Krzyż nad Miastem i światem

Jubileuszowa homilia, jak donoszą najlepiej poinformowani, w całości przełożona z polskiego oryginału, uderza prostotą. Wspomnienie tamtego lęku (“Jak mogła nie zaciążyć odpowiedzialność tak wielka?") i zawierzenia miłosierdziu Boga. Oraz wdzięczność: “Jeden Pan Bóg potrafi zliczyć, ile modlitw, ile cierpień i ofiar poświęcano, aby wesprzeć moją posługę Kościołowi; ile życzliwości, dobrych słów i oznak jedności podtrzymywało mnie na duchu każdego dnia".

26.10.2003

Czyta się kilka minut

 /
/

Chwilami odnoszę wrażenie, że Watykan jest zmęczony jubileuszem. Jest tu obchodzony od miesięcy, w różnych formach, niemal nieustannie, ale nie może być inaczej, skoro coraz to nowe grupy, środowiska i kraje chcą go przeżywać z Janem Pawłem II.

"Pomóżcie papieżowi"

16 października 2003 r. Msza św. przed Bazyliką św. Piotra rozpoczęła się o 18.00. O tej samej porze przed 25 laty w Kaplicy Sykstyńskiej arcybiskup krakowski drżącym z przejęcia głosem, po łacinie, odpowiadając na pytanie, czy przyjmuje urząd, odpowiedział: “W posłuszeństwie wiary wobec Chrystusa mojego Pana, zawierzając Matce Chrystusa i Kościoła - świadom wielkich trudności - przyjmuję". Dosłownie przytoczone w papieskiej homilii słowa te zabrzmiały dzisiaj jak nowe zobowiązanie. Odpowiedzią były długo niemilknące oklaski.

Plac był chyba jeszcze bardziej wypełniony niż tamtego dnia, kiedy nad Kaplicą Sykstyńską ukazała się fumata bianca, biały dym. Chłodny wieczór po gorącym, jesiennym rzymskim dniu rozświetlony był blaskiem wolno zachodzącego słońca. Kiedy zaś po dwóch godzinach Msza dobiegała końca, było już ciemno, w mroku jaśniały delikatnym blaskiem fronton bazyliki, ołtarz, księżyc, gwiazdy i przelatujące od czasu do czasu samoloty.

---ramka 316668|prawo|1---Przybyło ponad sto tysięcy wiernych, którzy w klimacie modlitewnego skupienia manifestowali miłość do Papieża. Mówiły o tym oklaski. Oklaski, kiedy w drzwiach Bazyliki ukazał się Jan Paweł II, na papieskim tronie czy raczej na wózku inwalidzkim w kształcie tronu. Oklaski, kiedy Papież, mając przed sobą plac ze stutysięcznym tłumem wylewającym się też na Via della Conciliazione, z trudem podniósł rękę i pozdrawiał zgromadzonych znanym od dwudziestu pięciu lat ruchem. Oklaski, kiedy przed rozpoczęciem Mszy św. dziekan Kolegium Kardynalskiego, kard. Joseph Ratzinger, w krótkim, pięknym przemówieniu dziękował Papieżowi za 25 lat posługi, porównując go do św. Pawła i wspominając, jak ćwierć wieku temu przybysz “z dalekiego kraju" natychmiast stał się wszystkim bliski w wierze w Jezusa Chrystusa. I jeszcze oklaski w czasie papieskiej homilii. Oklaski szumiące jak wiatr, długotrwałe, ale nie nad miarę, by Papieża nie męczyć. Nawet polscy pielgrzymi uchwycili ten klimat wyciszenia i powstrzymali się od typowych, oczywiście pełnych miłości, donośnych okrzyków i długich śpiewów.

Papież, którego mocny, ciepły głos rozbrzmiewający z balkonu Bazyliki przed 25 laty podbił serca zgromadzonych, teraz stał przed tym tłumem niemal bez głosu. On, który z niebywałą energią wyruszał z tego miejsca do najdalszych zakątków globu, jest w tym miejscu, co zawsze, ale przykuty do fotela, zdany na życzliwe ręce otoczenia. On, który na tym placu został, wydawało się, śmiertelnie ranny, i który po kilku miesiącach wrócił pełen sił, teraz z każdym dniem tych sił ma mniej. Wszyscy o tym wiedzą, widzą to i dlatego wznoszą okrzyki, ale nie krzyczą jak dawniej.

Przyszli tu dla niego, chcą pokazać, że są z nim, że on im jest potrzebny. Oklaski, szumiące jak trzepot skrzydeł, zdają się powtarzać: “dobrze, że jesteś". Są odpowiedzią na papieskie: “Proszę was, nie ustawajcie w tym wielkim dziele miłości dla Następcy św. Piotra. Raz jeszcze proszę, pomóżcie papieżowi i wszystkim, którzy pragną służyć Chrystusowi, służyć człowiekowi i całej ludzkości". Misterne urządzenie bezszelestnie podnosi papieski fotel, dzięki czemu może, widoczny zza ołtarza, siedząc, przewodniczyć liturgii Mszy św. koncelebrowanej ze 128 kardynałami, 4 patriarchami, 430 arcybiskupami i biskupami oraz 336 proboszczami parafii diecezji rzymskiej.

Homilia, jak donoszą ci najlepiej poinformowani, w całości przełożona z polskiego, autorskiego oryginału, uderza prostotą. Wspomnienie tamtego dnia, tamtego lęku (“Jak po ludzku można było nie odczuwać lęku? Jak mogła nie zaciążyć odpowiedzialność tak wielka?") i zawierzenia miłosierdziu Boga. Podjęcia misji, którą wtedy i potem, aż do dziś, pojmował jako “dawanie świadectwa o tym, że Chrystus Dobry Pasterz jest obecny i działa w swoim Kościele; że wciąż szuka każdej owcy, która się zagubiła, zabłąkaną sprowadza z powrotem, opatruje skaleczoną, umacnia chorą, a mocną ochrania".

Drugą część homilii Jan Paweł poświęcił wyrażeniu wdzięczności. Wdzięczności Bogu, ale także ludziom: “wam, drodzy bracia i siostry w Rzymie i na całym świecie (...). Jeden Pan Bóg potrafi zliczyć, ile modlitw, ile cierpień i ofiar poświęcano, aby wesprzeć moją posługę Kościołowi; ile życzliwości, dobrych słów i oznak jedności podtrzymywało mnie na duchu każdego dnia".

Tylko pierwsze słowa czyta Jan Paweł II, potem lekturę kontynuuje abp Leonardo Sandri, zastępca Sekretarza Stanu. Słowa modlitwy zamykającej homilię wypowiada, nie bez widocznego wysiłku, znów sam Papież. Ojciec Święty przewodniczy liturgii, jednak prefację śpiewa stojący przy nim kardynał Ratzinger. Papież rozdaje Komunię kilkunastu osobom.

"Papieże nie składają dymisji"

Na Mszy są obecni dwaj prezydenci: Carlo Azeglio Ciampi i Aleksander Kwaśniewski (przybyli także Lech Wałęsa, Tadeusz Mazowiecki, dziewiętnaście oficjalnych delegacji i korpus dyplomatyczny). Przede wszystkim jednak: rzadko można widzieć tak licznie zgromadzonych kardynałów. Do Rzymu sprowadziły ich, rzecz jasna, obchody jubileuszu i konsystorz. Tę obecność wykorzystano dla zorganizowania sympozjum dla kardynałów, oczywiście na temat 25-lecia pontyfikatu. Uczestniczyło w nim 149 kardynałów i 109 przewodniczących Konferencji Episkopatów, także około dwudziestu kardynałów-nominatów. Dziennikarze uznali sympozjum za “pre-konklawe", uczestnicy, przynajmniej ci przeze mnie pytani, twierdzili, że niczego, co usprawiedliwiałoby takie określenie, nie dostrzegli.

Papież uczestniczył w zakończeniu sympozjum. Inaugurował je były dziekan Kolegium Kardynalskiego, kard. Bernardin Gantin. W długim referacie stanęła delikatna, lecz wisząca w powietrzu kwestia ustąpienia Papieża: “Papieże nie składają dymisji, są wybierani po to, by służyć Kościołowi do końca życia". Kard. Gantin przywołał też postać św. Piotra, który nigdy nie porzucił otrzymanej misji. Kolejny mówca, aktualny dziekan Kolegium kard. Ratzinger, podjął ten wątek: “Dziękujmy Bogu, że dał nam tego pasterza, który w epoce pełnej zamieszania i zagrożeń umacnia nas, swoich braci w wierze. To nasze dziękczynienie nie może też odnosić się tylko do przeszłości". Trzecim mówcą był arcybiskup Paryża, kard. Jean Marie Lustiger, który mówił o życiu konsekrowanym.

W tym samym dniu, co Msza św. Jubileuszowa, przed południem, w Auli Pawła VI Papież uroczyście podpisał posynodalną adhortację apostolską “O biskupie, słudze Ewangelii Jezusa Chrystusa dla nadziei świata", zatytułowaną od pierwszych słów “Pastores gregis". Adhortacja jest owocem prac dziesiątego zgromadzenia zwyczajnego Synodu Biskupów, zorganizowanego w roku 2001. Dołożono starań, by dokument ten - opracowany przez Sekretariat Synodu i autoryzowany przez Papieża - mógł być podpisany właśnie w tym dniu. Uznano, że tak uroczysta promulgacja dokumentu podkreśli rolę biskupów w Kościele i doniosłość ich kolegialnej komunii z Papieżem.

Biedni byli tylko Polacy, których o. Konrad Hejmo zapewnił ponoć, że to będzie specjalna audiencja dla nich. Tymczasem przez cały czas jej trwania nie padło ani słowo po polsku i pewnie wielu rodaków nawet nie wiedziało, że uczestniczy w historycznym wydarzeniu podpisania ważnego dokumentu. W pierwszych rzędach - kardynałowie (126), przewodniczący Konferencji Episkopatów, dostojnicy Kurii. Za nimi usiedli pielgrzymi, w tym około 5 tysięcy Polaków, na podwyższeniu zaś członkowie Sekretariatu Synodu.

Śpiew na powitanie Papieża, kardynał Jan Pieter Schotte dziękuje mu za dokument, z rogu podwyższenia ludzie z obsługi przynoszą mały, barokowy stolik, ktoś zdejmuje pulpit z poręczy fotela Papieża, przystawiają stolik do fotela i Jan Paweł II składa podpis pod dokumentem. Oklaski. Polacy śpiewają “Sto lat". Papież przystępuje do lektury przemówienia, którą po kilku pierwszych zdaniach kontynuuje jeden z prałatów kurialnych.

Kiedy Papież podejmuje lekturę ostatniego rozdziału, robi się niezwykła cisza. Jan Paweł II mówi, że jest świadom ciężaru obowiązków spoczywających na biskupie, że sił do ich wypełnienia należy szukać w Chrystusie. “Być dzisiaj pasterzami owczarni to wielki trud, to wielkie wymagania. Musimy jednak zaufać (Chrystusowi) »contra spem in spem«. Chrystus idzie z nami i wspiera nas swoją łaską".

Tak już teraz jest, że wiele słów Papieża, które kiedyś nie zwróciłyby niczyjej uwagi, dziś odbiera się w kontekście jego słabości i choroby. Tak jak te - w jego ustach zabrzmiały niesłychanie silnie i nabrały jakiejś innej wagi.

Papież na zakończenie wręczył egzemplarze adhortacji pięciu biskupom z pięciu kontynentów (dla Europy otrzymał ją bp Czesław Kozon z Kopenhagi). Przypuszczam, że dostali teksty po łacinie. Oczywiście wydrukowano już przekłady dokumentu na różne języki (z faksymile podpisu Papieża), sądząc jednak po przekładzie polskim, pracowano w pośpiechu, co nigdy przekładom na dobre nie wychodzi.

Adhortacja w zasadzie zbiera znane pouczenia i zasady. Mówi o tym, że biskup musi być człowiekiem wiary, modlitwy, ubogim, miłosiernym itd. Są jednak ważne fragmenty dotyczące kolegialności, jest mowa o biskupach-emerytach (w Polsce mówi się: “seniorach"), także o zabezpieczeniu ich sytuacji materialnej (prawdopodobnie pojawiają się i takie problemy), o konferencji Episkopatu. Dokument dotyczy nade wszystko duchowości biskupów, jednak dokładniejsza jego lektura pokaże, jak bardzo praktyczne może mieć reperkusje ta dziedzina.

"Jej się należało"

Dopełnieniem obchodów jubileuszowych (choć nie ich zakończeniem, o czym za tydzień) stała się niedzielna beatyfikacja Matki Teresy z Kalkuty. Po chłodnej i deszczowej sobocie, niedziela 19 października była dniem niezwykle, jak na tę porę roku, pogodnym. Nad Rzymem niebo było bez chmurki. Ta beatyfikacja nastąpiła w rekordowo krótkim czasie po śmierci błogosławionej (Matka Teresa zmarła w 1997 roku). Jeśli wierzyć głosom dobrze poinformowanych, tej beatyfikacji pragnął Papież. Według tych samych źródeł zebranie i opracowanie ogromnego materiału wskazującego na heroiczność jej cnót było możliwe jedynie dzięki pomocy internetu.

Było od dawna wiadomo, że na beatyfikację przyjadą do Rzymu tłumy pielgrzymów. W barze podsłuchałem taką rozmowę na temat zbliżającej się liturgii: “Znów tłumy, autokary, wszędzie korki, w całym mieście zamieszanie...". Inni wtórują narzekającemu, barman słucha z uwagą i wreszcie zabiera głos: “Jej przynajmniej to się należało".

Na placu i aż do połowy Via della Conciliazione zgromadził się tłum z różnych stron świata (mniej, mówią świadkowie, niż na beatyfikacji założyciela Opus Dei). Oblicza się, że wśród 300 tys. obecnych było 25 tys. pielgrzymów z zagranicy, w tym 9 tys. z Polski. Jest ekumeniczna i międzyreligijna delegacja z Albanii - ojczyzny Matki Teresy, prawosławny metropolita Korçy - Joan Pelushi i wielki mufti sunnitów albańskich - Haji Sabri Koçi, a także bratanica założycielki Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Miłości, 59-letnia Ali Bojaxhiu z dwojgiem dzieci.

Kiedy szedłem przez ten tłum, miałem wrażenie, że w większości są to zwykli ludzie, często biedni. Pewnie było wielu takich, którzy przyjechać nie mogli, bo po prostu nie mieli na bilet. Nie było też na placu znaczniejszej grupy sióstr misjonarek miłości. Owszem, były w jednym z chórów - tym, który wykonywał śpiewy hinduskie, były w procesji najpierw z relikwiami nowej błogosławionej, potem w procesji z darami, ale nie to, żeby ławą, może zresztą nie zauważyłem.

Portret odsłonięty po wypowiedzeniu formuły beatyfikacyjnej jest utrzymany w kolorycie niebieskim, Matka Teresa na nim jest wielka, a doskonale pamiętam, że uderzała jej kruchość. Papież powiedział o niej: “Ta piccola donna zakochana w Bogu była jedną z największych postaci naszej epoki". I to właściwie jest najważniejsze. Oficjalna beatyfikacja została poprzedzona powszechnym przekonaniem o świętości, którego nic nie zdołało zachwiać.

Zakończenie niedzielnych uroczystości nastąpiło wieczorem. O godz. 20 na placu św. Piotra odbyło się niezwykłej piękności widowisko: muzyce “Missa pro pace" Wojciecha Kilara towarzyszyły sztuczne ognie. Papież z uwagą śledził wydarzenia z oświetlonego okna, po czym życzył zgromadzonym dobrej nocy i pobłogosławił, kreśląc wielki znak krzyża nad Miastem i światem.

---ramka 316691|strona|1---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2003