Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Prezydenci Rosji i Ukrainy spotykają się co kilka tygodni, a 15 maja w podmoskiewskiej rezydencji Władimir Putin przyjął Janukowycza, najpoważniejszego kandydata do urzędu prezydenckiego (wybory mają odbyć się w październiku). Po spotkaniu Putin wystąpił z sensacyjną zapowiedzią zniesienia barier celnych pomiędzy Rosją a Ukrainą; cła i VAT miałyby nie obowiązywać nawet na ropę i gaz. Zabieg ten kosztowałby rosyjski budżet 800 mln dolarów rocznie. Miły prezent. Tylko co Rosja chce w zamian? Tego właśnie nie wiadomo.
Umowa o utworzeniu strefy wolnego handlu w ramach Wspólnej Przestrzeni Gospodarczej (porozumienia zawartego w ub. roku z inicjatywy Moskwy między Rosją, Ukrainą, Białorusią i Kazachstanem i zakładającego usprawnienia w integracji ekonomicznej państw-sygnatariuszy) jest na tym etapie ogólności jedynie protokołem pobożnych życzeń. Politycy deklarują wolę napełnienia tego papierowego bytu konkretną treścią. Trwają uprzejme przepychanki, kto za to zapłaci. Może właśnie Moskwa, choć trudno w to uwierzyć.
Do beczki miodu, jaki obficie spływał w ostatni weekend z ust rosyjskich i ukraińskich liderów, trzeba dodać kilka łyżek dziegciu. Po pierwsze, Ukraina nie wysiadła z “wagonu III klasy" i nadal głosi, że chce do Europy. Po drugie, deklaracje ekonomicznego braterstwa należałoby wpisać w przedwyborczy kontekst - Moskwa dała sygnał, że w wyborach poprze Janukowycza (jako gwaranta polityki prorosyjskiej), a poparcie Moskwy wiele znaczy dla ukraińskich wyborców. Po trzecie, za parę miesięcy może się okazać, że Moskwa nie ma pieniędzy, by pokryć obietnice. Rosja ma i tak dość kłopotów z Białorusią, niesforną “utrzymanką", całkowicie zależną od moskiewskiej kasy. Chyba że silniejsze niż rachunek księgowy, okażą się mocarstwowe ambicje Moskwy, która WPG traktuje jako narzędzie odbudowy dawnych wpływów.