Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Choć to może niepojęte oraz niewiarygodne, lecz nie mam żadnej władzy w ogóle. Jak również - nie posiadam, ani w domu, ani w pracy, ani w jakimś tajemnym miejscu żadnego "arsenału przemocowego", a skoro tak, nie mogłem go zastosować wobec wymienionej przez Kurkiewicza pani. Kurkiewicz pisząc, co napisał, wprowadził czytelników "TP" w błąd, co niniejszym prostuję. Stało się tak dlatego, iż na temat mojej domniemanej władzy nad Ewą Jasiewicz nie szukał informacji u źródła, czyli u mnie, a więc nie skorzystał z tzw. warsztatu prasowego, co wykłada w Collegium Civitas.
Tytułem wyjaśnienia muszę dodać, że gdyby książka Ewy Jasiewicz wyszła spod pióra jakiegoś mężczyzny, Romana Kurkiewicza na ten przykład, napisałbym o niej oraz o autorze to samo, co napisałem, gdyż moim zdaniem nieporadności dziennikarskie, półprawdy i przeinaczenia z płcią twórcy nie mają nic wspólnego, jak z seksistowską pewnością zdaje się sugerować Roman Kurkiewicz. Mają za to i całkiem sporo z uczciwością i talentem. Zapewniam równocześnie, że gdybym miał nad panią Jasiewicz jakąkolwiek władzę, poradziłbym jej, by pisała książki tylko dobre, a nie "politycznie zaangażowane". Lecz z braku władzy nie mogę tego zrobić, choć nie spędza mi to snu z oczu.
Obstaję przy swoich poglądach, w czym utwierdził mnie niedawny pobyt w Gazie i na Zachodnim Brzegu. Palestyńczycy wystarczająco wiele doświadczyli od historii oraz izraelskich i arabskich sąsiadów, by na domiar złego zajmowała się nimi Ewa Jasiewicz z Romanem Kurkiewiczem w roli pomocnika.
Pozostaję w ukłonach i życzę redakcji "TP" owocnej dyskusji o Palestynie, Izraelu oraz Bliskim Wschodzie.