiej Europy łamie prawa człowieka, zaś wiara i demokratyczne państwo skazane są na konflikt - tak można by streścić orzeczenie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Przychylił się on do skargi obywatelki Włoch, domagającej się usunięcia krzyży z klas, w których uczyli się jej synowie.

09.11.2009

Czyta się kilka minut

Francja 2007 r. / fot. Fred de Noyelle / Godong / Corbis /
Francja 2007 r. / fot. Fred de Noyelle / Godong / Corbis /

Po raz pierwszy w historii Europy międzynarodowa instancja prawna zajęła się kwestią, wokół której w poszczególnych krajach dochodziło w minionych latach do emocjonalnych sporów natury prawnej, politycznej, historycznej i, siłą rzeczy, także teologicznej. Konflikty wokół obecności krzyży w szkolnych klasach - czy szerzej: w takich miejscach publicznych jak szkoły, urzędy, sale sądowe, szpitale itd. - przetaczały się niemal przez wszystkie państwa Europy, których sprawa dotyczy: Niemcy, Austrię, Polskę, Hiszpanię, Włochy. Jednak dotąd sprawę ewentualnego sprzeciwu obywatela wobec obecności krzyży załatwiano "na własnym podwórku", szukając (bądź nie) kompromisów - albo jak we Włoszech świadomie nie załatwiano.

Sędziowie ze Strasburga sięgnęli w swym orzeczeniu po argument najcięższego kalibru: już nie tylko po kategorię wolności religijnej, którą dotąd operowano, lecz po ideę praw człowieka. I to interpretując ją w opozycji do religii - niemal w duchu francuskiego laicyzmu z czasów Wielkiej Rewolucji. Uderzający jest dobór słownictwa, np. krzyż jako symbol religii ustawiony w opozycji do "krytycznego myślenia".

Wydaje się, że to nawet nie samo orzeczenie - nakazujące zdjęcie krzyży ze ścian włoskich szkół - ale takie właśnie jego uzasadnienie sprowokowało watykańskiego sekretarza stanu, kard. Tarcisio Bertone, do komentarza, że za chwilę w Europie publicznie świętować będzie można tylko Halloween, a dozwolonymi symbolami będą tylko wydrążone dynie.

Soile Lautsi kontra Włochy

Być może nie byłoby całej sprawy, gdyby włoscy sędziowie udali się wcześniej po korepetycje do swoich kolegów prawników z Bawarii. Ale o tym za chwilę.

Soile Lautsi, 52-letnia obywatelka Włoch narodowości fińskiej, w 1987 r. zamieszkała z mężem Włochem w Abano Terme, w prowincji Padwa. Gdy dwójka jej synów poszła do publicznej szkoły, Lautsi stwierdziła, że w każdej klasie wisi krzyż. Jako członkini klubu ateistów (Unione atei e agnostici razionalisti) uznała, że narusza to prawo jej dzieci do wolności religijnej i jej prawo jako matki do wychowania ich wedle własnego światopoglądu.

W roku szkolnym 2001/02 - synowie mieli wtedy po 11 i 13 lat - Lautsi wystąpiła z prośbą do władz szkolnych, aby w klasach, gdzie uczą się jej synowie, zdjęto krzyże. Gdy spotkała się z odmową, poszła do sądu. Sprawa ciągnęła się do 2006 r.; kolejne instancje skargę odrzucały.

Po wyczerpaniu wszystkich możliwości prawnych we Włoszech, Lautsi wystąpiła do Strasburga.

Zwróćmy uwagę na argumentację, jaką przyjęły włoskie sądy, odrzucając pozew: twierdziły mianowicie, że krucyfiks powinien pozostać w szkołach, gdyż jest symbolem włoskiej historii i kultury. Jeszcze dalej poszedł Naczelny Sąd Administracyjny, który występował jako ostatnia instancja: uznał, że krucyfiks stał się dziś "symbolem świeckim", uosabiającym wartości obecne także we włoskiej konstytucji, w tym tolerancję i solidarność. To w gruncie rzeczy paradoks: krzyża broniono, redukując jego znaczenie do symboliki tylko kulturowej. Można by rzec przewrotnie, że trybunał w Strasburgu przywrócił krzyżowi jego pierwotny sens.

Inna sprawa, jakie wyciągnął z tego wnioski. Europejski Trybunał Praw Człowieka - instytucja niezwiązana z Unią Europejską: jego sędziów mianuje Rada Europy, a podstawą orzeczeń jest Europejska Konwencja Praw Człowieka - uznał mianowicie, że obecność symbolu religii katolickiej we włoskich szkołach narusza Konwencję, łamie prawo uczniów do wolności religii i prawo rodziców do wychowania dzieci zgodnie ze swymi przekonaniami.

Kulturowe samobójstwo

Choć orzeczenia trybunału nie są precedensowe i dotyczą tylko konkretnej sprawy, zawrzało nie tylko we Włoszech. Najsilniejsze reakcje wybuchły w krajach, gdzie w szkołach są krzyże, a fakt ten jest kwestionowany albo można się spodziewać, że wkrótce będzie.

Dlatego strasburskiego orzeczenia niemal nie zauważono nie tylko w Czechach (najbardziej zlaicyzowanym kraju Europy), ale też na Słowacji, gdzie w szkołach krzyży nie ma. Reakcje sprowadzające się do odnotowania wydarzenia były nie tylko w Wlk. Brytanii (choć Kościół anglikański ma tradycyjnie charakter Kościoła państwowego) czy Grecji (gdzie prawosławie to religia quasi-państwowa), ale też w Hiszpanii, choć zwykle sprawy Kościoła budzą tu emocje. Ale krzyże są tu w niewielu szkołach, a poza tym "wojnę o krzyż" Hiszpanie mają za sobą: w 2005 r. rodzice zwrócili się do sądu o usunięcie symboli religijnych ze szkoły swego dziecka, a w 2008 r. nakazał on zdjęcie krzyży. Podzieliło to opinię publiczną, ale minister edukacji Mercedes Cabrera zapowiedziała, że lewicowy rząd nie będzie ingerować, a decyzja należy do władz szkół publicznych, czytaj: w konkretnych sytuacjach trzeba szukać kompromisu.

Zupełnie inaczej reagowano nie tylko we Włoszech i Watykanie, ale także w Austrii i Niemczech (w Bawarii). Kard. Bertone - który zaapelował do innych rządów, by wystąpiły przeciw strasburskiemu orzeczeniu, gdyż "ten przypadek dotyczy nie tylko Włoch, lecz całej Europy" - nie był jedyny. Ostre słowa na temat orzeczenia wypowiadali ludzie Kościoła, politycy, prawnicy, publicyści.

"Po prostu nie można go zaakceptować. Kontynent europejski ma tylko wtedy przed sobą przyszłość, gdy nie będzie negować swych korzeni. A krzyż jest symbolem tychże korzeni" - to wiedeński kardynał Christoph Schönborn.

"Wyrok jest radykalnie antyeuropejski, ideologiczny, nietolerancyjny", jest "manifestacją agresywnego sekularyzmu", chrześcijańscy politycy powinni przeciw niemu protestować - kardynał Walter Kasper, przewodniczący Papieskiej Rady ds. Jedności Chrześcijan.

"Strasburscy sędziowie wyrządzili niedźwiedzią przysługę idei praw człowieka" - Emilia Müller, minister ds. europejskich landu Bawaria.

"Strasburscy sędziowie chcą wymazać naszą kulturową tożsamość" - Rocco Buttiglione, włoski chadek.

Trybunał "klasyfikuje obecność chrześcijańskiej symboliki w przestrzeni publicznej jako niedopuszczalny atak na wolność", a to jest "przekreślanie genetycznego kodu europejskiej cywilizacji" - wiedeński dziennik "Die Presse". "Kulturowe samobójstwo" - Michael Fleischhacker, redaktor naczelny "Die Presse", na swoim blogu.

Wyprzedzająco zareagował rzecznik unijnego komisarza ds. sprawiedliwości: podkreślił, że trybunał nie ma z Unią nic wspólnego, a obecność symboli religijnych regulują poszczególne kraje. Unia kieruje się tu zasadą pomocniczości, czytaj: nie miesza się.

Odnotujmy wreszcie, że głosy zafrasowania, konstatujące możliwy wpływ strasburskiego orzeczenia na rodzimą sytuację, słychać było w Szwajcarii (w kantonach katolickich w szkołach wiszą krzyże) i w Liechtensteinie, gdzie krzyże w szkołach publicznych są oczywistością, traktowaną jako "symbol wolności religii" - jak pisał "Liechtensteiner Vaterland", największy dziennik w tym państwie-księstwie.

Wiedeń - Strasburg - Watykan

Nową sytuację orzeczenie stwarza w Austrii, nawet jeśli formalnie jej nie dotyczy. Bo gdyby pojawiła się jakaś "austriacka Lautsi" i wystąpiła z podobnym pozwem, i gdyby jej sprawa, po - co bardzo prawdopodobne - nieudanej peregrynacji przed rodzimymi sądami dotarła do Strasburga, i gdyby w końcu zapadło podobne orzeczenie, oznaczałoby to konflikt w trójkącie: Strasburg-Wiedeń-Watykan. Bez zgody Watykanu Austriacy nie mogą usunąć krzyży ze szkół, nawet gdyby chcieli to zrobić.

Obecność krzyży w austriackich szkołach zagwarantowana jest bowiem na najwyższym możliwym szczeblu prawnym: w umowie międzynarodowej, tzw. konkordacie szkolnym Austria-Watykan z 1962 r., i ma rangę konstytucyjną. Przepisy stanowią, że we wszystkich klasach, gdzie większość stanowią uczniowie-chrześcijanie (w Austrii de facto katolicy), krzyż wisieć musi. Zdjęcie go możliwe jest tylko, jeśli większość klasy to niechrześcijanie (a i to tylko w niektórych landach).

Nic dziwnego, że strasburskie orzeczenie zostało skrytykowane przez czołowych austriackich polityków (poza socjalistami), z entuzjazmem za to przyjęli je przedstawiciele stowarzyszeń ateistycznych, które zabiegają o usunięcie symboli religijnych nie tylko ze szkół, ale także ze szpitali, urzędów czy sal sądowych. Bo w Austrii, podobnie jak we Włoszech, krzyż jest niemal nieodłącznym elementem kulturowego krajobrazu. Bywa, że w sądzie świadek jest zaprzysięgany przed krucyfiksem, przy zapalonych świecach.

Być może świadomość nieelastyczności austriackiej regulacji sprawiła, że w dyskusji nad Dunajem szybko pojawiły się głosy, czy - wychodząc naprzeciw ewentualnym procesom w przyszłości - nie należałoby przyjąć modelu bawarskiego.

Klauzula sprzeciwu

Tam zaś, w najbardziej katolickim z niemieckich landów, krzyże w szkołach znajdują się z mocy prawa: przyjęta niegdyś przez lokalny parlament ustawa nakazywała ich wieszanie. Skarga przeciwko tej ustawie trafiła w 1995 r. przed Federalny Trybunał Konstytucyjny RFN, który uznał ją za sprzeczną z konstytucją i nakazał zdjęcie krzyży.

Bawarczycy nie zastosowali się: landtag uchwalił nową ustawę, która podobnie jak poprzednia nakazuje wieszanie krzyży w szkołach, zawiera jednak tzw. klauzulę sprzeciwu (Wider­spruchslösung): jeśli jakiś uczeń, nauczyciel bądź rodzic wiarygodnie wykaże, że czuje się dyskryminowany, wtedy szkoła powinna usunąć krzyż z konkretnej klasy. Musi dowieść - czyli nie ma tu automatyzmu, a ciężar dowodu spoczywa na tym, kto wniesie skargę.

Od początku wszyscy byli świadomi, że nie jest to rozwiązanie doskonałe i w kolejnych latach dochodziło do procesów, gdy np. nauczyciel chciał zdjęcia krzyża, a szkoła się nie godziła. Ale koniec końców znajdowano jakiś kompromis. A przede wszystkim: takie rozwiązanie pozwoliło zachować "pokój religijny", na którym zależy w równym stopniu Kościołom, co politykom.

Pytania na nowy wiek

Co teraz? Włochy zapowiedziały odwołanie w Strasburgu. Trybunał będzie musiał ponownie rozpatrzyć sprawę w gronie nie kilku, ale kilkunastu sędziów. Na pewno będzie się to ciągnąć miesiącami.

Niezależnie od tego pozostaje kilka pytań zasadniczych. Po pierwsze, pytanie o charakter relacji między wiarą a prawami człowieka. Czy istnieje tu sprzeczność? Czy, formułując rzecz inaczej, nie liczy się ewolucja Kościoła, gdzie kolejnymi etapami był Sobór Watykański II, który uznał wolność religii, oraz nauczanie Jana Pawła II, który w walce z totalitaryzmem łączył kategorie wiary, godności ludzkiej i praw człowieka?

Sprawa druga: jak interpretować dziś ideę wolności religii? Jako "wolności pozytywnej" czy "wolności negatywnej"? [patrz tekst ks. Zulehnera na str. 6 - red.]. Konkretnie: skoro Soile Lautsi argumentowała, że krzyże należy usunąć, gdyż "stoją w sprzeczności z duchem laicyzmu", w jakim chce wychować dzieci, to czy nie powinno się przyjąć, że ów "laicyzm" też jest "religią", a argumentując w ten sposób, Lautsi usiłuje narzucić innym swą "świecką religię"? [patrz rozmowa z Ernstem-Wolfgangiem Böckenfördem na str. 5]. A zatem: czy nie jest tak, że każde rozwiązanie będzie oznaczać uprzywilejowanie kogoś, ale czyimś kosztem, nigdy bezkosztowo? Czy swym orzeczeniem trybunał nie usiłował stworzyć utopijnego "sterylnego konceptu, z którego samo w sobie nic nie jest w stanie wyrosnąć, poza próżnią, w którą wedrą się inne, silniejsze prądy religijne" (z komentarza "Die Presse")?

I kwestia trzecia: czy krzyż na szkolnej ścianie we Włoszech, Austrii czy Polsce to dziś symbol religii, czy rekwizyt - jako symbol kultury i tradycji Europy? A jeśli to drugie, jak chciałoby wielu krytyków strasburskiego wyroku, którzy zresztą niekoniecznie chodzą do kościoła - to jak europejska kultura ma się zmieniać w chwili, gdy wiele krajów kontynentu nie jest od dawna religijnym monolitem?

To pytania, na które nie odpowie żaden sędzia ze Strasburga. Banalna byłaby konstatacja, że dyskusje wokół takich kwestii nigdy się nie kończą - bo kolejne zjawiska, np. powiększanie się populacji islamskich w krajach Europy, będą generować kolejne sytuacje wymagające rozstrzygnięć.

Ale właśnie dlatego, szukając jakiegoś dobra w tym, co wielu jawi się dziś jako przejaw tendencji złych, ideologicznie antychrześcijańskich, wolno postawić tezę, że gdyby orzeczenie strasburskiego trybunału zmusiło europejskich chrześcijan do namysłu nad tymi pytaniami, byłoby to już coś.

Współpraca: Patrycja Bukalska

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2009